WRAP UP STYCZEŃ 2019



Wiem. Mamy już marzec. Ale ponoć lepiej późno niż wcale. A że styczeń był bardzo obfity w przeczytane książki, to postanowiłam w skrócie przypomnieć co czytałam, zanim zbiorę się do napisała osobnych recenzji. Jako słowo usprawiedliwienia dodam tylko, że dopiero wczoraj zaliczyłam najcięższy egzamin na tych moich ukochanych studiach, więc praktycznie ostatni miesiąc miałam wyjęty z życia. Mam w planach, by marzec był bardziej produktywny blogowo, a moim pierwszy krokiem ku temu jest właśnie WRAP UP :)



1. "Śmierć Komandora" Haruki Murakami czyli kontynuacja "Śmierć Komandora. Pojawia się idea". Dla mnie? Mistrzostwo. Te dwie książki to moje pierwsze spotkanie z autorem i myślę, że to jest właśnie miłość. Tak niesamowity, niepodrabialny styl, niesamowicie angażująca fabuła i ten czadowo dziwny główny bohater... Opis znajdziecie w linku, ale jeśli lubicie czasem przeczytać coś bardziej wymagającego i wywołującego duże emocje (i trochę niesamowitego) to bierzcie Murakamiego w ciemno.
2. "Friend Zoned" Belle Aurora to słodki romans, przy którym trzeba przymknąć oko na wiele rzeczy, żeby móc się nim cieszyć w pełni. Po dłuższym zastanowieniu nie wiem czy nie zmieniłabym oceny na 2/5, ponieważ nie mogę powiedzieć, żebym jakoś specjalnie dobrze bawiła się czytając, choć tragicznie nie było. Z jakiegoś powodu ciężko mi uwierzyć, że kilkuletnia dziewczynka, która wychowywała się bez matki i którą głównie opiekują się ojciec i wujkowie, z miejsca zakochuje się w obcej babce, która przychodzi jako koleżanka jej chrzestnego. Nie klei mi się to, Nie bardzo wierzę też w to, że gość, który ma zatargi z mafią, jest właścicielem nocnego klubu i w dziewczynach to raczej przebiera, pozwala się wciągnąć w bycie przyjacielem obcej laski, bo ta wysłała mu słodkie babeczki. No nie, logika chyba ne zawędrowała w te strony. I Ci bohaterowie też jacyś tacy nierealistyczni. Nie tracę nadziei, że drugi tom może być ciekawszy, ale tu nie mogę dać więcej niż 3/5 i tylko dlatego, że główna bohaterka miała swoje momenty i humor trzymał jakiś poziom. 
3. "Fighting Temptation" K.C. Lynn to dość przewidywalny romans, ale ze wszystkich tych wydawanych przez Niezwykłe, które ostatnio przeczytałam, a jak widzicie trochę tego było, to ten spodobał mi się najbardziej. Nie robimy tu z badboyów misiaków, bohaterowie są realistyczni, fabuła wciąga i znowu Ci drugoplanowi panowie dają nadzieję na naprawdę ciekawe kontynuacje. Możliwe, że mam słabość do romansów, w których występuje wątek żołnierzy, ale tu na szczęście wszystko się dobrze broni. Bo najgorzej jest wtedy, kiedy tak ważne tematy są traktowane po macoszemu. A gatunek gatunkiem, ale jak się podejmuje pisania w takich klimatach, to trzeba to umieć udźwignąć. 4/5 i czekam na więcej :)
4. "Bestia. Przebudzenie Lizzie Danton" L.A. Fiore czyli kolejne rozczarowanie. A ponieważ kocham, no KOCHAM! historię o "Piękniej i Bestii", to to rozczarowanie jest jeszcze większe. Mamy tu co prawda pięknie odmalowany krajobraz Szkocji, ciekawy pomysł na fabułę, ale już drętwi bohaterowie i akcja która albo ciągnie się jak rozgotowany makaron, albo gna na łeb na szyję. Jest nierówno i jakoś mnie ta historia miłości płatnego zabójcy i malarki nie porwała. Wielka szkoda, bo potencjał był. Naciągane 3/5.
5. "Podniebna pieśń" Abi Elphinstone jest dowodem na to, że styczeń był dla mnie miesiącem genialnej fantastyki. Jejku! Jak ja się bałam sięgać po książkę adresowaną do 11-latków! Rzadko trafiają do mnie młodzieżówki, więc bałam się, że mogę się z tą książką nie polubić, a jednak intuicja mnie nie zawiodła. To jak pięknie autorka opisuje krainę w której dzieje się akcja, to jakaś magia. Czytając miałam wrażenie jakbym oglądała film, tak malowniczo wszystko było opisane. Coś niesamowitego. Nie przeszkadzało mi też pozostawienie narracji dzieciakom, bo również wyszło to bardzo naturalnie i dzięki temu mogliśmy dostrzec wiele szczegółów, na które osoby dorosłe nie zwróciłyby uwagi. Sama fabuła, choć niby pomysł oklepany, a finał przewidywalny, to potrafiła wciągnąć. Także było to bardzo pozytywne zaskoczenie. Zasłużone 10/5 :)
6. "Samobójca" Agnieszka Ziętarska i debiut, który wgniótł mnie w fotel. A właściwie zrobiłby to, gdybym mogła czytać go w ciszy i spokoju w ulubiony fotelu, popijając herbatkę. Niestety nie było mi to dane, bo zaczęłam lekturę jadą na praktyki w szkole. Pierwszy raz tak się cieszyłam widząc zakorkowane ulice. Każdą wolną chwilę spędziłam na poznawaniu historii świata, w którym każdy człowiek ma swojego zwierzęcego opiekuna, potencjalni samobójcy są pod szczególnym nadzorem i nikt nie zdaje sobie z tego sprawy. Fantastyka, młodzieżówka i romans w jednym. Nie tylko jestem kupiona w całości, ale już nie mogę się doczekać kolejnych tomów. Mam nadzieję, ze Wydawnictwo Dlaczemu nie będzie długo trzymać nas w niepewności co do daty premier następnych części cyklu Niezmienni. Do oceny 5/5 dorzucam serducho. Felis to ucieleśnienie wszystkich moich nastoletnich marzeń, no i ta okładka! CU-DO! :)



7. "Odkupienie" Tillie Cole to już czwarta części cyklu "Kaci Hadesa", a autorka dalej tworzy. I tak jak trzeci tom był tylko rozczarowaniem, bo choć uwielbiam Flama i jego relację z Maddie, to zostali potraktowani bardzo skrótowo i gdzieś zabrakło mi w tym uczuć i czasu, w którym akcja mogłaby się rozwinąć. W przypadku "Odkupienia" wszystko jest na swoim miejscu. Kain i Harmony poznają się w mało sprzyjających warunkach, ale możemy obserwować jak powoli się poznają, wspierają i jedno dla drugiego staje się odkupieniem. Może nie wszystkie sceny związane z ich uczuciem łatwo sobie wyobrazić, bo akcja czasem staje się tak niewiarygodnie pokręcona, że oczy wykręca, ale hej, to jednak nadal świat w którym religijna sekta walczy z gangiem motocyklowym. Nie tylko nie obejdzie się bez ofiar, ale znowu ciśnienie nie raz i nie dwa może się człowiekowi mocno podnieść. Niemniej, dla mnie to jedna z ciekawszych książek autorki i miłe zaskoczenie, bo bałam się, że po trójce może być tylko gorzej. A tu spokojne 4/5 i czekam na więcej.
8. "Wiedźma" Anna Sokalska czyli kobieca fantastyka w Polsce ma się bardzo dobrze. Kolejne wielkie zdumienie. Myślałam, że temat życia pośmiertnego został już przemaglowany na milion sposobów, a okazuje się, że można w tym klimacie stworzyć jeszcze coś ciekawego. Przy połączeniu z mitologią słowiańską, odrobioną magii i pewną niesamowicie upartą główną bohaterką kabała murowana. Bardzo się cieszę, że ta książka dostała od wydawnictwa fajną promocję, bo jest warta przeczytania. Nieszablonowa, oryginalna, wciągająca i co najważniejsze, dobrze napisana. Ileż to tytułów ostatnio miałam ochotę wyrzucić przez okno (o jednym z nich za chwile), bo były napisane z porzuceniem wszystkich zasad gramatyki, interpunkcji czy logiki. Jak jeszcze trafię na błąd ortograficzny, to nie powiem co mnie zalewa. A tu nic. Czyta się płynnie, krew z oczu nie płynie, włosy się jeżą tylko przy zwrotach akcji... Można pomyśleć, że to aż za piękne by było prawdziwe. Jednak "Wiedźma" naprawdę trzyma poziom. Tylko za to zakończenie autorka powinna się wstydzić. GDZIE DRUGI TOM PYTAM?! 4/5 dopóki nie dostanę kontynuacji w swoje ręce #foch ;)
9. "Wszystkie nasze obietnice" Colleen Hoover czyli najnowsza książka autorki, totalnie mnie zabiła. Myślałam, że już więcej nie może z siebie dać, no bo niemożliwym jest, żeby tak ciągle grać na uczuciach czytelników. Po "Confess" już mnie nie zaskoczy. Nie da rady. A tu zonk! I potok łez. Przeczytałam całą w Nowy Rok i jeśli choć połowa książek jakie będzie mi dane poznać w 2019 roku będzie choć w połowie tak wciągająca, emocjonalna i po prostu dobra, to to będzie piękny rok. Taki wiecie... BARDZO piękny. 10/5 i nie zazdroszczę agenta, bo gdyby autorka miała za sponsora producenta chusteczek jednorazowych, to oboje mogliby sobie teraz trzasnąć pałac. Ale nasza górą. Może dzięki temu dostaniemy więc tak genialnych książek o życiu w małżeństwie i tym, że świat nie kończy się po powiedzeniu sakramentalnego "TAK".
10. "Forever My Girl" Heidi McLaughlin... Czy ja muszę o niej pisać? Przecież to dopust i kara za jakieś grzechy musi być. Niby od przeczytania tego koszmarka minęły prawie dwa miesiące, ale dalej jak sobie przypomnę co główna bohaterka tam wyprawiała, to mną trzęsie. Rozumiecie sytuację w której do miasta wraca ojciec jej dziecka, który lata temu ją porzucił by być gwiazdą rocka, i ona go niby już nie kocha, ale jednak kocha, i gdy jej aktualny facet dziwi się, że czemu ona go do ich wspólnego domu zaprasza, obiadki urządza, nie chce spać w sypialni i ogólnie olewając jego zdanie pozwala dziecku na spotkania, ona się wkurza, że o co mu chodzi, a w myślach zdradziła go tak ze trzy razy spokojnie? No nie. Nie zdzierżę. Od połowy czytałam wyrywkowo, a i tak jak doszłam do happy endu nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać, bo co ta książka promuje to ja nie wiem. Pomijając, że to grafomania pierwszej wody. 1/5 na szynach. Obym o niej szybko zapomniała. 
11. "Karuzela" Paulina Świst i początek nowej serii. Ależ byłam ciekawa tej książki! Świst to niby tylko "guilty pleasure", a jednak uwielbiam sięgać po jej twórczość. Trzeci tom "Prokuratora" co prawa wyjątkowo mi się nie podobał, ale uznajmy to za wypadek przy pracy. "Karuzela" wprowadza nowe wątki do świata, który już znamy, ale po za sporadycznym pojawianiem się Kingi, mamy do czynienia z zupełnie nową sprawą i bohaterami. I niech mnie, jeśli nie obdarzyłam Piotra i Oli szczerą sympatią. Te ich przepychanki słowne, wsparcie które sobie okazują, ale też szczerość, której jedno drugiemu nie szczędzi. Nie da się ich nie lubić. Znowu mam wrażenie, że wątek kryminalny zszedł tu na drugi plan, ale kto by się tym przejmował. Ja już czekam na historię Lilki. Mocne 3/5 :)
12. "Obsydian" Jennifer L. Armentrout powinnam przeczytać jakieś 5 lat temu, kiedy miała te szesnaście lat i nie znałam tylu książek fantastycznych w których główne skrzypce gra miłość między nastolatkami. I przed pojawieniem się "Zmierzchu". Bo coś mi się widzi, że autorka mocno inspirowała się historią Belli i Edwarda. Może i nie jest to najgorsza kombinacja z wykorzystaniem tego motywu, ale mi głowy nie urwało. Może następne tomy są ciekawsze, kto wie. Nie wiem, czy mam ochotę się z nimi zapoznawać, choć doszły mnie słuchy, że seria ma doczekać się wznowienia, więc może skuszę się i przeczytam co tam Daemon i Katy nawywijają. W końcu romans typu love/hate świetnie się sprzedaje. Na razie 2/5 i zobaczymy co będzie dalej.


14. Kto by się spodziewał Agata Przybyłek to kontynuacja książki "Ja chyba zwariuję!", którą pokochałam od pierwszych stron. Połączenie komedii z romansem, albo z kryminałem uwielbiam od lat i uważam, że polskim autorom wychodzi to bardzo dobrze, więc często sięgam bo książki w tym stylu w ciemno. Tym razem wiedziałam na co stać autorkę, więc moje oczekiwania były ogromne. Okazuje się natomiast, że bardzo dużo prawdy jest w powiedzeniu, że najbardziej boli upadek z wysokiego konia. Do tej pory boli mnie siedzenie, tak bardzo czuję się poturbowana przez obie te książki. Co mnie rozczarowało? Sposób w jaki autorka opisała postępowanie jednej z sióstr o których są te dwie książki, i to że jedna robi drugiej świństwa i w sumie spoko. Na dodatek w "Wierność..." mamy wielkie, zakazane love story, a w "Kto..." o królewiczu nie ma ani słowa, a nasza bohaterka płynie dalej, co by korzystając z równouprawnienia łamać tyle serc ile zdoła. A siostra-zołta uspokaja się dopiero jak odnajduje chłopaka którego kochała jak była nastolatką i zdobywa go po trupach, bo ten oczywiście nadal ją kocha, więc gdy ta daje mu zielone światło, zapomina o obecnej dziewczynie, i udaje się doświadczać uciech ze swoją "big love". Nadal nie wiem, czy się śmiać czy płakać, ale chociaż w trzecim tomie wrócił humor za który tak polubiłam "Ja chyba zwariuję!", więc za to właśnie przyznałam tu 3/5. Wiem, że niedługo będziemy mogli przeczytać ostatnią część i nie omieszkam dać znać, czy autorka rzuci mi koło ratunkowe, czy wpije mi ostatni gwoźdź do trumny. 

Bastuba

Komentarze

Copyright © CZYTADO