'Pierwszy śnieg'


Jest listopad, w Oslo właśnie spadł pierwszy śnieg. Birte Becker po powrocie z pracy do domu chwali syna i męża za ulepienie bałwana w ogrodzie. Nie jest on jednak ich dziełem. Stają przy oknie - i widzą, że bałwan jest skierowany twarzą w stronę domu. Patrzy wprost na nich.


'Czasem nie wiadomo czego się szuka, dopóki człowiek tego nie znajdzie'

Dobry kryminał pewnie musi odznaczać się konkretnymi cechami. Ja ich jednak nie znam, bo do tej pory trafiam na historie tak odmiennie opisywane i prowadzone, że nie wiem czy istnieje złoty środek, aby napisać bestseller. Może właśnie kluczem jest wykreowanie historii zbrodni, o której jeszcze nikt nigdy nie słyszał? Dla mnie Jo Nesbo jest autorem nieprzewidywalnym, dlatego że aż się zdziwiłam, gdy w tej części odgadłam mordercę jeszcze przed połową książki. ( Była to raczej niechęć do postaci i wiara w poszlaki, ale jednak 😉 ). Coś mi jednak podpowiada, że będzie to wyjątek potwierdzający regułę. Będę mogła się o tym przekonać, zbierając kolekcję ‘Kryminałów z klasą’, które pod skrzydłami Wydawnictwa Dolnośląskiego ukazują się w kioskach co dwa tygodnie, a ‘Pierwszy śnieg’ jest jej rozpoczęciem. Choć z pewnością nie początkiem historii Hola.


 'Ludzie często bywają bystrzejsi, niż Ci się wydaje'


Harry jest największym pracoholikiem Norweskiej policji, który mimo licznych osiągnieć zawodowych nie cieszy się dobrą sławą. Przyczyną tego jest jego szorstki charakter, oschły stosunek do otoczenia i współpracowników, oraz nieukrywana skłonność do topienia smutków w alkoholu. Żadna z tych rzeczy nie maskuje jednak ogromnej inteligencji, doskonale dopracowanej umiejętności czytania z ludzi jak z kart ani instynktu śledczego. Do tej pory nie trafił jednak na kogoś godnego użycia wszystkich tych cech naraz. Harry wciąż czeka na swoje pięć minut, w duchu licząc, że w końcu trafi się w Norwegii seryjny morderca, by móc go złapać przy pomocy technik opanowanych na kursie w Stanach. Nie są to jak się okazuje nadzieje płonne, bo pewnego zwykłego dnia, w swojej skrzynce na listy znajduje kartkę z tajemniczą informacją od Bałwana. W pierwszym odruchu zamierza ją zignorować, nie byłby jednak sobą, gdyby pamięć o niej nie uaktywniła się, gdy na miejscu zaginięcia, zgłoszonego kilka tygodniu później, odkrywa bałwana ulepionego z pierwszego w tym roku śniegu. Pytania zaczynają się pojawiać, a wraz z nimi rośnie ilość znikających kobiet. Czy są ze sobą powiązane? Jakieś cechy wspólne? 

'Rozsądnie jest bać się czegoś, czego się nie zna'

W międzyczasie Harry’ego dopadają konsekwencje powziętej abstynencji. Okoliczności, które wymusiły na nim takie zachowanie i trudności w jego przestrzeganiu odbijają się na śledztwie, szczególnie gdy na posterunku pojawia się nowa postać, przeniesiona z wydziału gospodarczego, piękna lecz zimna jak sam lód – Katherine. Hole bez większego entuzjazmu angażuje ją w sprawę i razem zaczynają szukać potencjalnego seryjnego mordercy.
W książkach Nesbo cenię naturalizm płynący z tego, że narrator patrzy z męskiego punktu widzenia, nie oszczędzając na żadnej z myśli głównego bohatera. Spychanie wątków romantycznych na boczny plan i skupienie się na kryminalnej, tajemniczej części historii jest tym czego wielu historiom brakuje. Jo wie, jak budować napięcie, jak żonglować informacjami, nie przesadzać z ilością opisów oraz inteligentnie wplatać trochę naukowej wiedzy, która może zaciekawić tych, którzy na co dzień nie interesują się detalami zbrodni.

'Nie wiem co jest bardziej chore: myśleć jak foka, czy wyobrażać sobie, że ktoś myśli jak foka'



Ciekawa jest nauka, przytyk, który można z ‘Pierwszego śniegu’ wynieść. Tylko czy będzie nim rozwaga do tego z kim dzielimy się posiadaną wiedzą? A może przypomnienie, że pieniądze szczęścia nie dają? Dla mnie najważniejsza pozostaje myśl, że nie należy pochopnie osądzać, po konsekwencje takich działań, mogą spędzić nam sen z powiek nie jednej nocy.


Bastuba

'Słońce też jest gwiazdą' Nicola Yoon


Natasha pochodzi z Jamajki, ale od ósmego roku życia mieszka w Stanach. Jej rodzice przebywają w USA nielegalnie i zostają deportowani na Jamajkę. Natasha jest załamana i wściekła na ojca – to przez niego rodzina musi wracać tam, skąd przyjechała. Wierzy w naukę, a nie w miłość. Zwłaszcza po tym, jak zdradził ją chłopak!


'Imiona to potężne narzędzie. Stanowią znacznik identyfikacyjny, rodzaj mapy, pozwalający zlokalizować człowieka w czasie i przestrzeni.'

Życie nie zawsze wygląda tak jakbyśmy sobie tego życzyli. Czasami nie mamy nawet na to wielkiego wpływu. Nie lubimy wierzyć w los, ale co z wiarą w drugiego człowieka? Co z nadzieją, że najbliższe nam osoby zawsze będą grać do tej samej bramki co my?


'W ukryciu, w najgłębszej głębi serca niemal każdy wierzy, że życie ma jakiś sens, jakąś umyślność. Sprawiedliwość. Dobre rzeczy przytrafiają się dobrym ludziom, złe - tylko złym'

Codzienność Natashy zdecydowanie nie wyglądała tak, jak by tego chciała. Niedawno rzucił ją chłopak, jej najlepsza przyjaciółka ma dla niej coraz mniej czasu, bo szykuje się do wyboru college, a w domu Mama oczekuje od niej o wiele więcej niż to, co ona może jej dać. Gra toczy się o jej życie, a uściślając do mniej melodramatycznych określeń, kością niezgody jest miejsce w których Natasha ma spędzić najbliższe lata. Do tej pory była mieszkanką Ameryki, żyła w Nowym Yorku, nie da rady jednak ukryć tego, że pochodzi z Jamajki i to tamtejsze obywatelstwo obowiązuje ją wiążąco. Czy to ma jednak wystarczyć, by miała chcesz wrócić do miejsca, którego nie pamięta? W którym nie ma dla niej nikogo bliskiego? Z problemem pokrewieństwa zmaga się również Daniel, który ze swoimi długimi włosami, romantycznym usposobieniem i Koreańskimi genami nie może znaleźć swojej drogi, tej na której czułby się spełniony, i przede wszystkim szczęśliwy. Jednak jego największym problemem jest brat. Zawsze uwielbiany i faworyzowany przez rodziców, teraz ukazał swoje prawdziwe oblicze i zawiódł oczekiwania. Nie to martwi Daniela. Zgryzotą okazuje się przerzucenie wszystkich tych niewykonalnych rodzicielskich ambicji na niego. Tylko czy ktoś zauważył, że on nie chce być lekarzem?


'-Nie wierzę w miłość
-Miłość to nie religia. Istnieje bez względu czy w nią wierzysz, czy nie.'


Książki takie jak te powinni czytać rodzice. Może  łatwiej byłoby im zrozumieć, że nawet jeśli stworzyli człowieka, to nie muszą go lepić wedle własnych pragnień. Osoby byt, osobne marzenia. Ważnym elementem dorastania jest odkrycie czego chcemy w życiu, do czego zamierzamy dążyć i co uczyni nas szczęśliwymi. Yoon ma talent do pisania powieści w sposób oryginalny. Forma jej książek jest ich największą zaletą, o ile się spodoba. Bo nie każdy lubi skakanie od jednego bohatera do drugiego, w krótkich rozdziałach, a na sens tych działań czekać prawie do końca historii. Mnie to jednak kupiło, od momentu gdy zaczęłam czytać w pociągu, historia spotkania tych dwóch bohaterów nie dała mi o sobie zapomnieć. Najciekawsze wydają się właśnie postaci drugoplanowe, pokazujące jak wielki wpływ mają na nas pozornie przypadkowe spotkania, jak ważne jest czasem uśmiechnięcie się do mijanej osoby, czy pozwolenie by porwała nas chwila. Ile ludzi zna naszą prawdziwą twarz, nasza naturę?

'Bezsprzeczny fakt: ludzie nie zachowują się logicznie.'



‘Słońce też jest gwiazdą’ to opowieść o sile przypadku, o tym co dzieje się z człowiekiem, który zamyka się na świat. Jest przestroga przed wypełnianiem czyichś pragnień zamiast swoich. Bo jaki pożytek będzie z człowieka, który walcząc ze swoimi uczuciami doprowadzi się do granicy wytrzymałości? Uwielbiam Yoon za tę prostotę w przekazie, bo choć to jest młodzieżówka to krzyczy przestrogą. ‘Otwórz oczy! Zauważ świat wokół siebie!’ i to zadanie spełnia w stu procentach, a otwarte zakończenie wieńczy dzieła. Bo przecież, wszystko zawsze jest w naszych rękach, prawda? 😊

'Chce mi powiedzieć, że wszyscy rodzice kochają swoje dzieci. To nieprawda. Nie istnieje żadna uniwersalna obowiązująca wszystkich.'


Bastuba


Czy liczby mają znaczenie, czyli 4 miesiące w sieci ❤️

                                       

Czas mija nieubłaganie, a im starsza jestem tym bardziej zwracam na to uwagę. Ostatnie cztery miesiące wypełniał mi pośpiech, ciągła gonitwa myśli i, oczywiście, telefon. Od kiedy trzeciego lipca założyłam bookstagram. odkładam go tylko w czasie siedmiiu-ośmiu godzin snu. Blog miał być miejscem przechowywania spisu moich ulubionych książek. Jak widać nie bardzo wyszło. Zamiast cofać się do ukochanych tytułów, recenzuję bieżące pozycje. Zamierzam nadrobić jednak pierwotną myśl i pogodzić oba te rodzaje wpisów. Dodatkowo chętnie zacznę poruszać 'dręczące' mnie tematy, jak choćby, czemu tak lubimy postacie drugoplanowe, które autorzy książek, z uporem maniaka, mordują.


Bookstagram okazał się miejscem zrzeszającym niesamowitych, sympatycznych i realnych ludzi. Dlaczego podkreślam, że realnych? Bo nie byłam na to przygotowana. Posiadając prywatne konto obserwowałam znane bogerki i dwa/trzy konta książkowe. Nie widziałam tam ludzi, którzy wchodzą w dyskusje, znają swoje imiona i są naprawdę ciekawi co inni sądzą o poruszanym temacie. A jednak polska społeczność bookstagramowa okazała się odbiciem moich pragnień. Gdy przez lata nie masz z kim porozmawiać o nowo odkrytej perełce, a nagle spada na Ciebie świadomość, że oto znalazłeś sobie pokrewnych ludzi, równie ciekawych co ty myślisz, jak chcących się podzielić swoim zdaniem, wyrazić swoje poglądy - bezcenne. Oczywiście w ciągu tych miesięcy zauważyłam kilka dziwnych sytuacji, ale jak każde środowisko, które ewoluuje, będzie się uczyć pewnych zachowań. Szczególnie, że zarabianie i granie fair w internecie, jest jeszcze dla niektórych nowością. 


Decydując się spróbować swoich sił w sieci, miałam nadzieję, że w rok uda mi się zebrać kilka osób, które będą podzielać moje zainteresowania. Rzeczywistość przebiła oczekiwania i tak na instagramie mam was już ponad tysiąc, a tu dziesięć osób. Oby nie przyszło stanąć mi kiedyś przed tak dużą ekipą, bo mimo wrodzonego ekstawertyzmu i całkiem sporej odwagi, mogłabym mieć problem ze skleceniem dłuższych wypowiedzi. Z rzeczy, które również cieszą moje serce, będą jeszcze mail'e, które zaczynam odbierać. Do tej pory jedynie p.Ania, opiekująca się zbiorami w moim technikum, doradzała mi przy wyborze książek. Teraz nie dość, że widzę coraz to ciekawsze nowinki na zdjęciach i w blogspotowych polecajkach, dostaje też propozycje od samych autorów. Czy dla książkoholika może być coś lepszego?

Posiadanie czegoś, co może być dla nas nieskończonym źródłem szczęścia i motywacji, powinno być według mni głównym celem w życiu. Może być to miłość, przyjaźń czy rodzina. Ważne, że mamy po co wstawać i nie grozi nam spoczęcie na laurach. Tym dla mnie jest książkowa działalność. Niezmierzona radość i wyzwanie. 


Bastuba



'Bez szans' Mia Sheridan


Kyland marzy tylko o tym, by przetrwać. Zaciska zęby i robi wszystko, by nie pokonała go bieda i samotność. Nie szuka miłości. Nie zamierza też oglądać się za siebie, gdy uda mu się wyrwać z piekła, w którym przyszło mu dorastać. Dla Ten codzienność to nieustanna walka o własną godność. Zmagania z chorobą matki i ludzką nieprzychylnością wymagają od niej wyjątkowej siły. Oboje rywalizują o bilet do lepszego życia, który może otrzymać tylko jedno z nich. Ktoś odejdzie, ktoś zostanie. Czy po latach zdołają spojrzeć sobie w oczy, jeśli poświęcą miłość dla przetrwania?

Przez ostatnie cztery miesiące prowadzenia instagrama przeczytałam wiele książek z polecania mniej lub bardziej świadomego i jeszcze wiele na mnie czeka. Były te bardziej udane i te mniej pasujące do literatury jaką lubię. Książkę Mii Sheridan zobaczyłam w bibliotece. Ktoś właśnie ją oddawał, a ponieważ wszystkie tytuły i okładki ma podobne, rozpoznać ją można bardzo łatwo. I jak to zwykle bywa, mimo, że miałam zabrać się za własne książki, nie zdążyłam dojść do domu, a już miałam pierwszy rozdział wypożyczonej Sheridan za sobą

'Nawet tam, gdzie nie ma nadziei

jest miejsce dla miłości .'


Tia, jak nazywają ją bliscy, dla reszty Tenleigh, jest dziewczyną bardzo poukładaną i mimo młodego wieku, bo tylko siedemnastu lat, wiedzącą czego od życia chce. A chce wyjechać. Z małego miasteczka, w którym mieszka, a które nie ma pracy dla swoich mieszkańców nikt nie sprzedaje w nim warzyw.  Więc jeśli nie umrze się z głodu albo chłodu, to z powikłań, po nieleczonych zębach. Jedyne miejsce pracy zapewnia kopalnia węgla, ale i ona okryta jest złą sławą, odkąd podczas wybuchu zawaliły się wszystkie drogi ewakuacji.  Przez niedopracowane przepisy bezpieczeństwa, połowa pracujących tam górników umarła i to wcale nie łatwą śmiercią. Jest jednak mała iskierka nadziei dla dzieciaków z miejskiego liceum. Raz w roku przyznawane jest stypendium, które może opłacić naukę na wybranej uczelni wyższej. Szansa jest tylko jedna, a chętnych sporo. Wśród nich jest Kyland. Jego życie również nie przypominało nigdy bajki, jednak przez długi czas miał przy sobie szczęśliwą, pełną rodzinę. Jednak nieszczęście go nie oszczędziło. W wypadku w kopalniach zginęli jego starszy brat i ojciec, jedyna podpora rodziny. Cała odpowiedzialność za matkę i dom spada więc, na czternastoletniego Kylanda. Mimo, że oboje żyją w podgórskiej mieścinie, losy głównych bohaterów przeplatają się dopiero na początku ostatniej klasy liceum. Gdy na swojej drodze spotykasz kogoś, kto w lot łapie wszystkie twoje myśli, kto rozumie twoje troski, i wie, co ukształtowało Cię takim jakim jesteś, bardzo łatwo się zakochać. Łatwo uwierzyć, że los połączył was z konkretnej przyczyny i teraz we dwójkę dacie radę stawić światu czoła. I choć marzyć można, czasem tylko to pozostaje z wielkich planów. 
Bardzo spodobał mi się opis autorki, który znajduję się na tyle książki. Mówi on, że Mia to pisarka tworząca o ludziach, którzy są sobie przeznaczeni. Pomyślałam wtedy jakie to byłoby łatwe, gdybyśmy rodząc się od razu wiedzieli kto jest nam pisany. Tylko pytanie, czy to nie poszukiwanie też jednej, wyjątkowej miłości, nie sprawia, że potem doceniamy ją bardziej. Chyba dopóki nie zamieni się to w wybór gonić króliczka czy mieć króliczka i zachowa się jakieś proporcję, to ta nieraz ciężka droga do odnalezienia i trwania w tym pięknym uczuciu, jest tego warta. Problemy poruszone w ‘Bez szans’ to nie tylko bieda i Darwinowskie ‘przetrwają najsilniejsi’. To też umiejętnie przedstawiona definicja miłości. Po jej skończeniu uświadomiłam sobie, że jeśli ktoś mnie kiedyś spyta czym dla mnie jest miłość to dam mu tę książkę do przeczytania. Mamy tu i damski i męski punkt widzenia, przeskoki w czasie, życiowe i marzycielskie podejście do tematu, a także ważne podsumowanie, stare jak świat, że co by nie zrobić, same pieniądze szczęścia nie dają. Podoba mi się miejscami lekki styl pisania, ciekawe zwroty akcji, wytworzone napięcie i trójwymiarowych, realnych bohaterów. I humor, który często graniczy z absurdem. Nie mogę się doczekać, aż sięgnę po kolejne powieści Sheridan.

'Któregoś dnia, kiedy spełnię swoje marzenia, pomyślę o tych wszystkich rzeczach, które złamały mi serce i będę za nie wdzięczny.'

Czasem zapominamy, mówiąc ‘Heloł, mamy dwudziesty pierwszy wiek!’, że nie wszędzie tak jest. I zawsze, gdy natknę się gdzieś na temat ubóstwa, nie mogę wyjść z szoku, jak mało się o tym mówi. Wspominam wtedy słowa nauczycielki z technikum, która jasno dała znać, że państwo i przepisy bardziej taką pomoc utrudniają, zamiast ułatwiać. Może i nie pod wpływem nawet tak dobrej książki jak ta, ale liczę na to, że kiedyś napiszę tu, że ‘Hurra, teraz pomaganie jest tak proste jak oddychanie’.

'bo na tym polega miłość. Jesteś gotowa zrobić dla ukochanej osoby wszystko, gotowa się poświęcić, cierpieć, by ona nie musiała. '

Bastuba

'Czereśnie zawsze muszą być dwie' Magdalena Witkiewicz


Drzewo czereśni potrzebuje
innego drzewa, aby rosnąć i dawać owoce.
Tak jak człowiek, gdy kocha – rozkwita. 

‘Żli ludzie czasem mimochodem robią dobre rzeczy’

Nie od dziś wiadomo, że ludzie dzielą się na tych co wierzą, że ich losem kieruje jakaś niewidzialna ręka tudzież przeznaczenie, oraz na tych zaklinających się, że sami rządzą własnym życiem. Ja wyznając zasadę ‘będzie co ma być’ niedawno wydałam ostatni grosz na książkę Witkiewicz i zdecydowanie nie uważam tego za złą decyzję. Podobnie jak główna bohaterka wierzę, że nie ma w przyrodzie przypadków.

‘Życie chyba tak wygląda, że najpierw musi być bardzo, bardzo źle, właśnie po to by zaczęło być dobrze.’

Zosia jest dziewczyną trzymaną pod kloszem zrobionym z poczucia obowiązku, winy i strachu, przed wywołaniem niezadowolenia na twarzy rodziców. Z tego powodu nigdy nie była częścią grupy, co sprawiało, że mimo dobrych ocen i wzorowego zachowania, czuła się gorsza. Gdy tylko nadarzyła się okazja postanowiła więc taki stan rzeczy zmienić. Pierwsze wagary okazują się być dla Zosi tym, co zmienia bieg dotąd spokojnej rzeki. Z życie nastoletniej dziewczynki wkracza pani Stefania, którą mała ma się opiekować, w ramach kary za opuszczanie lekcji. Początkową nieśmiałość z każdym spotkaniem zastępuje coraz większa sympatia i z czasem nawiązuje się między nimi relacja wnuczka-babcia, co dla obu wydaje się wyczekiwanym uśmiechem losu. Od tego momentu życie napiera dla nich rozpędu, dni nie są już monotonne i wypełnione samotnością. Kolejnym punktem zwrotnym okazuje się dla naszej bohaterki jeden z wielu zwykłych biegów przez las nad morze. Gdańszczanka poznaje wtedy Marka, który na odegrać w jej życiu ważną rolę. Tylko czy nie zakłóci to dobrze znanej codzienności? I jakie zdanie o nowym znajomym będzie miała pani Stefania? Wielkie miłość mają to do siebie, że rzadko trwają ‘aż po grób’, a za duże szczęście, trzeba słono zapłacić. W książce Magdaleny Witkiewicz spotykają się dwie epoki, dwie odrębne historie. Dostajemy wgląd w lata trzydzieste ubiegłego wieku i w charakter tamtejszych ludzi. Ciekawie jest uświadomić sobie, że ludzie się nie zmieniają. Nowe technologie, rozwój miast, czy globalne ocieplenie nie wpłynęły na ludzką duszę, która ciągle szuka szczęścia i miłości. Nie są to jednak jedyne uczucia, które nie opuszają nas przez pokolenia i o tym jakie są skutki tych negatywnych zachowań też przeczytamy w ‘Czereśniach’. Styl pisania autorki i konwencja zapowiadania w końcówce rozdziału co wydarzy się dalej, nie pozwalały oderwać się od lektury. Przy porcjowaniu opowieści o Henryku i Annie, i ich historii z przed lat czułam się nienasycona jak główna bohaterka. Porwana i wciągnięta w zupełnie inny świat.

‘Wierzyła, jak niejedna kobieta, że złego mężczyznę da się przemienić w idealnego towarzysza życia. Trzeba tylko dać mu miłość i wsparcie. Od początku świata kobiety kochały awanturników. I były szczęśliwe, gdy oni zwracali na nie uwagę.’

Najlepsze historie pisze życie i prawdopodobieństwo, że ta opowieść mogła wydarzyć się naprawdę jest ogromne, bo zazdrość i miłość przeplatają się z sobą od stuleci. W świecie w którym prawdziwe i szczere uczucia to rzadkość, warto pamiętać, że nic nie trwa wiecznie i jeśli mamy naszych bliskich koło siebie trzeba pielęgnować każdą wspólną chwilę.

‘Jeśli się czegoś bardzo chce, to trzeba nad tym pracować. I jeśli dajesz z siebie wszystko, nie ma szans, by się nie udało.’



Bastuba


'Metalowa Dolna' Bruno Kadyna


'Chyba nikt nie zastanawia się, co będzie, jak zdobędzie wymarzoną miłość, a potem ją straci. Samo zdobycie wydaje się czymś niemożliwym do osiągnięcia'

Zanim jakaś książka trafi na naszą listę tytułów ulubionych, przeważnie musi chwilę odleżeć. Zrozumienie, czy podoba nam się tylko na chwilę, czy jest to ważna, życiowa historia, musi trochę potrwać. Często zrozumienie danej opowieści przychodzi do nas dopiero, gdy przeżyjemy coś zbliżonego do niej, coś co otworzy nam oczy. ‘Metalową Dolną’ pochłonęłam jednak w kilka godzin. Nie mam męża, a sport uprawiam kiedy biegnę na autobus, a i tak wiem, że zagwarantowała sobie miejsce na mojej liście TOP. Sprzeczność? Nie, wyjątkowa książka.
Tomek jest mężczyzną prawie w wieku średnim, który prowadzi włas
ną działalność, więc można uznać, że jest w pracy 24/7, co niespecjalnie mu się podoba. Sytuacja w której się znalazł, chora na raka żona, nie pozwala mu jednak na zmianę pracy. Sposobem na pozostanie przy zdrowych zmysłach są częste wizyty na siłowni. Pozwala mu to na wyrzucenie negatywnej energii zgromadzonej w organizmie w ciągu całego dnia, oraz znalezienie równowagi pomiędzy swoimi marzeniami, a rzeczywistością. Forma pierwszoosobowa narracji i obsadzenie całej akcji w piwnicy, pozwala nam lepiej odczuć upływ czasu pomiędzy wydarzeniami. Ważnym elementem opowiadania jest samotność z którą w pewnym momencie musi zmagać się główny bohater. To, że nad jego mieszkaniem znajduje się lokum matki, a w telefonie ma dwa numery do kumpli, nie załatwia sprawy, bo czuje, że nie znajdzie w nich zrozumienia. Ten element uderza w nas bardzo mocno, szczególnie, że język i spostrzeżenia postaci są bardzo naturalistyczne. To, jak i cały męski punkt widzenia bardzo wpasowało się w moje gusta. Jestem też zaintrygowana wątkiem psychologiczno-fantastycznym (w zależności od interpretacji). Bo co byśmy zrobili gdybyśmy mogli poczuć reakcje kogoś na nasze słowa? Albo gdyby nasze emocje fizycznie wpływały na kogoś nam bliskiego? Złość czy smutek, który pozwalamy sobie czuć, który czasem traktujemy jak środek masochistyczny, nabrałby innego znaczenia. Jest to dla nas ważna lekcja do nadrobienia, warta dłuższego zastanowienia.

'Zastanawiam się, co się dzieje, jak się traci zmysły. Czy widzi się wtedy jakieś pierdoły, czy też każdy wariat przechodzi to inaczej?' 


Nie mogę wyjść z szoku, że debiut może być tak udany. Zawsze do nowych autorów podchodzę z rezerwą, dając im czas na rozwój. Nie można przesadzać, bo nie bez powodu, mówi się, że najbardziej motywuje krytyka. Moim jedynym zarzutem jest jednak długość. Dziewięćdziesiąt sześć stron to malutko, choć trzeba oddać, że swego rodzaju otwarte zakończenie pasuje tu bardzo dobrze. Żałuje, że nie mam siły przekazania wam werbalnie jak podobała mi się ta książka i jak zła jestem, że nie widzę, by dostała odpowiedniego zaangażowania marketingowego. Pozwala to dojść do wniosku, jak mało wartościowych lektur nas otacza, skoro kiedy trafimy na cacuszko to uderza to w nas tak mocno. Chciałabym, żeby więc Ci, którzy ratują czytelniczy honor naszego pięknego kraju sięgnęli i po tę historię, bo, daję słowo, jest tego warta.

Bastuba




'Winnica Rose' Kayte Nunn


Brytyjka Rose Bennett ma złamane serce i nadwagę, łatwo się denerwuje, a w wyniku splotu różnych okoliczności znalazła się daleko od domu. Nie jest do końca pewna, co robi w winnicy Kalkari Wines w australijskiej dolinie Shingle Valley - jest sam środek zimy, a otoczenie zupełnie nie przypomina soczyście zielonych australijskich krajobrazów, których się spodziewała.

Są takie schematy, które nie wychodzą z mody. Jednym z nich bez wątpienia będzie opowieść o dziewczynie, która wyjeżdża z rodzinnego miasta i w nowym miejscu chce odnaleźć sens dla swojego życia. Można to ograć dobrze, albo źle. Jak udowodnia najnowsza ekranizacja historii ‘Pięknej i Bestii’ z Emmą Watson w roli głównej, odgrzewany kotlet też może być smaczny.
Z ‘Winnicą Rose’ nie wiązałam dużych nadziei. Kilka lat wcześniej jako nagrodę czytelniczą dostałam ‘Francuską opowieść’, książkę pozornie w tym samym stylu, i mimo, że czytało się szybko i miło, nie uważam, że jest warta dłuższej rozmowy. Ze średnim więc nastawieniem, ale pod wrażeniem ślicznej oprawy, podczas któregoś z powrotów z uczelni zaczęłam lekturę.

‘Życie nigdy nie jest spokojnym rejsem, wtedy byłoby zbyt nudno. Ale cieszę się, gdy mamy pomoc, W przeciwny razie siedzielibyśmy po uszy w gównie’



Tytułowa Rose to około trzydziestoletnia dziewczyna, która ze złamanym sercem, lekką nadwagą i w średnim stanie emocjonalnym, przylatuje do Australii. Ma zostać au pair w domu właściciela podupadającej winnicy. Robi to bez większego przekonania wiedząc, że brat, który znalazł jej tę pracę, ma dla niej również misję dodatkową. Pytanie brzmi, czy Rose zadomowi się w Kalkari i zaakceptuje ją jako swój dom? Mark jest mężczyzną po czterdziestce, wiecznie z chmurną miną i nie w humorze. Jeśli brać poprawkę na fakt, że zostawiła go żona, firma upada, a on nie bardzo daje radę sam zajmować się dwójką małych dzieci, to można jego częste wahania nastroju zrozumieć. Nasza bohaterka ma w sobie wystarczające pokłady energii, żeby spróbować odnaleźć się w nowej sytuacji. To co naprawdę nie pozwala nam się od tej książki łatwo oderwać, to uczucie ciepła jakim emanuje każda strona. Od okładki zaczynając, przed środek, aż po ostatnie zdania mamy wrażenie jakbyśmy chodzili za nią krok za krokiem i grzejąc twarz w słońcu, słuchali opowieści koleżanki, popijając przy tym wino. I z każdą jego dolewką, z każdym rozdziałem nie tyle szumi nam w głowie, ile jesteśmy szczęśliwi i kibicujemy bohaterom z każdym nowym wyzwaniem. Taką powieść trzeba umieć napisać, bo wymyślenie jej, to nie gwarant sukcesu. Czytałam, że ma być druga część, jeśli to prawda, mam nadzieję, że jej premiera nie umknie moim uszom, bo chętnie znów sięgnę po ten kieliszek. Oddać trzeba jednak, że ważne są tu zachowania bohaterów, oddanie pewnych ludzkich słabości. W prawdziwym życiu bardzo nie lubię ludzi bipolarnych, niezdecydowanych, wiecznie pośrodku, bez odwagi by podjąć konkretne działania. Tu mamy taką postać, i mimo, że początkowo chciałam uznać to za minus, myślę, że dobrze się stało, że zagościła ona na kartach tej książki. Udawanie, że takich zachowań nie ma, nie zlikwiduje ich w rzeczywistości. Dobrze jest poznać różne możliwości radzenia sobie z nimi. Ciekawym zabiegiem stylistycznym jest rozdzielenie rozdziałów poprzez wstawki o uprawie winogron, i opisanie tego w sposób odnoszący się do życia człowieka. Nawet taki antyfilozof jak ja zobaczył w tym coś ciekawego. Skojarzyło mi to to dodatkowo z Moyes i jej ‘We wspólnym rytmie’.

‘pączkowanie (rzeczownik) – pojawianie się nowych liści na roślinach, takich jak winorośl, na początku nowego sezonu wegetacyjnego’

Czasem trzeba zaryzykować i odciąć się od tego co boli. Wiara, że wszystko można wytrzymać, jeśli da się sobie odpowiednią ilość czasu, nie została wymyślona bez podstaw. Kayte Nunn przypomina nam jak ważna jest nieustająca chęć walki o lepsze jutro, o lepszego siebie. A jeśli można przy tym wypić lampkę dobrego wina to, czemu nie? 😊







Bastuba
Copyright © CZYTADO