Jak piorun z jasnego nieba, czyli wywiad z autorką 'Twierdzy Kimerydu' Magdaleną Pioruńską




WYWIAD Z MAGDALENĄ PIORUŃSKĄ

Rozmowa z ciekawym człowiekiem to zawsze czysta przyjemność. Tym razem radość wzmacnia fakt, że wywiad dotyczy książki, która zrobiła na mnie duże wrażenie. 'Twierdza Kimerydu' to nowatorska powieść fantasy, którą mogliście już widzieć u mnie na blogu, razem z recenzją. Dziś udało mi się m.in uchylić rąbka tajemnicy, co do tego czego możemy się spodziewać w tomie drugim, który będzie nosił tytuł 'Twierdza Tytonu' oraz przedstawić kilka ciekawostek zza kulisy pracy pisarza. Serdecznie zachęcam was więc do przeczytania.


Magdalena Pioruńska - twórca i redaktor naczelna portalu szuflada.net czyli internetowego magazynu kulturalno-literackiego, który skupia się na literaturze środka, a także nowych zjawiskach w literaturze współczesnej. Jej pierwsza książka dotyczyła rozpadu byłej Jugosławii, przez trzy lata uczestniczyła w organizowaniu festiwali poświęconych fantastyce we Wrocławiu i Opolu, była też jurorką przy konkursach literackich. Jej przygoda z dinozaurami zaczęła się od pisania wierszy z Ono i jego Panią, z którą przemierzało fantastyczne światy. Ono miało długi ogon, pomarańczowe ślepia i chowało dłonie w czerwonych rękawiczkach, z których wystawały długie pazury. Tak powstał Tyrs, jedna z głównych postaci w 'Twierdzy'.* Co jeszcze wiadomo o Magdalenie? Zapraszam do wywiadu :) 



Można odnieść wrażenie, że wolisz podkreślać negatywne cechy swoich postaci, co nie jest popularne. Wiem, że to ma na celu podkreślenie, że ludzie nie są prości, że ‘Tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono’. Co zresztą jest chyba twoim ulubionym powiedzonkiem, prawda? 😊 Pytanie jednak, czy nie kusiło Cię stworzenie czegoś co rynek lubi i pożąda? Love story z bad boy’em Tyrsem i waleczną Anną, obalenie Brytanika i happy end w trzech tomach?

Nie wiem, czy mam jakieś ulubione powiedzonka. Wierzę natomiast, że nie wszystko jest zawsze takie, jak nam się wydaje, albo jak każą nam myśleć inni. I nie – nie kusiło mnie. Poszłam na studia kreatywnego pisania, żeby odnaleźć swoją drogę i żeby napisać coś prawdziwego. W moim odczuciu Twierdza Kimerydu jest na tyle prawdziwa, na ile sobie na to pozwoliłam. Można oczywiście z tym polemizować. A happy end... życie zwykle pisze słodko- gorzkie scenariusze. Tyrs nie jest bad boyem, tylko diabelnie praktycznym i diabelnie inteligentnym facetem, który swoje działania koncentruje tylko na sobie i na swoim małym poletku, bezustannie zajmując się jego użyźnianiem. Sprawia wrażenie bad boya i ogromnie się cieszę, że czytelnicy na początku pozwalają mu się nabrać. O to mi zresztą chodziło – żeby pokazać, jak duże pozory stwarzamy w pobieżnym kontakcie, jak bardzo pozwalamy, żeby inni oceniali nas też według tych pozorów. Anna zaś zdecydowanie nie jest waleczna. To urodzona konformistka, kobieta poddana działaniu totalitarnego systemu, walcząca z zakorzenionym w sobie posłuszeństwem i jedyną słuszną prawdą. Dlatego jest taka niespójna, ciągle zmienia decyzje, szarpie swoje więzy, a tymczasem one coraz bardziej zaciskają się na jej nadgarstkach. A Brytanik? W prawdziwym życiu Brytaniki zwykle wygrywają. Albo przegrywają dopiero wtedy, kiedy zbiorą bardzo krwawe żniwo. Zauważyłaś na jak wiele im pozwalamy, zanim wreszcie powiemy im i sobie dość?
 Czy gdybyś mogła cofnąć się w czasie do momentu pracy nad wydaniem ‘Twierdzy’ coś byś zmieniło? Dlaczego tak/nie?
Może zrezygnowałabym z wątku szkolnego. Nie jest on dla mnie szczególnie ważny, nie jest też szczególnie ważny dla bohaterów. Potrzebowałam miejsca, w którym mogłabym ich pokazać w sytuacjach z normalnego życia i żeby jasno podkreślić, jak są postrzegani przez społeczność i jak to wpływa na ich postawy – zwłaszcza Tuliusza i Tyrsa. Tycjan miał to szczęście bądź nieszczęście urodzić się synem burmistrza. A szkoła ze swoim jednolitym system wydawała mi się idealna, żeby uwypuklić ich inność.
 Wydałaś książkę, prowadzisz własny portal interentowy, pracujesz  z młodzieżą co bardzo lubisz. Co więc dalej? Jakie jest twoje największe zawodowe marzenie? A prywatne?
Moje marzenia są bardzo proste – chcę wydawać kolejne książki, chcę dalej prowadzić portal, chcę też dalej rozwijać się teatralnie (ciekawostka: w zeszłym roku wróciłam do tej pasji sprzed lat i piszę też własne scenariusze teatralne ;)), chcę na dobre zostać w branży. Zresztą to moje miejsce, mam poczucie, że się do tego nadaję i to wypływa prosto ze mnie.
 Gdyby ‘Twierdza’ mogła mieć podkład muzyczny, jaką piosenkę byś wybrała? Coś alternatywnego jak Tycjan, rock jak Tyrs czy..co najbardziej pasuje do Tuliusza.. ballady? 😊 Tulia z pewnością wybrałaby jakiś klubowy numer? A o Taniela strach pytać. Ten dzieciak zaskakuje Cię tak jak wszystkich w książce? Żyje własnym życiem? :D
Pytasz mnie teraz o muzykę, czy o Taniela? :D Ja lubię rock, muzykę alternatywną i ballady, więc tak – świetnie mnie rozgryzłaś. Na pewno mogę Ci polecić muzykę Linkin Park, Florence+the Machine, Arctic Monkeys oraz stare piosenki Simona and Garfunkela, ale też np.: "Take me back to the night we met" Lorda Hurona albo "Let me in" Snowmine. Uwielbiam też ballady Lany Del Rey. Mogłabym godzinami wymieniać moje ulubione piosenki i zespoły muzyczne, więc może poprzestańmy na tym.
I tak – Taniel żyje własnym życiem. To taka postać, która napisała się sama. Szarpnęła Tyrsem, szarpnęła też mną i bez żadnych skrupułów wysunęła się na pierwszy plan.
 Która część pracy z fabułą czy bohaterami sprawia Ci najwięcej radości? Poruszasz w swojej książce tematy, które społecznie uważa się za trudne, jak homoseksualizm, rozdwojenie jaźni czy zaburzone relacje rodzice – dziecko. Co było dla Ciebie największym wyzwaniem?
Nie wiem. Wszystko pisało mi się bardzo dobrze. Ta książka trochę napisała się sama. Nie zastanawiałam się zbyt długo w trakcie jej pisania. Owszem, dużo zajęło mi zgłębianie  tematów przed pisaniem, ale w sumie sam proces tworzenia przyszedł mi bardzo naturalnie. Największy wysiłek włożyłam w charakterystykę postaci i odróżnienie ich od siebie. A potem na poskładnie ich w integralne całości. Tyrs i Tuliusz sami poprowadzili mnie przez swoje narracje. Najbardziej bałam się tej podwójnej narracji Tuliusza i Tulii, ale paradoksalnie  Tuliusz jakby mnie opętał i za moim pośrednictwem z wielką złością opowiadał innym swoją historię. Tyrs zaś bardzo umiejętnie polemizował z moją moralnością. Zadawał mi wiele niewygodnych pytań. Np.: "po co ci to jest potrzebne, Magda?". Albo: "Dlaczego teraz kłamiesz? Powiedz im prawdę, nic nie ukrywaj. Ugryź ich, rozszarp, niech krwawią. Niech wybierają". Starałam się zatem zamienić w raptora i powędrować za jego sposobem myślenia. Wiesz, nikt tak wspaniale nie prowadzi, jak Tyrs. Przy wszystkich swoich wadach jest przede wszystkim urodzonym przywódcą, ma do tego wrodzony talent. Podziwiam takich ludzi bez względu na to, jak zepsuci i trudni mogą się wydawać. Talent, umiejętności, charyzma zawsze mnie przyciągają, jak ćmę do lampy. Zdarza się, że płoną mi skrzydełka, ale zawsze, zawsze jest to warte mojego wysiłku.
Tycjan zaś właściwie cały czas milczał i tym milczeniem prowokował mnie do rozmyślań. Nigdy nie był skory do konwersacji ze mną. Odpowiadał mi półsłowkami, albo ironicznie się uśmiechał. Siedział na dnie oceanu ze skrzyżowanymi nogami i beznamiętnie przyglądał się moim wysiłkom w jego rozszyfrowaniu i powiem Ci szczerze, że nawet pisząc drugą część nie do końca mi się to udało. Tycjan od początku mi się wymykał. Wiedziałam o nim najwięcej, ale potem przekonałam się, że i tak było to tylko to, co pozwolił mi wiedzieć. Jestem ciekawa Tycjana, pozwalam mu sobą manipulować.
Anna zaś chwilami sprawiała mi niemożliwe problemy z dwóch powodów: po pierwsze ciągle zmieniała zdanie, a po drugie walczyłam z moją osobistą preferencją. Nie przepadam za takimi osobami, jak ona, a w końcu starałam się, żeby moje osobiste preferencje nie były widoczne w trakcie czytania książki. Więc tak – starałam się nie być wobec niej nadmiernie uszczypliwa. :D
    Czy jest coś czego nie lubisz w pracy pisarki? Albo czego się boisz? Mówi się, że autor wydając powieść wpuszcza czytelnika do swojej głowy i serca. Czy tak jest też z Tobą? U Wiktorii powiedziałaś : ’Zanim zaczniesz się wypowiadać na jakiś temat, sam go dobrze poznaj i przeanalizuj. Jeśli opierasz się tylko na tym, co mówią ludzie, to tak naprawdę nic nie wiesz.’ Przykładasz dużo uwagi do research’u?
Nie lubię braku weny, nadmiernego filozofowania, dzielenia życia na dni, poświęcone pisaniu i dni, poświęcone... no cóż... życiu. Zwykle takim jego aspektom, których nie lubię. Chciałabym tylko zajmować się sprawami, związanymi z pisaniem i moimi artystycznymi zainteresowaniami. Do tego też zaczęłam znowu dążyć. "Tylko ja i moja przestrzeń, biorę z niej to, co najlepsze". Znasz ten stary, hip-hopowy szlagier? :D
A czytelników lubię. Zwłaszcza tych inteligentnych i skorych do napisania do mnie z wrażeniami po przeczytaniu książki. To zawsze wspaniałe doświadczenie dla pisarza i motywuje do dalszego tworzenia.
  Jak wyglądał twój proces wydawania książki? Dobrze to wspominasz? Z drugim tomem, który wiem, że jest gotowy i tylko czeka by ujrzeć światło dzienne, pójdziesz tą samą drogą?
Zobaczymy co będzie. Na pewno znowu będę współpracować z moją graficzką Anią Niemczak, której prace serdecznie Ci polecam. Są już integralną częścią Twierdzy Kimerydu. Sam proces wspominam zaś bardzo pozytywnie. To był ten moment w moim życiu, kiedy wreszcie zaczęło mi się znowu CHCIEĆ. Znowu zaczęłam się rozwijać, wychodzić do ludzi z moją pasją. Nie ukrywam, że miałam dość ciemny okres w życiu z kilku powodów. Musiałam je przepracować, zaakceptować, a potem zwyczajnie od siebie odsunąć, żeby znowu zacząć funkcjonować na swoich falach. Lubię być szczęśliwa, lubię lubić siebie. Twierdza sprawiła, że jeszcze bardziej lubię być szczęśliwa i jeszcze bardziej lubię lubić siebie. :D
   Jakimi cechami charakteru musi dysponować człowiek, żebyś uznała, że nadaje się na pisarza? Jest taki ‘must have’ w tym zawodzie? Wiem, że nie masz swojego guru, ale kogo na ten moment najchętniej czytasz i dlaczego? Czy w ferworze walki z pisaniem czegoś swojego ma się jeszcze czas na czytanie książek czy oglądanie filmów?
Myślę, że to musi być prawdziwy człowiek. Co to znaczy? W moim odczuciu po pierwsze taki pisarz przede wszystkim ma talent, ogromną wrażliwość i potrzebę przelewania jej na papier. I robi to dlatego, że tak czuje, że tak to powinno być, bo to jest prawdziwe, a nie dlatego, że to się sprzeda, albo dlatego, że to akurat będzie się dobrze czytać. Prawdziwe literackie dzieła powstawały raczej wbrew współczesnym nurtom czy opiniom, a nie dlatego że. Pisanie bardzo mocno kojarzy mi się też z psychologią, więc sama mocno ją zgłębiam.
Kiedy piszę bardzo rzadko coś czytam albo oglądam. Robię to w przerwach między pisaniem. Chodzi o to, żeby unikać wpływu innych artystów na swoją twórczość. Ostatnio czytam znowu książki psychologiczne, a taśmowo przypominam sobie filmy Pedro Almodovara, którego osobiście uwielbiam. To on powiedział, że: „Strach ma tę zaletę, ze czasami powstrzymuje nas od robienia rzeczy, których nie należy robić. Ma również tę wadę, że czasami powstrzymuje nas od robienia rzeczy, które już powinny być zrobione”.
  Książki to dla wielu okno na świat, miejsce w którym zdobywają wiedzę, kształtują swoje poglądy. Co ty chcesz przekazać swoim czytelnikom? Myślisz o tym pisząc kolejne rozdziały książki?
Nie, nie myślę o tym. Nie mogę myśleć o innych, kiedy piszę. Pisanie to moja sprawa, moja osobista rzecz. To taki paradoks. Wiem, co chcę przekazać, jaki będzie główny temat mojej książki. Nie myślę jednak o reakcjach ludzi. Nie myślę o niczym. Świetnie się bawię. Pisanie jest dla mnie formą spontanicznej pracy. Myślę, że aby było autentyczne musi być moje i musi być tylko w moich rękach. Oczywiście potem w grę wchodzą redakcje, korekty itd. Wiesz, wiadomo przecież, że ludziom albo się coś będzie podobać albo nie. Jeśli choć trochę wychodzisz ponad pewien poziom, wychodzisz na front, ludzie będą o tobie mówić. Będziesz ich interesować i będziesz im się podobać albo nie będziesz. Takie jest życie, tak jest skonstruowany ten świat. A ty jako pisarz musisz zdecydować: pisać czy nie pisać? Oto jest pytanie. ;) A jak już wybierasz tę pierwszą opcję, nie zachowuj się, jak Anna Guiteerez. Pozostań konsekwentny. Pozostań przy swoim wyborze i stań za nim, a potem znowu rób swoje. Trzeciej drogi nie ma.
 Kto jest twoją ulubiona postacią i dlaczego Taniel? :D Osobiście uwielbiam Terre, za inteligencję, spryt i wytrzymałość [więc przy okazji pozwolę sobie zaznaczyć, że epilog złamał mi serce, także liczę na to, że drugi tom je sklei #wcaleniewywierampresji]. Może więc mały spojler? Możemy jednak liczyć na jakiś zalążek zdrowego uczucia? 😊
Już o tym wiele razy mówiłam – dlatego, że zaskakuje, jest dla mnie wyzwaniem pisarskim, a nic tak nie motywuje mnie do pracy, jak dobre wyzwanie. Poza tym przez swoją nieprzewidywalność i zwierzęce wychowanie Taniel jest motorem działania, tworzy trudne sytuacje, które zmuszają zarówno bohaterów, jak i mnie do zajęcia JAKIEGOŚ stanowiska. Innymi słowy nie jest przez to postacią neutralną, obojętną. Działa, a przez to działanie zmienia siebie i innych.
Pośród głównych bohaterów moją ulubioną postacią zdecydowanie jest Tyrs. Po prostu wyznaje kilka przekonań na temat życia, z którymi ja również się identyfikuję i podobnie jak Taniel – wybiera działanie, zamiast bierności. "Albo coś robisz, albo tego nie robisz. Proste. W życiu wygrywa się konsekwencją".
W drugiej części nie obędzie się bez romansów, ale nie mnie to oceniać, co oznacza "zdrowe uczucie". Jeśli liczysz na sztampowy romans damsko- męski, muszę cię niestety zawieść. Unikam ich, jak ognia. Co nie oznacza, że nie będzie nowych relacji damsko- męskich za sprawą nowej głównej bohaterki i jej narracji. To postać, którą już poznaliśmy w pierwszym tomie i w międzyczasie zdążyła dorosnąć. :)
  Na koniec szybka gra. Przedstawię Ci dwie/trzy pary wyrazów a Ty wskażesz jeden z krótkim wyjaśnieniem wyboru. Gotowa? Czas start:
      Teobald czy Brytanik?
Teobald. Uwielbiam Teobalda. Dziwi mnie, że ludzie tak rzadko mnie o niego pytają. To świetny polityk, urodzony manipulant i niezwykle odważny człowiek, który nie bał się rzucić otwartego wyzwania cesarzowi. Ja zresztą kocham tworzyć postacie polityków. Mam słabość do intrygantów od czasów, gdy zakochałam się w kardynale Richelieu z powieści "Trzej Muszkieterowie".
   Napisanie czy nakręcenie filmu z nieograniczonym budżetem?
Oczywiście napisanie książki. Zawsze napisanie książki. Jestem wierna pierwszym i najbardziej namiętnym miłościom.
     Trudno czy łatwo?
Trudno. Błędy są drogą do prawdy, a wolność to stan umysłu. :D
    Nauczanie, pisanie czy prowadzenie własnej strony?
Pisanie. Zawsze pisanie. To priorytet, bo od pisania wszystko się zaczęło.
  Sława, ‘Twierdza’ na pierwszym miejscu w Timesie, zero prywatności i życia osobistego czy udane życie prywatne, ale niszowe zainteresowanie książką?
Po głębszym zastanowieniu odpowiem: każda z tych opcji jest dobra. Piszę dla samej przyjemności pisania. Stawiam na autentyczność. Jeśli dzięki temu jak piszę i co piszę, stanę się sławna: to super. A jeśli nie – też super. Moim celem jest pisanie, tworzenie, przeżywanie. W obu tych przypadkach osiągam swój cel. Zatem jest dobrze. Będzie lepiej, ale teraz jest dobrze. Spełniłam swoje największe marzenie. Dla mnie to ogromny sukces i wiesz, życzę Ci podobnego stanu ducha, podobnych pozytywnych emocji, ponieważ nie potrafię opisać ich żadnymi znanymi mi słowami. :)


Jonathan Gunson powiedział kiedyś 'Sekret napisania bestselleru? Piszesz. Przestajesz zastanawiać się nad pisaniem. Przestajesz mówić o tym, że piszesz. Przestajesz marzyć o pisaniu. I piszesz.' i to najlepiej podsumowuje ten wywiad. Dziękuję za rozmowę Magdzie i mam nadzieję, że sięgniecie tak po pierwszy tom, tak i po kontynuację, na którą sama czekam z niecierpliwością! :)
Bastuba

*Inne wywiady:http://fabrykadygresji.pl/2017/03/17/magdalena-piorunska-z-szuflady-do-twierdzy-i-na-salony/
http://readers-trail.blogspot.com/2017/07/autorka-twierdzy-kimerydu-o-sobie-i.html
http://iskraczyta.blogspot.com/2017/11/wywiad-magdalena-piorunska.html
https://ksiazkowapasja.blogspot.com/2017/09/wywiad-z-magdalena-piorunska.html


'Zakochaj się Julio' Natalia Sońska



'Każdy jest z natury dobry, lecz złe doświadczenia psują charakter, ale tylko ludziom słabym, którzy nie potrafią przeciwstawić się problemom.'

Są książki dobre, złe i nijakie. Ta jest po prostu męcząco słaba. Cieszy mnie jedynie, że to już za mną, więc wraz z ostatnim słowem recenzji zamierzam zapomnieć i nigdy do niej nie wracać. W końcu, szanujmy się ludzie, prawda?

'Błędów też nie żałuj. Najważniejsze jest wyciąganie z nich odpowiednich wniosków na przyszłość.'

Julia jest młodą nauczycielką w liceum. Prowadzi właśnie swoją pierwszą klasę wychowawczą, ku zbliżającym się maturom. Jest optymistką, na wszystko patrzy jak na zrządzenie Boże, z którego musi wynieść lekcję. W okolicach ferii zimowych dostaje propozycje, by pojechać ze swoją klasą do Zakopanego, na co widząc entuzjazm klasy, zgadza się. Jednym z trójki pozostałych nauczycieli - opiekunów jest Darek, który po za tym, że jest organizatorem wyjazdu, okazuje Julii wyjątkowe zainteresowanie, co jest jej nie na rękę. Nie szuka bowiem partnera. Przynajmniej do czasu, gdy na stoku poznaje Jakuba. 

'Nie ma piękniejszego zajęcia niż nauczanie! Ile szczęścia przynosi przekazywanie własnej wiedzy innym, to tylko nauczyciele i starzy ludzie wiedzą.'

Od razu zaznaczę, że czytuję banalne książki. Lubię romanse, więc jak 'on poznaje ją i to grom z jasnego nieba' to wcale nie czuję, że to będzie zła lektura. Autor ma bowiem do wykorzystania całą pulę wydarzeń, emocji i bohaterów, którymi może daną historię wzbogacić. To nie musi być nudne i trącać kiczem. Tu jednak mamy przykład zerowego poszanowania czytelnika. Bo warsztat jest, czyta się płynnie i szybko, ale co z tego, jeśli postacie są nijakie, niby schematyczne, przy czym jakby pozbawione umiejętności logicznego myślenia. Opisy przydługie, wydarzenia do bólu przewidywalne, a emocje wyprane i rozjechane przez pług, bo nawet już nie przez walec. Z tej 'uroczej komedii romantycznej' wyszedł prześmiewczy dramat. Gdyby nie to, że nie cierpię zostawiać napoczętej książki, już przy pierwszych pięćdziesięciu stronach wyrzuciłabym ją do Bałtyku, co by się nikt na nią przypadkiem nie napatoczył. No bo tak, dziewczyna twardo stąpa po ziemi. Właśnie zakończyła związek w którym przyłapała partnera na zdradzie. Po czym wpada na faceta na stoku i już zapomina o świecie naokoło, bo tu oto stoi przezdnią anioł. Później ochoczo sama zostaje 'tą drugą', bo skoro on mówi, że nie kocha narzeczonej i 'niedługo' z nią zerwie to spoko, prawda? W międzyczasie nakrywa swoich uczniów na paleniu trawki i piciu wódki na wycieczce, ale stwierdza, że to młodzieńczy wybryk i jeśli da się im szanse, to na pewno nie zrobią tego ponownie. I wszyscy przyklaskują na ten pomysł. Ja się pytam, czego ta książka uczy? Nie żeby Jakub był lepszy. Niezdecydowany, narcystyczny egomaniak. Trzeba przyznać, że człowiek, który ułożył opis na tył okładki był geniuszem zła. Bo miało być tak pięknie, a czuję, jakbym minuty stracone na tej lekturze zaprzedała diabłu marketingowemu. 

'Trzeba dostrzegać to, co pozytywne, w każdej sytuacji, nawet najbardziej beznadziejnej.'

Podsumowując, narracja nieciekawa, akcji zero, bohaterowie bezbarwni i to każdy, co do jednego. Pomysł na fabułę niedopracowany i sztampowy, a całość niesmaczna. Żałuję, bo co się przeczytało, to się nie odprzeczyta.

'Każdy zasługuje na prawdę, bez względu na to jaka ona jest, a jeśli tej drugiej osobie bardzo zależy, będzie w stanie zrozumieć wszystko.'


Bastuba

'Komisarz' Paulina Świst


'Z tą miną i w tym garniturze wyglądasz jak przedsiębiorca pogrzebowy z firmy Ostatni Dzwon. Wiesz, który to? Ci, co mają hasło reklamowe: ,W naszej trumnie będziesz wyglądał jak żywy'.

Klątwa drugiej książki przerosła niejednego. Niekończące się pytania o czym pisać, czy kontynuować serię, może zmiana stylu narracji? Jak zaskoczyć czytelnika tak, by wgniotło go w fotel? Zależnie od gatunku w jakim porusza się autor, będzie to zadanie łatwiejsze lub trudniejsze, ale zawsze pozostaje obawa, że zachwyt, który wywołał debiut, rozwieje się, gdy trzeba będzie zmierzyć się z opiniotwórcami ponownie. Jak w taki razie poradził sobie 'Komisarz' czyli kontynuacja dobrze przyjętego 'Prokuratora'? 

'Sukces przychodził tylko wtedy, kiedy okupiło się go odpowiednią liczbą poświęceń.'

Radosław Wyzwa, którego znamy już z epizodycznych ról w 'Prokuratorze' dał się zapamiętać jako twardy i bezkompromisowy w wypełnianiu powierzonych mu zadań. Lubi swoją pracę w policji, która pozwala mu realizować się w pełni, łapiąc bandytów i rozbijając grupy przestępcze. Nie zawsze robi to zgodnie z prawem, lecz braku skuteczności nie można mu zarzucić, mimo czterdziestu lat na karku. Solidna budowa ciała, mocna szczęka, w której kryje się lubiący bluzgać język, tylko mu w tym pomaga. Nie wszystko jednak sprawia mu w pracy satysfakcje. Gdy dostaje nakaz zdobycia zaufania córki biznesmena działającego na czarnym rynku, co będzie wymagało porzucenia jeansów i skórzanej kurtki na rzecz garnituru i lakierek, nie jest mu do śmiechu. Ciągłe wizyty w teatrze, udawanie dystyngowanego i znoszenie kobiety, która całe życie tkwi w złotej klatce nie jest łatwe, ale się udaje. Gdy Antoni Kadziewicz zgadza się współpracować w policją, Wyzwa może zrzucić przebranie. Nie udaje mu się tym nacieszyć, bo z chłopaka dziewczyny awansował na jej bodyguarda. Ciemne interesy mogą wyjść na jaw, a życie niewinnych znów być zagrożone. Zuzanna dotąd żyjąca jak w szklanej, odseparowanej od rzeczywistości kuli, zacznie dostrzegać, że świat nie kończy się na pracy pedagoga-logopedy, a pieniądze nie spadają z nieba. Czy ta drobna blondynka zrozumie, że mimo tego, że Radosław przez trzy miesiące perfidnie ją okłamywał, teraz może być jej jedyną nadzieją na przeżycie? 

'Myślałam, że był ideałem, kiedy spełniał moje zachcianki i zachowywał się dokładnie tak jak tego chciałam. Zrozumiałam, że to nie na tym polega. Teraz cały czas stawiał mi wyzwania, sprawiał, że zastanawiałam się nad swoim życiem i przekonaniami. Straciłam bezpieczną iluzję, że wiem wszystko najlepiej, a jednocześnie czułam, że przez to rozwija się moja pewność siebie. Rozwalił moje sztuczne ramy i kazał mi wyjrzeć za nie. Tylko ode mnie zależało co z tym zrobię.'


Brzmi jak thriller, opisali go jako kryminał, a dostaliśmy romans. Świetnie poprowadzone wątki policyjne, dokładnie i realistycznie wykreowani bohaterowie, precyzyjnie doszlifowany styl i język, poczucie humoru i ciekawe dialogi pełne sarkazmu, ale też inteligencji jaka cechuje większość postaci, a wszystko to w klimacie akcji i napięcia. Czy to na pewno ostry seks, język i jazda? Dla mnie tak. Nie Grey, sado-maso czy 'Szybcy i wściekli', ale podkurwiona polska prokuratura i relacje, które Disney by ocenzurował. Dla mnie, gdy oceniam książkę, ważne jest to, jak wypada na tle innych w SWOIM GATUNKU. Pozwolę sobie podkreślić, żeby nie chwytał za nią ktoś, kogo skusi wizja poznania szczegółów pracy policji, czy chęć poczytania scen +18. 'Komisarz' łączy w sobie wszystko to co obiecuje okładka, ale przede wszystkich skupia się na relacji dwójki głównych bohaterów. Dostajemy urywki tego jak wyglądają przesłuchania, jak likwiduje się niewygodnych świadków czy dowiadujemy się gdzie sięga władza prokuratorów. Ale obok tego w dużej mierze otrzymujemy obraz tego, jak na człowieka wpływa brak kontaktu z rówieśnikami i odrealnienie wywołane odseparowaniem dziecka od świata, czy czemu mówi się, że alkohol jest najgorszym świństwem dla ludzkiej głowy. Patologiczne rodziny, walka ojca o dzieci, które matka chce wykorzystać w walce o alimenty, czy toksyczna miłość i psychopata, którego inteligencja i spryt, przechodzi ludzkie pojęcie. Moje serce podbiły jednak bardzo ludzcy bohaterowie. Błędy, próba ich naprawiania, potykanie się raz za razem by znowu wstać. Ważną rolę otrzymały postacie drugoplanowe, i gdy przyjrzeć się im z bliska można dostrzec w nich cechy nas samych, bo człowiek nie maszyna i czasem się psuje. 

'- Kwiatki, Kinga, kwiatki. dziewczyny lubią dostawać kwiatki. - Zaśmiałem się.
- Ja nie. Adwokat nie koza, kwiatków nie zeżre.'


Mnogość wątków - tak. Ale wszystkie wytłumaczone, nie występuje tu chaos, choć przy zapamiętywaniu kolejnych ksywek trzeba być skupionym. Za to trzysta dwadzieścia stron pochłania się na raz i ma się niedosyt. Historia Pauliny Świst to gorzka lekcja o instytucji małżeństwa, konsekwencji dobrych decyzji i przypomnienie, że czasem danie drugiej szansy to nie błąd. Mam nadzieję, że licząc na przyjemną, ale wartościową lekturę będę trafiała tylko na tak dobrze napisane książki. 

 'Wolę ponieść porażkę, niż stracić szansę na coś naprawdę wyjątkowego.'

Bastuba

'Bez słów' Mia Sheridan


'Nieważne, kim jesteśmy, musimy radzić sobie z tym co przyniesie los, nawet jeśli okaże się gówniany'

Mam wrażanie, że ostatnio ciągle zaczynam od podkreślenia tego, jak ważne jest, by nie powielać schematów pisząc książkę. Szablonowość, powtarzanie tych samych tematów czy motywów, oklepane zachowania postaci - nie ma co ukrywać, to nie jest fajna sprawa. Wyjątkowym szczęściem trafiam ostatnio hedbak na tytuły bardzo ciekawe. Mia Sheridan zwykła pisać o miłość, która jest przeznaczona, wyjątkowa i niebanalna. W 'Bez słów' też tak właśnie jest. A może nawet lepiej?

'Ona pierwsza mi pokazała, ze mój głos ma znaczenie, a jej miłość sprawiła, że zacząłem w to wierzyć. Czasem tyle wystarczy - jedna osoba pragnąca wysłuchać głosu twojego serca'

Bree przyjeżdża do małego miasteczka, w którym bywała jako dziecko, szukając spokoju i wytchnienia. Wierzy, ze to wyleczy ją z traumy, która ciągnie się za nią od wielu miesięcy. Szybko udaje jej się wynająć mały domek z pięknym widokiem na jezioro i przy okazji poznaje uroczą starszą panią, której od teraz będzie sąsiadką. Ta też podpowiada jej gdzie ma szukać pracy, oraz wprowadza w życie małej społeczności. Bree wykorzystując te informacje wyrusza wydać ostatni grosz i napełnić pustą lodówkę. A ponieważ nasza bohaterka ma niebywałe szczęście, pod sklepem siatki nie wytrzymują ciężaru i cała ich zawartość toczy się po chodniku, aż pod nogi przechodzącego nieopodal młodego faceta. Gęsta broda, długie włosy i sfatygowane ubrania nie zdradzają wieku, ale nie przeszkadza to Bree w próbie nawiązania dialogu, chcąc zatuszować gafę, Ich spojrzenia się spotykają i.... ZONG! Miłość, ślub, dzieci. Kurtyna zapada i THE END? No właśnie nie ;) Scena trwa sekundę, zakupy trafiają do samochodu, chłopak odchodzi nie mówiąc ni słowa, a dziewczyna po chwilowym zdziwieniu macha ręką i nie poświęca temu uwagi. Ot dziwak. 

'Faceci, w sytuacji zagrożenia potrafią się zachować jak skończeni idioci'

Największym plusem tej książki są bohaterowie. Bardzo realni, bardzo prawdziwi. Ich zachowanie szokuje, zastanawia i bawi. Czasem przewidywalni, czasem szamocą się sami ze sobą i przywodzą na myśl, że tak jest w życiu. Odwaga nie jest łatwa, przeciwstawienie się agresji fizycznej i psychicznej również nie. Ileż by dała szczera rozmowa, podzielenie się z kimś tym co leży nam na sercu, ale i na to czasem ciężko się zdobyć. O tym jest ta książka. O rodzajach ludzkich słabości, o jej powodach oraz skutkach. A wszystko ubrane w pełen uroku romans. 

'Najgłośniejsze słowa to te, które sami przeżywamy'

Podział narracji pomiędzy dwójkę głównych bohaterów to również specjalność Sheridan. Nie musimy się zastanawiać, co siedzi im w głowie, dostajemy to prawie na tacy, choć działanie Bree i Archera nie musi być logiczne, nie musimy się z nim zgadzać. Styl nadal jest prosty, język przejrzysty. Wszystkie poruszane wątki łączą się ze sobą i mimo, że występuje pewna przewidywalność w fabule, i wiem, że dla co poniektórych można uznać ten tytuł za przelukrowany, to cholesterol się nam po nim nie podniesie. Uważnego czytelnika jednak chwyci za serce i nie będzie chciał puścić. Wszystko za sprawą specyfiki gatunku jakim jest romans. Przecież wiadomo, że miłość rządzi się swoimi prawami ;)

'Miłość do drugiej osoby zawsze wiąże się z ryzykiem zranienia' 


Czytając Sheridan możemy być pewni tego, że pozwoli nam się odprężyć, płynąc wraz z ciągiem wydarzeń. Oczywiście warto przygotować chusteczki, bo i kilka wzruszeń serwuje nam autorka. Z pewnością, jeśli ktoś szuka dobrze napisanej i przemyślanej historii miłosnej z prawdziwego zdarzenia, to ten tytuł jest idealny. Czysta perełka. 

'Niektóre miejsca i ludzie po prostu do siebie pasują'


Bastuba



'Twierdza Kimerydu' Magdalena Pioruńska


'A jeśli ludzie czegoś nie znają i nie rozumieją, zwykle się tego boją, a gdy się boją - niszczą'

Autorzy, którzy potrafią zaskoczyć czytelnika są na wagę złota. W dobie telewizji, internetu i ogólnego przesytu informacji i sensacji, wymyślenie czegoś innowacyjnego i świeżego, co jeszcze ciekawi odbiorców, może być trudne. Istotne też, żeby taki pomysł dobrze ograć. Nie jedno mocarstwo upadło podtrzymywane przez gliniane nogi. Tu jednak mamy solidne, co by nie powiedzieć zwierzęco silne, podstawy. Jakie? A dinozaurze. 

'Nie cierpię bezczynności - daje powody do rozmyślania, a ja już dawno przekonałem się, że myślenie donikąd mnie nie doprowadzi. Co najwyżej do szaleństwa'

Anna ucieka z miasta Krokodyli po tym jak jej pokojowa konferencja zrzeszająca zwolenników asymilacji ludzi i dinozaurów zostaje krwawo przerwana. Udaje jej się jednak dotrzeć w pobliże Twierdzy Kimerydu, gdzie przed śmiercią spowodowaną długą wędrówką po pustyni, gdzie człowiekowi grozi dużo więcej niż tylko wysokie temperatury czy fatamorgany, ratuje ją Tyrs Molina. Pół człowiek - pół raptor nie wydaje się do niej przychylnie nastawiony, mimo, że przed ostatnie lata walczyła o polepszenie warunków dla takich jak on. Po co jednak miałby chcieć zmienić coś w życiu, które wypracował? Zgrana paczka przyjaciół, rodzina, którą ustawił według zasad panujących w stadzie, gdzie on jest alfą, panny, które same wchodzą mu do łóżka i wymarzona praca strażnika wąwozu, w której również jest szanowany, dzięki układom z burmistrzem. Nic dziwnego, że ten wręcz idylliczny byt musiał się w końcu skończyć. Nie tylko on nie chce walczyć o odmianę swojego losu. Tycjan i Tuliusz, jego najlepsi kumple tak jak on do tego stopnia przyzwyczaili się do swoich ról, że nie chcą się nawet pokusić o marzenia o lepszym jutrze. Schowani w swoich skorupach, odpowiadając agresją na jakiekolwiek przejawy sympatii, toksyczni jeden dla drugiego. Taki obraz dostrzega Anna już w ciągu pierwszym dni w Twierdzy. A dalej robi się tylko ciekawiej.


'Łatwo jest oceniać kogoś z góry i nim pogardzać z powodu jego inności. O wiele jest coś zrobić i realnie wpłynąć na jego zmianę'

Na początku trzeba zaznaczyć, że to nie jest książka dla ludzi o słabych nerwach. Sama kilka razy byłam bliska wyrzucenia jej przez okno, albo chociaż oblania kwasem. Myślałam 'idź, zgiń i nie wracaj'. Czemu? Bo nie jestem fanką narracji pierwszoosobowej, szczególnie, gdy bohater cierpi na jakiś rodzaj rozdwojenia jaźni, raz jest sobą, raz kimś o sto osiemdziesiąt stopni innym i my razem z nim mamy przeżywać wszystkie wzloty i upadki. Podążać drogą ku rozpoznaniu władnych potrzeb, umiejętności i pragnień. Być obecnym gdy błądzi i raz za razem ponosi porażki. A tu mamy aż cztery takie perspektywy. Szaleńców do wyboru do koloru. Każdy ze swoim wachlarzem ludzkich wad,  czasem podsycanych też zwierzęcym instynktem. To poważnie nie ją miłe klimaty. Co chwila kły, krzyk, ból i przekleństwa. No i seks w każdej postaci. Spoiler nie spoiler, jest to coś, co mnie najbardziej zdziwiło. Czytałam ochy i achy o tym tytule i gdzieś umknęła mi informacja o tematach homoseksualnych. To nie tak, że mam z takimi relacjami problem. To raczej jak z brukselką. Nie lubię, więc nie jem. Ale jak ktoś inny lubi to spoko. Wolność Tomku i tak dalej. Zrobiłam reaserch i myślę, że wolę uprzedzić, że tak, mamy tu taki wątek, niż żeby ktoś miał mieć taki zong jak ja :)

'Ludzie są bardziej przerażający od zwierząt. Dlatego żądzą światem'


Całkiem rozbudowany został też temat prostytucji, relacji ojciec-syn i bycie głową rodziny w młodym wieku, oraz do kiedy trzeba brać pod uwagę własne sumienie, a kiedy wkracza 'dobro wyższe'. I, co mnie najbardziej zaciekawiło, bardzo dokładnie opisane zostało jak różny typ rodziny wpływa na rozwój dziecka i jak wygląda życie w rodzinie patchworkowej. Narracja oddaje pełen naturalizm, tak poprzez szczegółowe i barwne opisy, jak używając tzw. kwiecistego języka.  Każde nowe zdanie skłania do dalszej lektury. Całość prezentuje wysoki poziom, aż przyjemnie się czyta.

'Prawdziwa władza jest przelotnym przywilejem i tylko nieliczni nauczyli się z niej korzystać tak, by nie przeciekała im przez palce'

Debiut literacki nie jest prostą sprawą, więc tym bardziej warto zaznaczyć, że gdyby każdy tak zaczynał swoją karierę, nasze regały biblioteczek uginałyby się od nadmiaru wartościowej treści. Na pewno nie jest to łatwa lektura, szybciej można określić ją wyzwaniem, by zrozumieć co autor miał na myśli. Szczere jednak polecam przekonać się na własnej skórze, co wy z niej wyniesiecie. 

'Albo coś bierzesz, albo zostawiasz to w spokoju. Proste. W życiu wygrywa się konsekwencją'

Bastuba
'A co jeśli to nie ma żadnego znaczenia? A co jeśli liczy się sama nasza postawa i świadomy wybór, którego dokonujemy? Czy wolność zawsze oznacza wygraną?'

Albo rybki albo akwarium czyli 'dobra książka' moimi oczami.




Jak wszystko na świecie, tak i książkę można ocenić w skali 'lubię' lub 'nie lubię'. Pytanie brzmi, czy dobra książka to tylko ta, która mi się podoba? Od kilku dni noszę się z myślą, że nie tylko nie do końca, a nawet całkowicie nie. Lekturą, która zmusiła mnie do takich przemyśleń jest 'Twierdza Kimerydu', którą zresztą już niedługo tu zrecenzuję szczegółowiej. Wszystko rozbija się jednak o to, że uważam ją za bardzo dobrą, choć zawiera wiele elementów, których czytanie nie sprawia mi przyjemności, np. opisywanie relacji homoseksualnych pierwszoplanowo, czy duża ilość wulgaryzmów, oraz narracja pierwszoosobowa podzielona pomiędzy kilku bohaterów. To jednak właściwe uzupełnienie bardzo inteligentnego tytułu. 

'Dobra' w odniesieniu do książki to dla mnie przede wszystkim pozycja wzbudzająca w czytelniku nowe przemyślenia. Odkrywająca takie rejony literatury, której dotąd nie znał, poprzez formę, język, styl, fabułę czy bohaterów. Kontrowersja, świeżość, skłanianie do dyskusji, czy sporów. Inspiracja do wyjścia ze swojej strefy komfortu. Bezceremonialność i odwaga kroczenia ku lepszemu. Pewność, że lektura nie była błędem, nawet jeśli czytanie było męką dla głowy czy duszy. W końcu walka z przyzwyczajeniami nigdy nie jest łatwym zadaniem. Ale satysfakcja jest tego warta.




Gdy byłam młodsza i uczyłam się w gimnazjum, bibliotekarka lubiła podrzucać mi wymagającą literaturę, mimo, że najbardziej lubiłam czytać Musierowicz czy Nowak. Pytała potem jak mi się podobała, a ja niezmordowanie odpowiadałam, że słabo, ponieważ zmuszała mnie do myślenia. Do wyciągania wniosków. Pani Aldona śmiała się ze mnie wtedy i mówiła, że się cieszy. Że o to chodzi w czytaniu. A ponieważ nie miałam po co buntować się w domu, wykorzystywałam to, by sprzeciwiać się ambitnym utworom. Teraz kręcę na takie myślenie głową, bo to typowa ja. Na złość Tacie odmrożę sobie uszy. 

Dziś nadal lubię sięgać po romanse, fantastykę, czy kryminały. Ale o wiele częściej zaczytuję się w reportażach, klasyce czy w bardziej psychologicznych tytułach. Trwa to dłużej i recenzuje się trudniej, ale radość po przeczytaniu jest o wiele większa.  Dalej nie będę do poduszki czytała "Dziadów" czy "Mistrza i Małgorzaty", ale podoba mi się, że z wiekiem zrobiłam kilka kroków w dobrym kierunku. 

Bastuba

'Pudełko z marzeniami' Magdalena Witkiewicz & Alek Rogoziński



'Czasem dzieje się tak, że prawdziwa miłość przechodzi bardzo szybko, a czasem trzeba długo, długo czekać.'


Z oczekiwaniami jest tak, że lepiej nie mieć zbyt wysokich, bo można się rozczarować i to boleśnie. Obserwując co działo się na blogach i na instagramie w okresie Bożego Narodzenia, nie trudno było wyłapać wysyp historii typowo świątecznych. Najczęściej romansów, choć występowały i kryminały czy zbiory powieści grozy. Dając się porwać tej wyjątkowo komercyjnej atmosferze, wybrałam dwie powiastki, które miały umilić mi czas wolny od uczelni. Dziś o jednej z nich.

'Niech każdy robi, co chce. Byleby drugiemu nie wadził. I - jak mówi pani Wiesia - byleby z tego kłopotów nie było.'

Malwina, jak i Michał. Ona ślepo-romantycznie wpatrzona w wymarzony obraz księcia na białym koniu. On nie widzący problemu w pracoholizmie, i byciu z kim z przyzwyczajenia. Znaleźli się na życiowym zakręcie prawie z takiej samej przyczyny. Okazali się niekompatybilni z poprzednimi partnerami. Kolokwialnie mówiąc, ex puścili ich w trąbę. Postanawiają więc zacząć życie od nowa, najlepiej jak najdalej od obecnie zamieszkałej stolicy. A gdzie lepiej opłakiwać smutki, jak nie w oddalonej od wszelkiej nowoczesności, małej mieścinie o uroczej nazwie Miasteczko z wyjątkowym usposobieniem? Nie mogło się jednak obyć bez typowo małomiasteczkowej społeczności z wścibską sąsiadką, proboszczem-"miłośnikiem nalewek" i strażakiem-playboy'em na czele. Ma to swój urok, który nie umyka nam, gdy czytamy coraz to śmieszniejsze dialogi i opisy wydarzeń, za które odpowiedzialność zrzuca się na św. Ekspedyta, posiadającego swoją kapliczkę pod restauracją świeżo kupioną przez Malwinę. Czy to ingerencja boska, czy wybujała wyobraźnia, komediowe elementy książki przyciągnęły mają największą uwagę. Wystarczy bym nazwała ją 'dobrą'?




'Wszystko co oddajemy światu wraca do nas pomnożone.'

Gdyby niebyła promowana jako 'Najzabawniejsza świąteczna komedia romantyczna!' to pewnie tak. Ale jeśli nawet lubię sałatkę grecką, to jeśli ktoś zaprosi mnie nie pizzę, a na talerzu zobaczę zieleninkę, to zadowolona nie będę. Miłość raptownie objawiona nie jest nowym motywem w literaturze. Często bohaterowie z momentu na moment wybuchają do kochanka żywym uczuciem. Żeby to się jednak dobrze czytało, musi mieć ręce i nogi. I sens. Nie zamierzam specjalnie odradzać, bo lektura zapewniła mi kilka miłych godzin. Pochłonęłam ją płynnie, szybko i przyjemnie. Nie wszystko mi tu jednak grało. Można przymknąć oko na pewne ogłupienie postaci po wpływem zasad jakie panują w Miasteczku, a nawet na miłość, którą wywołał ślepy amor. Ale na litość! Świątecznej atmosfery to tam jak na lekarstwo. Na szczęście łatwo znajdę książkę, która zamaże to złe, marketingowe wrażenie. Oboje autorów na przecież na swoim koncie ładne perełki.  


'Każde rozczarowanie z czasem staje się tylko kolejną życiową lekcją, a ból wyblakłym wspomnieniem.'

Bastuba




Copyright © CZYTADO