"Boże, Beata!" Mateusz Glen


"Boże, Beata!" Mateusz Glen

    Żeby wiedzieć czy polubimy główną bohaterkę powieści czasem wystarczy przeczytać kilka zdań pierwszego rozdziału. W książkach obyczajowych dobrze, jeśli czujemy do głównej postaci trochę sympatii, a tego przeważnie nie dowiemy się przed chociaż częściową lekturą. “Boże, Beata” to wyjątkowy przypadek z kilku powodów, ale łatwo wywnioskować, że jeśli ktoś zna z twórczości internetowej Tę Jedną Ciotkę, i lubi, to może śmiało sięgać po ten tytuł. Chociaż muszę uczciwie ostrzec, że poziom ciotkowości na stronę wynosi jakieś 105%. 

    Cioteczka, na co dzień mieszkająca w Gdyni, wyrusza do Ciechocinka, by odpocząć, zregenerować siły, a także porządnie się wybawić na cotygodniowych tańcach. Szybko okazuje się, że zamiast na kuracjach, kobieta będzie się musiała skupić na rozwiązaniu, może nawet kryminalnej, zagadki. Z chęcią wściubi nos gdzie tylko będzie mogła, nie czując przy tym ani grama wstydu. Ukryty talent detektywistyczny może ściągnąć na ciotkę problemy, jednak nie z takiej kabały udawało jej się już uciec.

 Kiedy dostałam propozycję zrecenzowania książki “Boże, Beata!” bardzo się ucieszyłam, bo od dawna oglądam filmy Mateusza Glena i z większości zaśmiewam się do łez. Spodziewałam się, że książka z Tą Jedną Ciotką jako główną bohaterką historii w klimacie komediowo-kryminalnym to będzie dla mnie strzał w dziesiątkę. A jednak okazało się, że musiałam sobie ją dawkować, bo to co jest zabawne na minutowym filmie gdzie skupiamy się na całości, te drobne złośliwości tak nie wybrzmiewają, tak na papierze uderzyło mnie jak okropnie oceniająca, a czasem wręcz chamsko i bezpośrednio złośliwa jest nasza cioteczka. Chciałam dostać bohaterkę jak Tereska z “Dywan z wkładką”, a wyszła z tego bardziej Zofia z “Kółko się Pani urwało”. Problem polega na tym, że tę pierwszą uwielbiam i czekam, aż autorka napisze kolejne części serii, a przez tę drugą nie przebrnęłam, bo starsza Pani była nie do wytrzymania. Może ciotka nie jest (jeszcze) na tym poziomie,  ale były momenty, gdzie naprawdę chciałam, żeby ktoś jej porządnie odpyskował. Ten element “Boże, Beata!” jest w zasadzie jedynym minusem tej książki. Gdy przymknie się oko na kilka mocniejszych wypowiedzi głównej bohaterki, a ponoć dla starszych trzeba być wyrozumiałym, to dostajemy kawał dobrej rozrywki.

    Przeniesienie ciotki na łamy książki było świetnym pomysłem, szczególnie, że widać talent pisarski u Mateusza Glena. Czym innym jest nagrywanie, gdzie widz może wszystko zobaczyć i usłyszeć - szczególnie charakterystyczny cioteczkowy ton głosu, a czym innym forma pisana. Albo autor miał bardzo zaangażowaną redakcje, albo jest w tym bardzo dobry. Mimo charakterku ciotki, stworzył historię przez którą się płynie. Płynnie przechodzi z akcji do akcji, sprytnie ucina w dobrym miejscu rozdział, a czytelnik przecież chce się dowiedzieć co będzie dalej. Szczególnie, że tak jak pisałam wcześniej, ta opowieść opiera się na nowych postaciach i nowym miejscu. Talent autora do przerysowywania i barwnego opisywania ludzkich cech nie jest raczej nikomu obcy, a tu wspina się na wyżyny. Dodając do tego uszczypliwe nazewnictwo cioteczki - idzie się uśmiać. Na największą pochwałę zasługuje jednak staranne poprowadzenie fabuły. Oczywiście nie jest to thriller psychologiczny, gdzie na końcu czytelnik ma wodę zamiast mózgu kompletnie nie wie kto jest sprawcą, ale i tak widać dbałość w prowadzeniu poszczególnych wątków. Chociaż mi się najbardziej podoba dbałość o korektę. W opinii publicznej żywo ma się opinia jakoby twory influencerów, książkowe zwłaszcza, były marnej jakości. Często wyciekają informacje o zatrudnianiu ghostwritera albo pojawiają się wszelkiego rodzaju błędy od marketingu przed produkcję. A tu i marketing zachęcający i produkt finalny godny polecenia. Nic tylko chwalić i brać przykład.


Bastuba

Komentarze

Copyright © CZYTADO