"Zakochany przez przypadek" Yoav Blum


"Jeśli nie chcesz któregoś dnia obudzić się i odkryć, że nie cierpisz tego, co robisz, unikaj robienia cały czas tego samego."

"Czasem kapitulacja przepełnia człowieka słodyczą."

Książki mogą się nam podobać z różnych względów. Jedne mają niesamowity styl, drugie dobrze wykreowanych bohaterów, którzy z biegu znajdują drogę do naszego serca, trzecie zaskakują nieszablonową fabułą, albo ich finał zbija nas w fotel. Rzadko zdarza się jednak, żeby jakiś tytuł miał w sobie wszystkie te plusy. A "Zakochany przez przypadek" ma! Tu już sam pomysł na autora może zaciekawić, więc obawiałam się czy forma dorówna pomysłowi. Najgorzej jest bowiem wtedy, gdy idea jest bardzo kreatywna, a styl niedomaga. Ale tu wszystko jest na swoim miejscu. I jeszcze to jak ta książka została zaplanowana! Wszystkie elementy historii są z jednej strony jak puzzle. Każdy kawałek ma swoje miejsce, scala się z kolejnym i gdy zbierze się ich odpowiednia ilość zaczynamy dostrzegać pełen obraz. A tej obraz... No małe arcydzieło! Ciepły, uroczy, zaskakujący majstersztyk! :)

"- Uh. Nie cierpię, kiedy sprawy nie idą gładko.
- Czyli nie cierpisz większości tego, co dzieje się na świecie."

"Bardzo długo pytałam samą siebie: w którym dokładnie momencie zrozumiałam, że Cię kocham? Gdzie jest ten punkt równowagi - gdy wcześniej się kogoś lubi, a potem ten ktoś jest już centrum naszego wszechświata?"

"Zakochany przez przypadek" jest tak fajną książką, że aż sama się tego nie spodziewałam. Przede wszystkim opowiada historię trójki przyjaciół którzy są "kreatorami przypadku". To oni sprawiają, że przez przypadek ucieka nam autobus, spotykamy miłość życia albo odkrywamy w sobie nowe pasje. Wpływają na małe i duże sprawy, a wszystko dla większego planu. Niektórzy lubią swoją pracę, inni nie. Guy uwielbia łączyć pary. Nie jest romantykiem, ale wie że jest w swojej pracy naprawdę dobry. Nie zadaje pytań, tylko od lat sumiennie wykonuje swoje obowiązki. Pewnego dnia dostaje jednak zlecenie którego kompletnie nie rozumie. Okaże się, że czasem serca nie da się przegadać i trzeba zacząć brać odpowiedzialność za swoje czyny. Nawet jeśli popełniamy je przez przypadek.

"Może pomagając komuś osiągnąć szczęście, którego ty już nie doświadczysz, sam zyskujesz cząstkę tego szczęścia."

To czego uczy nas ta książka, to właśnie wbrew pozorom to, że obojętnie jak byśmy się przed tym bronili, zawsze mamy wybór, a każdy z nich będzie miał jakieś konsekwencje. Możemy szukać wymówek, oddawać władzę nad swoim życiem w ręce losu, czy czegokolwiek, ale w ostatecznym rozrachunku możemy mieć pretensje o niepowodzenia tylko do siebie. Ale cała nagroda w przypadku sukcesu też trafi w nasze ręce. Wszystko zależy od tego czy na okoliczności w życiu będziemy patrzeć jak na przeszkody czy szansę i nowe możliwości. Ale żeby nikt mnie źle nie zrozumiał. Ta książka nie próbuje przekazać nam podprogowo nowych coachingowych mądrości, wszystko jest tu bardzo delikatnie podane. Każdy z nas wyciągnie z niej coś innego. Równie dobrze może być romansem, który opowiada o dwóch duszach przeznaczonych sobie mimo wszystkich przeciwności, jak i miłą obyczajówką czy nawet kryminałem, bo w końcu Guy dostaje dziwną wiadomość, i przez całą książkę będzie próbował rozszyfrować o co w tym zadaniu chodzi. Także może sięgniecie po nią z ciekawości, co Wy w niej dostrzeżecie?

"Najwidoczniej nie można wiedzieć, że kogoś się naprawdę kocha, dopóki się z tym kimś porządnie nie pomilczy."

"Nie trafi się w nowe miejsca, jeśli codziennie chodzi się tą samą drogą."

Totalnie zakochałam się w tej historii! Nie tylko dlatego, że została bardzo dobrze napisana i przemyślana, a każde najmniejsze słowo ma tam jakieś znaczenie, które po czasie nam się objawia, ale przede wszystkim dlatego, że jest wyjątkowa. To trochę jak połączenie obyczajówki, fantastyki, romansu i dreszczowca. Pod sam koniec siedziałam jak na szpilkach i tylko powtarzałam do siebie "jejku nie! Tylko nie to! Tylko nie tak!". Gdyby to był film, jak nic oglądałabym go przez palce. Także emocje są. I Ci bohaterowie... Tacy doskonale skomplikowani! Na pierwszy rzut oka wydaje się, że mamy do czynienia z typowym trio przyjaciół: kujonka, śmieszek/narcyz i odludek/korpo szczur. A tu właśnie wcale nic nie jest tak oczywiste. Nie chcę spoilerować, więc na tym poprzestanę, ale dla mnie 10/10. I duże serducho! ❤️


"Ale jeśli szkolenie czegoś go nauczyło, to tego, że nie wolno, absolutnie nie wolno definiować ludzi jednym słowem. Są zbyt skomplikowani."

















Bastuba


"Śmierć w blasku fleszy" Alek Rogoziński


"Toż to skandal! Ale czego innego można się spodziewać po naszej policji! Gdy jest jakaś rozróba, to policjanci zapadają się pod ziemię, ale kiedy widzą staruszkę sprzedającą bez pozwolenia kwiaty, to nagle jest wokół niej cały kordon, jakby była terrorystką. Do luftu!"

Niektórzy w parszywy dzień lubią się dobić słuchając Korteza i czytając Kulczyckiego spokojnie pogrążają się w depresji. Ja wolę w takie dni wyłączyć wifi, wyciszyć telefon i opatulona kocem z psem na kolanach oddać się lekturze jakiejś dobrej komedii. Jeśli będzie to komedia kryminalna to tym lepiej. W takie łatwiej się wkręcić, bo chcemy się dowiedzieć kto zabił i jak wszystkie wątki ostatecznie się rozwiążą. Lubię naszych rodzimych autorów takowych książek, ponieważ daje mi to dodatkowo gwarancję dobrego humoru, który trafi do mnie o tyle lepiej niż zagraniczne, bo mówi o naszej polskiej rzeczywistości. A przyznacie, że czasem to można się już tylko w tym naszym kraju śmiać. Mam więc jak w banku, że taka książka skutecznie poprawi mi humor. Co by nie być gołosłowną ostatnio zapoznałam się z najnowszym dziełem Alka Rogozińskiego i zamiast dawkować sobie przyjemność, zaaplikowałam na raz trzysta stron i wyszłam na tym bardzo dobrze. Skutek uboczny? Łzy śmiechu i bolący brzuch z powodu j.w. A o czym tym razem pisze autor?

"Jeśli nie musisz mówić taksówkarzowi, dokąd ma cię zawieść, a on i tak jedzie tam, gdzie trzeba, to znaczy, że jesteś gwiazdą."

Świat mody rządzi się wieloma prawami. W Polsce ustala je Krystyna Rośnicka. Jest królowa śniegu rodzimych wybiegów, ponieważ jej agencja modelingowa współpracuje z najważniejszymi projektantami, a córka Rośnickiej, Weronika, ma spore szanse zostać "Next Top Model". Gdy więc Mario Kostek i Miśka Szustak dostają zlecenie zorganizowania wielkiego pokazu modu dwóch wielkich marek, nie mogą pominąć gwiazd, którymi zarządza Rośnicka. Przyjaciele planują wspaniałe i niezapomniane show, a gdy udaje im się to osiągnąć okazuje się, że nie koniecznie takie atrakcje impreza miała zawierać. Podczas finału gonie bowiem główna gwiazda, a do morderstwa przyznaje się asystentka Maria. Ten nie wierzy w jej winę i z pomocą Miśki, oraz jej mamy, Stefani, będzie próbował znaleźć prawdziwego zamachowca. Szybko okazuje się jednak, że osób, które mogły chcieć śmierci modelki, jest naprawdę wiele. Pani Stefania podążając za przeczuciem, i mając doświadczenie po przeczytaniu wszystkich książek Agathy Christie, może wpakować w tarapaty nie tylko siebie. Ale jak już, na pewno zrobi to na wesoło.

"Nie, wbrew temu, co sądzą o mnie inni ludzie, nie jestem robotem. Mam uczucia. Nawet wiele. Tyle że nauczyłam się ich nie ujawniać, żeby inni nie zrobili z niej oręża do walki ze mną. Zna pan życie i wie, że i w biznesie, i po za nim ludzie żerują na naszych słabościach. Jak sępy. Jeśli znajdą pana słaby punkt, wykorzystają go bez pardonu."

"Śmierć w blasku fleszy" wygrywa genialnie wykreowanymi bohaterami, których przemyślenia i dialogi totalnie mnie kupiły. Podobało mi się, że wątek kryminalny był dobrze napisany, a wszystkie puzzle na końcu wskoczyły na swoje miejsce. Jeśli mogę głosować, to chętnie poczytałabym o innych przygodach Stefani Szustak, bo ta szalona "kura domowa" zdecydowanie wiedzie prym w tej książce. Wiecie, taka typowa starsza Pani, która naoglądała się "Komisarza Alexa" i myśli że sama może być Rutkowskim. Niby banał, a tu sprawdziło się to bardzo fajnie. Jestem też fanką umieszczania spisu postaci przed pierwszymi rozdziałami, bo gdy mamy całą gamę bohaterów, czasem ciężko spamiętać kto jest z kim spowinowacony. Oczywiście  w komedii kryminalnej ważny jest też humor, ale już chyba wystarczająco podkreśliłam, że ta książka nie raz rozbawiła mnie do łez, a o to przecież chodzi.  Cóż, kolejna udana premiera Panie Rogoziński. Czekam na kolejne.

"Widać, dramatyczne okoliczności zmieniają optykę widzenia."

Bastuba


"Bez żalu" Mia Sheridan


"Intelektualiści sądzący, że wszystkiego można się dowiedzieć, to najgorszy typ naukowców. Wbrew pozorom, niczego nowego się nie uczą."

"Wszystkie bitwy wygrywamy lub przegrywamy najpierw w swoim umyśle."

Z książkami Mii Sheridan poznałam się jakieś 2 lata temu i od tego czasu uwielbiam każdy jej tytuł, który trafił w moje ręce. "Bez szans", "Bez winy", czy "Bez słów" to tylko kilka przykładów oryginalnych romansów, które opowiadają o tym, że miłość może nas spotkać w najmniej spodziewanym momencie. Każda historia inna, każda równie emocjonalna. Szczególnie uwielbiana jest "Bez słów" i choć z pewnością jest to szczególnie udana opowieść, to "Bez żalu" może z nią spokojnie konkurować.

"Mężczyzna, który widział wokół siebie tyle śmierci, ma niewielką szansę pojąć Bożą rolę w tym wszystkim."

"Czyżby właśnie na tym polegała prawdziwa odwaga: działaniu pomimo strachu? Podążaniu za dogmatami swojej wiary i głosem serca prosto w wir walki, do której zostało się wezwanym?"

Callen i Jessica poznają się jako nastolatka w opuszczonym wagonie w zajeździe kolejowym do którego nikt w miasteczku nie zagląda. On stara się odreagować po kolejnej kłótni i bójce z ojcem, ona ucieka przed matką, która nie poświęca jej najmniejszej uwagi, bo jest zbyt zajęta pilnowaniem niewiernego męża. Regularnie wraz z bratem jest zabierana do kolejnych hoteli, moteli i pensjonatów, by matka mogła złapać ich ojca na gorącym uczynku. Żadne z nich nie miało więc szczęśliwego dzieciństwa.
Jessica lubiła udawać, że jest księżniczką, która ma za zadanie uratować nieszczęśliwego księcia. Problem polegał na tym, że aż do jedenastego roku życia nikt taki nie stanął na jej drodze. Aż tu nagle spotyka chłopca, który zdaje się ją bardzo dobrze rozumieć. I podzielać jej marzenia. Razem zaczynają tkać nowe historie i bajki, aż pewnego dnia chłopiec nie pojawia się na spotkaniu. Bez żadnego wyjaśnienia, bez pożegnania. Po dwóch latach wspólnego dzielenia czasu, Jessica nie znała nawet jego nazwiska. Miała je poznać, tak jak reszta świata, dopiero po dziesięciu latach.
Gdy ona spełniła swoje marzenie i ze Stanów przeniosła się do Francji, by w Paryżu móc studiować i pracować, co zawsze chciała zrobić. Callen w tym czasie dążył do rozpowszechnienia swojej muzyki. To właśnie Jessi przyniosła mu kiedyś keyboard, i nauczyła czytać nuty, a on okazał się bardzo utalentowany muzycznie. Więc gdy dziewczyna szukając pracy jako tłumaczka tekstów starofrancuskich trudniła się posadą kelnerki, w hotelu, on odbierał nagrodę w Paryżu za swoją najnowszą płytę. Los chciał, że gdy udaje się świętować ten sukces wraz z managerem do restauracji właśnie w tym hotelu. Gdy przyjdzie im się spotkać, może nie być tak łatwo jak Jessica by tego chciała. W końcu dobrze by było, żeby ją chociaż, na początek, rozpoznał...

"Wspomnienia będą wszystkim, co mi pozostanie."

"Żyj odważnie i niczego nie żałuj."

Trochę się rozpisałam, ale możecie być spokojni. To tylko wstęp do tej historii, a ja postaram się powstrzymać przed zdradzeniem jakichkolwiek istotnych dla fabuły informacji. A są tu szokujące zwroty akcji. To zresztą jest typowe dla Sheridan. Autorka uwielbia rzucać nam przez całą książkę smaczki, by później zwalić nas na kolana jakimś porządnym zwrotem akcji, albo ujawnieniem wielkiej tajemnicy. Nie sprawia to jednak, że jak ktoś szybciej domyśli się co ukrywają Ci bohaterowie, to nie będzie rozczarowany, ponieważ siła tej gdzie indziej. Otóż linia czasowa "Bez żalu" jest podzielona na dwa wątki: jeden dotyczy teraźniejszej relacji między Jessicą i Callenem, a drugi opisuje losy służącej Joanny d'Arc i oficera jej wojsk, które poznajemy dzięki nowo odkrytym listom z czasu wojen prowadzonych przez heretyczkę. Dla tych, którzy nie przepadają za historią napiszę jeszcze, że fragmenty dotyczące średniowiecza są bardzo ciekawie opisane. W pewnym sensie najnowsza książka Sheridan opowiada o dwóch historiach miłosnych, nie o jednej.
Ostatnio czytając romanse, można odnieść wrażenie, że autorzy na tyle wierzą w wyjątkowość tworzonych przez siebie historii, że przykładają bardzo mało uwagi do takich aspektów jak styl, ciągłość fabularna, czy kreatywne budowanie postaci. Sięgając po tytuły pod którymi podpisuje się ta autorka, możemy być spokojni, bo nie będą nas razić w oczy błędy stylistyczne, czy skakanie po historii bez zaplecza, który potocznie nazywamy logiką. Podoba mi się również, że ani Jessica ani Callen nie są idealni. Popełniają błędy, ranią się nawzajem i wcale nie są skorzy do zmiany swojego postępowania. Łatwo można się z nimi utożsamić. 

"Czasami miłość potrzebuje tylko odrobimy bliskości, żeby rozkwitnąć. "

"Słyszałeś powiedzenie, że najlepszą modlitwą jest wdzięczność."

U mnie ciągle no.1 jest "Bez szans", ale najnowsza "Bez żalu" mocno depcze jej po piętach. Niesamowicie podobało mi się wplecenie do fabuły historii Joanny d'Arc i miłości pewnej szlachcianki z dowódcą wojskowym. Niby to tylko wątek poboczny, ale chyba właśnie on stworzył ten klimat, który tak lubię u Sheridan. Główna linia czasowa opowiadająca o kompozytorze muzyki klasycznej i dziewczynie, która przeniosła się ze Stanów do Paryża, by studiować język francuski i historię średniowieczną. A może właśnie to tak mi się w tej książce podoba? W końcu nie tylko sama studiuję historię, co zbliża mnie do głównej bohaterki, ale sam pomysł na te postacie jest kreatyny i nie tak często spotykany. Kupuje mnie też to, że jak na romans, ta książka wcale nie jest tak schematyczna. Cóż, moja miłość do twórczości Sheridan chyba nie pozwala mi zobaczyć tu jakiś minusów. Dlatego dla mnie odpowiednią oceną będzie 8/10. Jedyne co może mocno zadziwiać, to nasza wersja tytułu, ponieważ w oryginale mamy "More Then Words" co bardzo pasuje do fabuły, a żeby odkryć sens w słowach "Bez żalu" w kontekście tej książki, trzeba się już nagimnastykować. A może to w sumie plus? 

"Wiedziałam z doświadczenie, że ludzie nie zmieniali się, bo ktoś ich o to poprosił. Ludzie zmieniali się wyłącznie wtedy, gdy sami tego chcieli."

ebym słuchała serca, doceniała wszystkie dary, jakie otrzymałam od losu, nawet te najmniejsze, i wykazywała się cierpliwością, kiedy zostawiasz w zlewie brudna miseczkę po płatkach. (...) powinnam być wdzięczna za wszystko, co mam."

Bastuba



WRAP UP LUTY 2019


Przez natłok obowiązków związanych ze studiami, luty nie był miesiącem w którym miałam czas na czytanie dla przyjemności. Stąd też znalazła się tu jedna książka, która była by potrzebna na jedne zajęcia, ale że jest czysto fabularna (i genialna), to nie mogę jej pomijać. W sumie przeczytałam 9 książek, ale tylko 6 to tytuły dla mnie nowe. Głównie skupiłam się tylko na romansach, bo musiałam trochę odciążyć głowę, ale nie ujmuje to żadnej z nich. Mam nadzieję, że za miesiąc przyjdę w większą ilością książek, których premiery były niedawno, bo półka hańby powoli zaczyna się uginać :)


3. "Do trzech razy Natalie" Olga Rudnicka to "reread". Kocham tę serię od lat i wracam do niej za każdym razem gdy mam zły nastrój, bo siostry Sucharskie martwego by rozbawiły. Ten rodzaj humoru, te wątki kryminalne w tle i delikatne romanse... No U-WIE-LBIAM!Co prawda moim ulubieńcem jest cześć 1, a później poziom delikatnie spada, ale nadal jestem pełna nadziei na kontynuację.
5. "Zima koloru turkusu" Carina Bartsch czytały już chyba wszystkie fanki romansów, więc jak przeczytam na Legimi PS2 i PS3 to zobaczyłam, że i te książki mam na półce bardzo długo, więc się za nie spontanicznie zabrałam. I choć nie było wielkiego "wow" to jak na romans akademicki, którego akcja rozwija się w Berlinie, jest całkiem sympatycznie. I jest dużo śmiechu, bo narracja głównej bohaterki to złoto. Nadal nie ogarnęłam skąd te wiśnie w tytule pierwszego tomu, ale może nie jestem aż tak uważnym czytelnikiem.
6. "It Ends with Us" Colleen Hoover przeczytałam w ramach booktour'u u Moniki i tak jak pokochałam Atlasa i jak denerwowało mnie zachowanie i wybory głównej bohaterki, tak sama książka bardzo mi się podobała. Co prawda miałam płakać, a nie uroniłam ani łzy, ale w kontekście głównego wątku tu, czyli przemocy w domu, to dobrze. Było mi zajebiście przykro, gdy czytałam jak Hoover dedykuje książkę innym kobietom, które doświadczyły przemocy od ukochanych, bo fakt, że temat jest wciąż żywy... A jednak autorka bardzo dobrze opisała emocje z perspektywy ofiary, i mimo że nie jestem fanką dawania drugich szans, to rozumiem motywy bohaterki.

Jedna ze smutniejszych książek Hoover, ale i tak cieszę się, że ją przeczytałam, choć ciśnienie przez 3/4 fabuły miałam mocno podniesione. Zresztą od początku byłam #teamatlas ;)



8. "Planeta Singli 2" Ewa Markowska Cóż. Jakoś ja początku miesiąca byłam w kinie na "Planecie Singli 3", która niby mi się nie podobała aż tak, a jednak kilka dni później czując niedosyt sięgnęłam po papierowe wersje dwóch ostatnich części i... Choć jest to napisane językiem od którego oczy bolą, to fabularnie mamy tam kilka scen mogących spokojnie znaleźć się w filmie. Szczególnie, jeśli chodzi o ostatnią część, to byłam w niezłym szoku jak się okazało, że film kończy się w połowie książki! Tam jeszcze tyle się dzieje... Miałabym nadzieję na kolejne części, ale skoro od początku miała to być trylogia to widać tak miało być. Ale cała ta wesoła rodzinka zapewniła mi kilka fajnie spędzonych wieczorów, bo humoru nie można autorce odmówić. 
9. "Poganka" Narcyza Żmichowska była mi potrzebna do napisania pracy proseminaryjnej i jak wczoraj zobaczyłam, że na "Lubimy Czytać.pl" ta książka nie ma nawet 6 gwiazdek to myślałam, że się przewrócę. Na szczęście siedziałam i mogłam trochę tę ocenę podnieść dając 10/10. Stara, ale bardzo dobra. Niby opowiadająca głównie o miłosnym zawodzie głównego bohatera, tak naprawdę ma w sobie kilka ukrytych przekazów. Kocham! Muszę zaopatrzyć się w egzemplarz papierowy na własność, bo z pewnością często będę do niej wracać. 

Bastuba


WRAP UP STYCZEŃ 2019



Wiem. Mamy już marzec. Ale ponoć lepiej późno niż wcale. A że styczeń był bardzo obfity w przeczytane książki, to postanowiłam w skrócie przypomnieć co czytałam, zanim zbiorę się do napisała osobnych recenzji. Jako słowo usprawiedliwienia dodam tylko, że dopiero wczoraj zaliczyłam najcięższy egzamin na tych moich ukochanych studiach, więc praktycznie ostatni miesiąc miałam wyjęty z życia. Mam w planach, by marzec był bardziej produktywny blogowo, a moim pierwszy krokiem ku temu jest właśnie WRAP UP :)



1. "Śmierć Komandora" Haruki Murakami czyli kontynuacja "Śmierć Komandora. Pojawia się idea". Dla mnie? Mistrzostwo. Te dwie książki to moje pierwsze spotkanie z autorem i myślę, że to jest właśnie miłość. Tak niesamowity, niepodrabialny styl, niesamowicie angażująca fabuła i ten czadowo dziwny główny bohater... Opis znajdziecie w linku, ale jeśli lubicie czasem przeczytać coś bardziej wymagającego i wywołującego duże emocje (i trochę niesamowitego) to bierzcie Murakamiego w ciemno.
2. "Friend Zoned" Belle Aurora to słodki romans, przy którym trzeba przymknąć oko na wiele rzeczy, żeby móc się nim cieszyć w pełni. Po dłuższym zastanowieniu nie wiem czy nie zmieniłabym oceny na 2/5, ponieważ nie mogę powiedzieć, żebym jakoś specjalnie dobrze bawiła się czytając, choć tragicznie nie było. Z jakiegoś powodu ciężko mi uwierzyć, że kilkuletnia dziewczynka, która wychowywała się bez matki i którą głównie opiekują się ojciec i wujkowie, z miejsca zakochuje się w obcej babce, która przychodzi jako koleżanka jej chrzestnego. Nie klei mi się to, Nie bardzo wierzę też w to, że gość, który ma zatargi z mafią, jest właścicielem nocnego klubu i w dziewczynach to raczej przebiera, pozwala się wciągnąć w bycie przyjacielem obcej laski, bo ta wysłała mu słodkie babeczki. No nie, logika chyba ne zawędrowała w te strony. I Ci bohaterowie też jacyś tacy nierealistyczni. Nie tracę nadziei, że drugi tom może być ciekawszy, ale tu nie mogę dać więcej niż 3/5 i tylko dlatego, że główna bohaterka miała swoje momenty i humor trzymał jakiś poziom. 
3. "Fighting Temptation" K.C. Lynn to dość przewidywalny romans, ale ze wszystkich tych wydawanych przez Niezwykłe, które ostatnio przeczytałam, a jak widzicie trochę tego było, to ten spodobał mi się najbardziej. Nie robimy tu z badboyów misiaków, bohaterowie są realistyczni, fabuła wciąga i znowu Ci drugoplanowi panowie dają nadzieję na naprawdę ciekawe kontynuacje. Możliwe, że mam słabość do romansów, w których występuje wątek żołnierzy, ale tu na szczęście wszystko się dobrze broni. Bo najgorzej jest wtedy, kiedy tak ważne tematy są traktowane po macoszemu. A gatunek gatunkiem, ale jak się podejmuje pisania w takich klimatach, to trzeba to umieć udźwignąć. 4/5 i czekam na więcej :)
4. "Bestia. Przebudzenie Lizzie Danton" L.A. Fiore czyli kolejne rozczarowanie. A ponieważ kocham, no KOCHAM! historię o "Piękniej i Bestii", to to rozczarowanie jest jeszcze większe. Mamy tu co prawda pięknie odmalowany krajobraz Szkocji, ciekawy pomysł na fabułę, ale już drętwi bohaterowie i akcja która albo ciągnie się jak rozgotowany makaron, albo gna na łeb na szyję. Jest nierówno i jakoś mnie ta historia miłości płatnego zabójcy i malarki nie porwała. Wielka szkoda, bo potencjał był. Naciągane 3/5.
5. "Podniebna pieśń" Abi Elphinstone jest dowodem na to, że styczeń był dla mnie miesiącem genialnej fantastyki. Jejku! Jak ja się bałam sięgać po książkę adresowaną do 11-latków! Rzadko trafiają do mnie młodzieżówki, więc bałam się, że mogę się z tą książką nie polubić, a jednak intuicja mnie nie zawiodła. To jak pięknie autorka opisuje krainę w której dzieje się akcja, to jakaś magia. Czytając miałam wrażenie jakbym oglądała film, tak malowniczo wszystko było opisane. Coś niesamowitego. Nie przeszkadzało mi też pozostawienie narracji dzieciakom, bo również wyszło to bardzo naturalnie i dzięki temu mogliśmy dostrzec wiele szczegółów, na które osoby dorosłe nie zwróciłyby uwagi. Sama fabuła, choć niby pomysł oklepany, a finał przewidywalny, to potrafiła wciągnąć. Także było to bardzo pozytywne zaskoczenie. Zasłużone 10/5 :)
6. "Samobójca" Agnieszka Ziętarska i debiut, który wgniótł mnie w fotel. A właściwie zrobiłby to, gdybym mogła czytać go w ciszy i spokoju w ulubiony fotelu, popijając herbatkę. Niestety nie było mi to dane, bo zaczęłam lekturę jadą na praktyki w szkole. Pierwszy raz tak się cieszyłam widząc zakorkowane ulice. Każdą wolną chwilę spędziłam na poznawaniu historii świata, w którym każdy człowiek ma swojego zwierzęcego opiekuna, potencjalni samobójcy są pod szczególnym nadzorem i nikt nie zdaje sobie z tego sprawy. Fantastyka, młodzieżówka i romans w jednym. Nie tylko jestem kupiona w całości, ale już nie mogę się doczekać kolejnych tomów. Mam nadzieję, ze Wydawnictwo Dlaczemu nie będzie długo trzymać nas w niepewności co do daty premier następnych części cyklu Niezmienni. Do oceny 5/5 dorzucam serducho. Felis to ucieleśnienie wszystkich moich nastoletnich marzeń, no i ta okładka! CU-DO! :)



7. "Odkupienie" Tillie Cole to już czwarta części cyklu "Kaci Hadesa", a autorka dalej tworzy. I tak jak trzeci tom był tylko rozczarowaniem, bo choć uwielbiam Flama i jego relację z Maddie, to zostali potraktowani bardzo skrótowo i gdzieś zabrakło mi w tym uczuć i czasu, w którym akcja mogłaby się rozwinąć. W przypadku "Odkupienia" wszystko jest na swoim miejscu. Kain i Harmony poznają się w mało sprzyjających warunkach, ale możemy obserwować jak powoli się poznają, wspierają i jedno dla drugiego staje się odkupieniem. Może nie wszystkie sceny związane z ich uczuciem łatwo sobie wyobrazić, bo akcja czasem staje się tak niewiarygodnie pokręcona, że oczy wykręca, ale hej, to jednak nadal świat w którym religijna sekta walczy z gangiem motocyklowym. Nie tylko nie obejdzie się bez ofiar, ale znowu ciśnienie nie raz i nie dwa może się człowiekowi mocno podnieść. Niemniej, dla mnie to jedna z ciekawszych książek autorki i miłe zaskoczenie, bo bałam się, że po trójce może być tylko gorzej. A tu spokojne 4/5 i czekam na więcej.
8. "Wiedźma" Anna Sokalska czyli kobieca fantastyka w Polsce ma się bardzo dobrze. Kolejne wielkie zdumienie. Myślałam, że temat życia pośmiertnego został już przemaglowany na milion sposobów, a okazuje się, że można w tym klimacie stworzyć jeszcze coś ciekawego. Przy połączeniu z mitologią słowiańską, odrobioną magii i pewną niesamowicie upartą główną bohaterką kabała murowana. Bardzo się cieszę, że ta książka dostała od wydawnictwa fajną promocję, bo jest warta przeczytania. Nieszablonowa, oryginalna, wciągająca i co najważniejsze, dobrze napisana. Ileż to tytułów ostatnio miałam ochotę wyrzucić przez okno (o jednym z nich za chwile), bo były napisane z porzuceniem wszystkich zasad gramatyki, interpunkcji czy logiki. Jak jeszcze trafię na błąd ortograficzny, to nie powiem co mnie zalewa. A tu nic. Czyta się płynnie, krew z oczu nie płynie, włosy się jeżą tylko przy zwrotach akcji... Można pomyśleć, że to aż za piękne by było prawdziwe. Jednak "Wiedźma" naprawdę trzyma poziom. Tylko za to zakończenie autorka powinna się wstydzić. GDZIE DRUGI TOM PYTAM?! 4/5 dopóki nie dostanę kontynuacji w swoje ręce #foch ;)
9. "Wszystkie nasze obietnice" Colleen Hoover czyli najnowsza książka autorki, totalnie mnie zabiła. Myślałam, że już więcej nie może z siebie dać, no bo niemożliwym jest, żeby tak ciągle grać na uczuciach czytelników. Po "Confess" już mnie nie zaskoczy. Nie da rady. A tu zonk! I potok łez. Przeczytałam całą w Nowy Rok i jeśli choć połowa książek jakie będzie mi dane poznać w 2019 roku będzie choć w połowie tak wciągająca, emocjonalna i po prostu dobra, to to będzie piękny rok. Taki wiecie... BARDZO piękny. 10/5 i nie zazdroszczę agenta, bo gdyby autorka miała za sponsora producenta chusteczek jednorazowych, to oboje mogliby sobie teraz trzasnąć pałac. Ale nasza górą. Może dzięki temu dostaniemy więc tak genialnych książek o życiu w małżeństwie i tym, że świat nie kończy się po powiedzeniu sakramentalnego "TAK".
10. "Forever My Girl" Heidi McLaughlin... Czy ja muszę o niej pisać? Przecież to dopust i kara za jakieś grzechy musi być. Niby od przeczytania tego koszmarka minęły prawie dwa miesiące, ale dalej jak sobie przypomnę co główna bohaterka tam wyprawiała, to mną trzęsie. Rozumiecie sytuację w której do miasta wraca ojciec jej dziecka, który lata temu ją porzucił by być gwiazdą rocka, i ona go niby już nie kocha, ale jednak kocha, i gdy jej aktualny facet dziwi się, że czemu ona go do ich wspólnego domu zaprasza, obiadki urządza, nie chce spać w sypialni i ogólnie olewając jego zdanie pozwala dziecku na spotkania, ona się wkurza, że o co mu chodzi, a w myślach zdradziła go tak ze trzy razy spokojnie? No nie. Nie zdzierżę. Od połowy czytałam wyrywkowo, a i tak jak doszłam do happy endu nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać, bo co ta książka promuje to ja nie wiem. Pomijając, że to grafomania pierwszej wody. 1/5 na szynach. Obym o niej szybko zapomniała. 
11. "Karuzela" Paulina Świst i początek nowej serii. Ależ byłam ciekawa tej książki! Świst to niby tylko "guilty pleasure", a jednak uwielbiam sięgać po jej twórczość. Trzeci tom "Prokuratora" co prawa wyjątkowo mi się nie podobał, ale uznajmy to za wypadek przy pracy. "Karuzela" wprowadza nowe wątki do świata, który już znamy, ale po za sporadycznym pojawianiem się Kingi, mamy do czynienia z zupełnie nową sprawą i bohaterami. I niech mnie, jeśli nie obdarzyłam Piotra i Oli szczerą sympatią. Te ich przepychanki słowne, wsparcie które sobie okazują, ale też szczerość, której jedno drugiemu nie szczędzi. Nie da się ich nie lubić. Znowu mam wrażenie, że wątek kryminalny zszedł tu na drugi plan, ale kto by się tym przejmował. Ja już czekam na historię Lilki. Mocne 3/5 :)
12. "Obsydian" Jennifer L. Armentrout powinnam przeczytać jakieś 5 lat temu, kiedy miała te szesnaście lat i nie znałam tylu książek fantastycznych w których główne skrzypce gra miłość między nastolatkami. I przed pojawieniem się "Zmierzchu". Bo coś mi się widzi, że autorka mocno inspirowała się historią Belli i Edwarda. Może i nie jest to najgorsza kombinacja z wykorzystaniem tego motywu, ale mi głowy nie urwało. Może następne tomy są ciekawsze, kto wie. Nie wiem, czy mam ochotę się z nimi zapoznawać, choć doszły mnie słuchy, że seria ma doczekać się wznowienia, więc może skuszę się i przeczytam co tam Daemon i Katy nawywijają. W końcu romans typu love/hate świetnie się sprzedaje. Na razie 2/5 i zobaczymy co będzie dalej.


14. Kto by się spodziewał Agata Przybyłek to kontynuacja książki "Ja chyba zwariuję!", którą pokochałam od pierwszych stron. Połączenie komedii z romansem, albo z kryminałem uwielbiam od lat i uważam, że polskim autorom wychodzi to bardzo dobrze, więc często sięgam bo książki w tym stylu w ciemno. Tym razem wiedziałam na co stać autorkę, więc moje oczekiwania były ogromne. Okazuje się natomiast, że bardzo dużo prawdy jest w powiedzeniu, że najbardziej boli upadek z wysokiego konia. Do tej pory boli mnie siedzenie, tak bardzo czuję się poturbowana przez obie te książki. Co mnie rozczarowało? Sposób w jaki autorka opisała postępowanie jednej z sióstr o których są te dwie książki, i to że jedna robi drugiej świństwa i w sumie spoko. Na dodatek w "Wierność..." mamy wielkie, zakazane love story, a w "Kto..." o królewiczu nie ma ani słowa, a nasza bohaterka płynie dalej, co by korzystając z równouprawnienia łamać tyle serc ile zdoła. A siostra-zołta uspokaja się dopiero jak odnajduje chłopaka którego kochała jak była nastolatką i zdobywa go po trupach, bo ten oczywiście nadal ją kocha, więc gdy ta daje mu zielone światło, zapomina o obecnej dziewczynie, i udaje się doświadczać uciech ze swoją "big love". Nadal nie wiem, czy się śmiać czy płakać, ale chociaż w trzecim tomie wrócił humor za który tak polubiłam "Ja chyba zwariuję!", więc za to właśnie przyznałam tu 3/5. Wiem, że niedługo będziemy mogli przeczytać ostatnią część i nie omieszkam dać znać, czy autorka rzuci mi koło ratunkowe, czy wpije mi ostatni gwoźdź do trumny. 

Bastuba

Copyright © CZYTADO