"Prochy" Anna Kusiak


 
"Wyjeżdżając z miasta, Dobrosława myślała o staroście Walterze Gentzu i jego pragnieniu zrównania Jasła z ziemią. Zemsta jest okropnym uczuciem. Niszczy i burzy wszystko wokół, lecz rozsadza też od środka i sprawia, że w nas samych zostają tylko gruzy."

    Czytanie kryminałów osadzonych w Polskiej rzeczywistości uderza mnie zawsze bardziej od historii zbrodni popełnionych w innych częściach świata. Jest to zapewne spowodowane tym, że znam naszą mentalność i chociaż ze smutkiem, to jednak jestem w stanie uwierzyć, że abstrahując od fantazji pisarskiej, motywy i same zbrodnie pewnie nie raz się faktycznie pokrywały. Nie bez powodu mówi się, że fikcja literacka tylko nieudolnie naśladuje rzeczywistość.  
Najnowsza książka Anny Kusiak skupiła się na obnażeniu kilku sekretów małego miasteczka i powrocie do niewyjaśnionych spraw sprzed wielu lat. Detektywka Dobrosława Machniewicz, znana czytelnikom z “Rzeki” i “Iskry” czyli poprzednich części serii Żywioły Podkarpacia znowu trafia w środek wydarzeń od których najchętniej trzymałaby się jak najdalej. Gdyby tego było mało jej drogi ponownie krzyżują się z komisarzem Marcinem Czarneckim, dla którego zbiegi okoliczności nie istnieją, co może obojgu utrudnić współpracę. Z jednej strony nietypowe morderstwo, rytualnie ułożone ciało, z drugiej niechęć miejscowych do udzielania jakiejkolwiek pomocy od początku wydaje się podejrzane, ale wysokość stawki okaże się o wiele większa niż Machniewicz i Czarnecki się spodziewają. 

"Wszyscy bohaterowie tej opowieści byli dysfunkcyjni, wszyscy byli na swój sposób ułomni, i jedyne, co mogła zrobić, to bardzo im współczuć."

Gdy przeczytam książkę, która bardzo mi się spodoba, więc chcę polecać ją innym, zderzam się z wyzwaniem napisania recenzji w taki sposób, żeby nie nakręcić zbyt dużych oczekiwań, bo mogę zrobić czymś takim danemu tytułowi wilczą przysługę. A jednak gdy zaczynam zastanawiać się nad każdym zdaniem dziesięć minut kończy się na tym, że albo jakaś recenzja pojawia się miesiąc po czasie, albo nigdy nie trafia do publikacji, bo na samą myśl zaczynam się tylko frustrować. Słowem - efekt odwrotny od zamierzonego. Pozostaje mi się więc uczciwie pozachwycać, z nadzieją, że jeśli ktoś przeczyta “Prochy” z mojego polecenia, to spędzi z tą książką satysfakcjonująco czytelniczo czas.


 


Ciekawie napisana postać to dla mnie taka, której kibicuję, ale nie zgadzam się z nią w 100%. Jeśli przez całą lekturę bohater mnie do siebie nie przekona, bo rozumiem proces przechodzenia przemiany z pogubionego do odnalezionego “lepszego ja”, to marne szanse, że nawet najlepsza fabuła dostanie ode mnie ocenę wyższą niż pięć na dziesięć. Wystarczy mi wykrzaczonych moralnie ludzi oglądanych przez ekran telefonu czy telewizora, o ludziach w dalszym czy bliższym otoczeniu nie wspominając. Nie muszę się męczyć z takimi też w książkach. Mam proste potrzeby, chciałabym czytając dopingować komuś w działaniach. Czy będzie to odnalezienie miłości, ukrytego skarbu, odzyskanie królestwa czy znalezienie mordercy - pełna dowolność. Czy znalazłam taką w “Prochach”? Tak, niespodziewanie dla mnie, był to Czarnecki, który w tej części dostał więcej głębi. Jakaś jego walka z samym sobą, wejście w cień, czego nie przewidziałam, i przemyślenia obrazujące trudność podjętych decyzji sprawiły, że czekałam do czego się posunie i jak sam sobie życie utrudni. Smaczkiem dla mnie były jego próby rozszyfrowania myśli innych osób, których nie mógł zapytać wprost. Dla mnie taka sytuacja to niedorzeczność i całkowita strata czasu na niepotrzebne rozmyślenia, które może ukrócić jedna rozmowa, ale na szczęście w moich rękach nie leży życie tylu osób, co w przypadku komisarza policji, który jest tuż tuż przed emeryturą.

Chociaż zaczęłam od postaci, to prawdziwą perłą w popiołach (aż prosi się o grę słowną :) ) jest fabuła. A żeby być bardziej precyzyjną powiedziałabym, że motywy działania każdej z bardziej istotnych bohaterów. To jak nasze mniejsze czy większe decyzje, albo ich brak, może wpływać na cudze życie, a my nie mamy o tym pojęcia, tak tu wybrzmiało, że w czasie czytania kilkukrotnie miałam uczucie wewnętrznego konfliktu, bo jednocześnie rozumiałam złość, a z drugiej miałam poczucie, że nie tłumaczy ona niczego. Jak we wszystkich filmach o superbohaterach ratujących świat - walcząc o ludzkość skasują przy okazji pół miasta, a nie ma o tym później ani pół słowa. Jeśli ścigając jednego złodzieja zabijesz w pościgu dziesięć osób, to nie dostaniesz medalu. W tej książce moralność wywraca się na drugą stronę w podobny sposób. Myślę, że to może się trochę kłócić z chęcią kibicowania bohaterom, o której pisałam na początku, ale jednocześnie pasuje idealnie, bo kryminały mają swoją specyfikę, w której świat jest szary na tak wiele sposobów.  
 
Oczywiście to wszystko nie wybrzmiałoby, gdyby “Prochy” nie były wystarczająco dobrze przemyślane, zaplanowane i napisane. Redakcyjnie coś tam wyłapałam, ale nie było to bardzo uciążliwe, raczej dziwiłam się, że nikt nie wyłapał, że gdzieś jest źle odmienione słowo, albo powtórzenie. Jednak kilka przypadków na ponad trzysta stronicową książkę jest do wytrzymania. A może piszę tak dlatego, że wiem że może być o wieele gorzej.
Dla osób poszukujących dobrej serii kryminalnej, dla osób spragnionych ciekawej i wciągającej książki, dla osób, które twierdzą, że polskie autorki nie dowożą historii, żeby dreszcz szedł po plecach - polecam.

"Czy wyświadczenie przysługi światu i społeczeństwu wymazuje popełniony czyn i oczyszcza ze zbrodni?"


Bastuba





Komentarze

Prześlij komentarz

Copyright © CZYTADO