'Niekrólewska wyprawa' Krzysztof Pławecki


'(...) Twa trasa, czasem żmudna, w pewnych miejscach bardzo trudna, dała wiedzę najwspanialszą. Z nią wyruszysz w drogę dalszą!'

Od małego jestem wierna jeden książce, i nie jest to Biblia, a "Baśnie" Christiana Andersena. Mocny wstęp jak na recenzję bajki dla dzieci, no nie? Cóż poradzić, kiedy to prawda. Biblię poznałam dużo później, a czytanki są ze mną odkąd sięgam pamięciom. Wychowałam się na różnych książkach, ale to te pierwsze historyjki mają w moim sercu szczególne miejsce. Dlatego, kiedy teraz kupuję bajki dla dzieci koleżanek, czy kuzynki, zwracam uwagę, żeby coś sobą reprezentowały. Podprogowo bowiem, młodziaki zapamiętują więcej niż się dorosłym wydaje.  

Pewien król żyje sobie wygodnie na zamku, śpiąc w wielkim, wygodnym łóżku, dostając pod nos ulubione przysmaki, wydając rozkazy i nieinteresując się losem swoich poddanych. Nie jest okrutny, tylko wygodny. Pewnego dnia, w jego progach pojawia się mędrzec, zapewniający króla, iż wie o istnieniu księgi, tak mądrej, że zapewni szczęśliwe życie jego poddanym, wojsko się rozrośnie, a kraina będzie mlekiem i miodem płynąca. Jest tylko jeden warunek. Władca musi udać się po nią samotnie. I to incognito. Tylko w ten sposób posiądzie ukrytą na jej kartach wiedzę. Jan, bo tak też na imię miał monarcha, decyduje się podjąć wyzwanie i rusza w całkiem Niekrólewską wyprawę. 

Jan na swojej drodze napotyka wiele problemów, dzięki którym ma możliwość lepiej poznać nie tylko swój kraj, który dotąd oglądał tylko zza zamkowych okien, ale również swoich poddanych. Co ważniejsze jednak, okazuje się, że do tej pory mało znał także siebie samego. Podróż w jaką z takim zapałem wyruszył, może okazać się kompletnie inna, niż początkowo oczekiwał. Ma się rozumieć, pojawia się również pytanie, czy w ostatecznym rozrachunku, ważniejszy będzie cel, czy sama droga? 

Krzysztof Pławecki postawił w swojej bajce na rymowanki. Dzięki temu, dzieciakom z pewnością łatwiej będzie poznawać losy pewnego delikatnie ciapowatego króla. Doda to także humoru przeżywanym przez niego przygodom. Styl jest prosty, rymy śmieszne, przekaz jasny. Postacie na tyle charakterystyczne, że łatwo je polubić i zapamiętać, a ukryta między wierszami wiedza, nie przytłoczy młodego odbiorcy. Widać, że treść została dobrze przemyślana, więc efekt zadowoli tak samo dzieci, jak i ich rodziców. A dzięki temu, że sama historia jest króciutka, bo mamy tu zaledwie pięćdziesiąt cztery strony, będzie to idealna lektura przed snem. 

Trzeba przyznać, że autor dołożył wszelkich starań, żeby cała publikacja była przyjazna czytelnikowi. To jak staranie jest wydana, z dbałością o każdy detal, robi wrażenie. Nie tylko twarda oprawa, ale i okładka przyciąga wzrok, dzięki "śliskim" / mieniącym się elementom. Środek książki wita nas po królewsku, bo każdy skrawek zajmują korony, a dalej zaczynają się przepiękne ilustracje. Widać, że tworzone z pasją i pomysłem. Nawet takie drobiazgi jak numeracja stron, nie zostały pominięte, i idealnie wkomponowują się w kolejne, kolorowe kartki. Gdyby więc treść nie zachwycała, to dla oka i tak byłaby to wielka gratka. Na szczęście historia króla, który powinien trochę popracować nad masą swojego ciała, została bardzo dobrze nam podana. Z humorem, ciekawie i mądrze. Bo nie sztuka wymyślić oryginalną fabułę, kiedy nie umie się jej z pomysłem przedstawić. Tu można się i trochę pośmiać i czegoś nauczyć. Yin i yang w pigułce. Albo raczej w syropie. Bo to w końcu idealna wyrób dla dzieci. 


Bastuba


Seria "Kwiat paproci" Katarzyna Berenika Miszczuk

  

  


'Mało to się słyszy o zaginięciach, zabójstwach i innych tego typu rzeczach? Poza tym największymi psychopatami zawsze okazują się ci najspokojniejsi sąsiedzi, których nigdy nie podejrzewałoby się o mordercze skłonności.'

Recenzja w cytatach. Jestem w tym coraz lepsza, bo i jak lepiej oddać ducha jakieś książki, jeśli nie poprzez jej fragmenty? Szczególnie, że Katarzyna Berenika Miszczuk ma tak charakterystyczny sposób pisania, i tak fantastyczne poczucie humoru, że bardzo dobrze zareklamuje się sama. O tym dlaczego lubię sięgać po książki spod jej ręki pisałam już przy okazji przybliżania Wam "Wilka" i "Wilczycy", tu więc stety, niestety będę musiała się powtórzyć. Wciąż bowiem jestem pod wrażeniem tak dokładnie zbudowanego świata kompletnie innego niż nasz, choć jednocześnie jest tu mniej fantastyki, niż mogłoby się oczekiwać. O czym więc jest cykl "Kwiat paproci"?

'Słyszałam co nieco o tych "biesiadach" na wsiach. Podobno, po każdej takiej imprezie dziewięć miesięcy później, wzrastał w naszym cudownym kraju przyrost naturalny.
'
Każdy ma w sobie pierwiastek zła. Ludzie bez skazy nie istnieją.'


'
- Pasujesz do swojego konia - palnęłam rozpaczliwie, byle tylko zmienić temat. 
Od razu pożałowałam swoich słów. A jednak istnieją granice poniżenia, których jeszcze nie przekroczyłam.
- Słucham? - zdziwił się.

- Chodzi mi o to, że obaj jesteście potężni - brnęłam dalej. 

- Dobrze, przyjmę to jako komplement.'


Gosława Brzózka, zatwardziała ateistka i przeciwniczka uskuteczniania przesądów i zabobonów, chce zostać lekarką. Aby tego dokonać, musi przejść w ramach studiów roczne praktyki u szeptuchy. Pech chciał, że ta która zostaje jej przydzielona, mieszka w rodzinnej wiosce jej matki - Bielinach. Mimo, że dziewczyna przywykła do życia w mieście, gdzie stare praktyki są na wymarciu, a o boginkach czy upirach wszyscy dawno zapomnieli, teraz przyjdzie jej się zmierzyć ze światem przyrody i złośliwych bogów, którzy potrafią dać ludziom ostro do wiwatu. A jeśli tego nie byłoby mało, to na drodze Gosi pojawia się Mieszko - uczeń miejscowego Żercy. Przystojny tak, że aż dziewczynę boli od samego patrzenia na mężczyznę. Szybko okaże się, że ciężko opierać się magnetyzmowi, jaki rodzi się między tą dwójką. Do tego przygody, które czekają młodą Brzózkę w czasie tych nauk, z pewnością nie śniły się filozofom. Tylko co ma do tego galimatiasu kwiat paproci? 

'Okazało się, że w piwnicy swojej willi posiada całkiem niezły sprzęt do tropienia i zabijania upirów. Miała w swoich zbiorach między innymi sieć z cienkich żeliwnych kółeczek, mnóstwo pistoletów, noży, toporów i maczet (tak, maczet), a także sporo sprzętu do tortur, którego nie powstydziliby się średniowieczni łowcy czarownic i hiszpańska inkwizycja razem wzięci.
Gdy Mieszko wszedł do jej piwnicy, miał minę zachwyconego dziecka. A na widok średniowiecznego dwuręcznego miecza prawie zaczął podskakiwać z radości.'


Podstawą całej fabuły są wierzenia słowiańskie, oraz malutka zmiana w historii naszego państwa. Otóż w świecie wykreowanym przez Miszczuk, Mieszko I nie przyjął chrztu. Chrześcijaństwa nie ma. Nic. Zero. Null. Ani jednego przykazania świętego czy małego kościółka. Jest za to ogrom boginek, wąpierzy, ubożąt i innych płanetników. Okazuje się, że nasi przodkowie na każdą biedę mieli nazwę. Albo talizman, czy ziółka. W sam środek tej kabały zostaje wrzucona dziewczyna, która ni w ząb nie wierzy w istnienie bogów. Jest do bólu praktyczna, przyrodą się brzydzi, i najchętniej zdezynfekowałaby każdy metr kwadratowy wsi w jakiej przyszło jej przez rok mieszkać. To chyba najbardziej mi się w tej książce podoba. No może po za ciętym humorem, i postacią Baby Jagi, czyli szeptuchy - nauczycielki. Gosia bowiem staje w opozycji do wszystkich bohaterek z powieści fantastycznych, które wrzucone w sam środek kompletnie nieznanego im środowiska, potrafią się szybko zaaklimatyzować, od razu są przez wszystkich lubiane, nowe umiejętności nabywają i opanowują 'ot tak', i właściwie, to one zawsze wiedziały, że są wyjątkowe. Brzózka długo broni się przez wszystkich, czego się od niej nagle wymaga. Nie chce porzucić swoich przekonań, i przez całą serię nie zatraciła charakteru, mimo, że przeszła niejedno i wiele złego widziała. Dla mnie to ogromne zaskoczenia na plus. Dzięki pierwszoosobowej narracji możemy tak jak ona czuć strach, niechęć i niezdecydowanie, przed zaufaniem nowym postaciom. A przyjdzie jej się zmierzyć również ze zdradą, stratą i walką o życie. Bo to co dziewczyna brała za legendy, zaczyna przybierać realne kształty, i może dać się poznać jako wyjątkowo krwiożercze. Ha! A tu trzeba się też zmierzyć z uczuciami do Mieszka. Mężczyzna zdaje się czekać na Gosią za każdym rogiem, a co gorsza jej to wcale nie przeszkadza. Tylko czy to zauroczenie przyniesie więcej dobrego, niż złego? Ot i zagwozdka. Muszę przyznać, że ten bohater chyba kupił mnie w całej serii najmniej. Więcej charyzmy miały postacie drugoplanowe, albo bogowie. Czegoś mi tu zabrakło, mimo, że chemia między nim, a uczennicą szeptuchy była wyczuwalna. Może po prostu zawsze trzeba mieć jakieś 'ale'? 

'Jedno można śmiało powiedzieć o Słowianach – umiemy się dobrze bawić.'

'- Przy panu Leszku trzeba być ostrożnym
- Przecież wyglądał sympatycznie
- Trzymał w ręku siekierę - mruknęła - Wobec każdego kto ma broń, należy być ostrożnym.'


Nie da się nie podkreślić jak zabawna jest to lektura. Mimo, że każdy tom ma przynajmniej czterysta stron, to dzięki wewnętrznym monologom głównej bohaterki, której nie brakuje ciętego humoru, a nawet potrafi sama ze sobą prowadzić dialogi, od których człowiek ze śmiechu traci oddech, czytelnik się nie nudzi. Przez całą akcję dosłownie się płynie. Wszystko jest przemyślane tak, by po rozwiązaniu jednej zagadki, przejść płynnie do kolejnej, i gdyby nie fakt, że wszystkie tomy są już wydane, to chyba obgryzłabym wszystkie paznokcie, czekając co też się po pierwszej czy drugiej części wydarzy. A zakończenie trzeciej? Tortura! Zalecam zatem, aby mieść pod ręką całą serię, inaczej nocnice mogą Was nawiedzać w nocy. Jakby co, ostrzegałam! :)

'Zgodnie z tradycjami, przez całą zimę, aż do Nocy Kupały, nie wolno było kąpać się w rzekach czy jeziorach, gdyż groziło to śmiercią z rąk boginek. Według mnie osoby kąpiące się zimą w jeziorach umierały raczej na zapalenie płuc niż na chucie niemożliwe do spełnienia, które nasyłały na nieszczęśników rozchichotane rusałki, ale co ja tam wiem.'

'- Ja ci mówię Gosia, że jeszcze kiedyś skończymy w łóżku - zawyrokował pakując torby na tylne siedzenie.
- Chyba szpitalnym - prychnęłam.
- Byle pod jedną kołdrą.'


Trzeba przyznać, że w dobie wałkowania ciągle tych samych schematów miło przeczytać coś nieszablonowego. Tu, jeśli wykorzystywane są stereotypy, to tylko po to, żeby je przekoloryzować, i nadać danej postaci komicznego wydźwięku. Wszystko ze smakiem i umiarem. Gdy teraz wracam do tych bohaterów, mam poczucie, że nie zmieniłam swojego zdania, i wysokie noty jakie przypisałam każdej z książek, nie były wywołane hajem po skończeniu miłej lektury, tylko w pełni świadoma, mogę ją polecić i tym, który mitologię lubią, i tym, którzy tylko chcieliby trochę ubarwić sobie długie wieczory. Po cichu liczę nawet, że autorka nie powiedziała ostatniego słowa, i Gosia, albo inna postać z szeptuchowego uniwersum, zaszczyci nas jeszcze swoją obecnością. Bo choć wspaniale jest zejść ze sceny w szumie oklasków, to dobry bis jeszcze nikomu nie zaszkodził. 

'- Nie cierpię polityki - odparł z niesmakiem - Wszystkie te oślizgłe gnidy, które nigdy nie mówią tego, co na prawdę mają na myśli. Wszystkich należałoby ściąć za kłamstwa.'

'Czasami strata łączy, a czasami rozdziela.'

'Mam coraz więcej dowodów na to, że moje życie zaprojektował jakiś chory umysł.'

'- Spotkałeś kiedyś jakiegoś boga? - zagadnęłam. Spojrzał na mnie kompletnie zaskoczony. Na jego ustach błąkał się rozbawiony uśmiech.
- Nie - odparł. - Wiesz, oni raczej nie pojawiają się osobowo przed swoimi wyznawcami. Możemy czuć jedynie ich duchową obecność. Rzeczy, o których mówisz, dzieją się tylko w filmach.
Ha! Pomieszka chwilę w Bielinach, to się bardzo zdziwi.'


'Nagle na schodach w domu rozległ się rumor. Spojrzeliśmy oboje w tamtą stronę. Mieszko, o mało nie łamiąc nóg, zbiegał na dół z szaleństwem w oczach. W lewej dłoni trzymał sztylet. Wszystko jeszcze byłoby do wytłumaczenia, gdyby nie to, że leciał nagusieńki, jak bogowie go stworzyli.
Listonoszowi o mało oczy nie wyszły z orbit.'

'Każda trauma po czasie blednie, zmniejsza się i oswaja, po jakimś czasie można z niej żartować.'


Bastuba



'Odpuść sobie i żyj' Fabrice Midal


'Dlaczego człowiek z taką łatwością rezygnuje ze swojej wolności, żeby podporządkować się drugiemu człowiekowi? (...) Nie możemy się nauczyć być, kochać, decydować o rzeczach dla nas fundamentalnych, oddając się pod władzę kogoś innego.'

Ciężko oceniać i polecać książkę, która najpewniej obroni się samym tytułem i kilkoma cytatami. Nigdy zresztą nie byłam wielką fanką poradników, bo przecież przeważnie to zbiór oczywistych faktów, które każdy zna, i nie musi dodatkowo płacić, żeby ktoś mu je wykładał łopatologicznie na stół. A jednak jak udowadnia Fabrice Midal, to że o czymś wiemy, nie znaczy, że łatwiej nam się do tego stosować. 


'Zamiast kształtować ludzi w duchu przyjętym przez społeczeństwo, powinniśmy uczyć ich myśleć i być wolnymi!'


'Odpuść sobie i żyj' to nie poradnik o medytacji, ani życiorys autora. Nie dowiemy się z niej jak poprawnie oddychać, ani jak w siedmiu krokach zbudować swoje życie od podstaw. W kilkunastu rozdziałach, podzielonych wedle kolejnych czynności, których NIE powinniśmy robić, możemy dowiedzieć się, czemu tak często paraliżuje nas stres. Czemu tak trudno przyznać się do błędu, walczyć o swoje czy być tu i teraz. Na życiowych przykładach, trochę ironicznie, pojawia się przed nami idyliczny obraz świata, w których łatwiej się uśmiechać, żyć po swojemu, może trochę wolniej i uważniej. Tylko wbrew temu, że użyłam swoja "idylla", to wszystko jest możliwe. Wystarczy sobie odpuścić.

'Kiedy ktoś zataja przed nami, że mądrość jest drogą, a nie celem, to znaczy, że nas oszukuje. Mądrość jest trudną drogą, na której nie chcemy się znaleźć w dobie udogodnień.'

Takie proste, a takie trudne w wykonaniu. Czemu? Bo w czym całym codziennym pędzie, ciężko znaleźć czas na wyciszenie się, spokojny oddech. A bez chwili na zrozumienie co aktualnie czujemy, ciężko zdecydować co robić dalej i w którą stronę podążyć. Midal nie daje gotowych odpowiedzi, ani uniwersalnych porad "jak zbawić świat", to raczej przypomina rozgrzeszenie, że nie musimy być idealni, bo taki stan nie istnieje. Czasem chodzi też o drogę, nie o cel, a najwięcej uczymy się z porażek, nie z wygranych. To i wiele więcej jest w tej książce. Nie chcę za wiele zdradzić, ale uważam, że jest to dobry pstryczek w nos, i to nie tylko dla korporacyjnych szczurów. 

'Zdecydowałem się na medytację nie dlatego, by się ukryć przed światem, wprost przeciwnie - zrobiłem to, żeby lepiej się ze światem zintegrować. Zacząłem medytować nie dla odcięcia się od cierpienia, od problemów z nim związanych i zmartwień, ale żeby z lepszej pozycji rozpocząć taniec z rzeczywistością.'

Dużą siłą tej książki, są odniesienia do popkultury, znanych wszystkim tytułów, takich jak "Mały Książę", czy filozofii starożytnej, oraz prosty język i brak wywyższania się nad innych. O tym zresztą też jest tu kilka słów. Gdyby każdy kto chce przekazać jakąś wiedzę, podchodził do tematu z taką pokorą, zawód nauczyciela może byłby lepiej postrzegany. Zresztą patrząc pod tym kątem, nie mamy tu typowego poradnika, dlatego nada się dla osób, które do tej pory za tym gatunkiem nie przepadały. Midal zdaje się pisać w sposób, dzięki któremu czujemy, że jest obok nas, i po prostu spotkaliśmy się na rozmowę przy herbacie. Trzeba przyznać, że niewielu to potrafi. Tu więc, po za sporą dawką wiedzy, możemy liczyć na miło spędzony czas. Wątpię również, że będzie to przygoda na raz, bo do wielu znalezionych tu słów, można wracać z przyjemnością. Bo dobrze, żeby ktoś nam raz na jakiś czas powiedział "odpuść i zacznij żyć!".

'Nawet w swoim odosobnieniu na górze Athos największy asceta nie chroni się przed emocjami. Co więcej, to w samym środku cierpienia, czyli w piekle, może się narodzić spokój ducha.'

Bastuba

'Przestań się powstrzymywać - zacznij pragnąć. Zbawisz świat...'

'Tajemnica pod jemiołą' Richard Paul Evans




"Przeszłość jest lekcją, nie wyrokiem. Odetnij się od niej."


Jest taki okres w roki, w którym człowiek bardziej potrzebuje ciepła, optymizmu i przypomnienia, że jest na świecie dobro i miłość. Jest to czas, w którym za oknem szybciej robi się ciemno, w mieszkaniu chłodno, a przy kontaktach z ludźmi wyczuwa się melancholię i jakiś wewnętrzny smutek. Tak działa nadejście zimy. Gdy brakuje nam słońca i witaminy D, musimy zrekompensować to sobie w inny sposób, niż wizyta w solarium. Zamiast więc rujnować się finansowo regularnymi wizytami w salonach piękności, można chwycić się starych metod, i popijając gorącą herbatę z cytryną, albo czekoladę, oddać się rozgrzewającej serce lekturze. Bo kto lepiej, niż Richard Paul Evans opowie nam romantyczną bajkę o tym, że miłość jest najlepszym lekarstwem na samotność, i jeśli otworzymy swoje serca, to nadzieja i wiara poprowadzą nas w kierunku wytęsknionych ramion ukochanej osoby?



"Człowiek może być sam, ale wcale nie musi być samotny, i na odwrót."

Alex jest handlowcem. Twardo stąpającym po ziemi, nielubiącym szalonych pomysłów, i odkąd zostawiła go żona, bardzo samotny człowiekiem. Jeszcze nie tak dawno wierzył, że żyje w szczęśliwym małżeństwie, może nie idealnym, ale takim, w którym nikt go nie zdradzi, nie oszuka i nie okradnie. Okazało się, że mało wiedział nie tylko o kobiecie, którą poślubił, ale też o ludziach ogólnie. Postanowił, że to ostatni raz, gdy ktoś o okłamał. Więcej się nie nabierze. Tylko ta przerażająca samotność, gdy wracasz do domu i nikt nie czeka. Nikt nie tęskni. Nikt nie kocha. Jak długo można żyć w tej sposób? Zbliżają się kolejne święta, a on znowu spędzi je samotnie. Gdy podczas jednej z bezsennych nocy, przeglądając internet, trafia na bloga, którego autorka opisuje swoje przemyślenia na temat samotności, które Alex tak dobrze zna, mężczyzna podejmuje decyzje, która ma nadzieje, że odmieni więcej niż jedno nieszczęśliwe życie. Postanawia bowiem odnaleźć dziewczynę o tajemniczych inicjałach LBH, bo może to ona jest mu przeznaczona? W końcu raz się żyje, a o miłość trzeba walczyć! Tylko czy można zakochać się tylko w czyichś słowach? Czy takie uczucie jest czegoś warte? 

"Boimy się skoczyć, ponieważ boimy się upaść. Boimy się bólu. Mimo to musimy skakać, bo tylko wtedy możemy mieć nadzieję, że ktoś nas złapie."


Jeśli ktoś posiadł sztukę rozkochiwania w sobie ludzi, tylko poprzez słowa, to jest to właśnie Evans. Od lat w okresie świątecznym sięgam po jego książki, i jeszcze nigdy się nie zawiodłam. Zawsze poprzez pisane historie, potrafi podnieść na duchu, i przypomnieć co jest w życiu najważniejsze. Tym razem, dając nam postać Alex'a mówi, że bez odwagi, niczego nie osiągniemy. Bo czy to nie podejmowanie ryzyka i walki, wywindowuje nagrodę na wyższe podium? "Tajemnica pod jemiołą" opowiada o samotności. O chłodzie jaki czuje człowiek, który nie ma z kim dzielić życia. Bo choć są ludzie, którzy ciepło drugiej osoby zastępują gonitwą o lepszą pracę czy satysfakcje na innych polach, tak człowiek z natury jest istotą stadną. Raz zraniony, niechętnie podejmuje kolejne próby obdarzenia kogoś zaufaniem, ale głęboko ukrytych pragnień nie sposób oszukać. Czasem popycha nas to do szalonych czynów, co widać na przykładzie tej książki. Może jest to w jakiś sposób odrealniona opowieść, ale to nie fakty mają tu największe znaczenie. Evans tak jak twórcy bajek, chce przypomnieć nam tylko o wartościach, jakie na co dzień gdzieś nam umykają. I jak zawsze, robi to rewelacyjnie.

"Wiedziałeś, że ilość czasu, który spędzasz w internecie, jest odwrotnie proporcjonalna do Twojego ogólnego szczęścia i więzi z innymi ludźmi?"


Choć akcję podzielono na niespełna trzysta stron, gdzie marginesy są szerokie, a litery duże, to fabuła jest dobrze wyważona. Czytelnik się nie nudzi, bo po szybkim wprowadzeniu następuje akcja, gdzie śmiechu jest dość dużo, szczególnie przy poszukiwaniach tajemniczej LBH. Już od progu naszego bohatera wita Pani Burmistrz, która podejrzewa, że Alex może być seryjnym mordercom. Później zdarza mu się być mylonym z hydraulikiem, domokrążcą, a nawet pewna babcia, proponuje mu, by został jej wnuczkiem. Zanim więc jakikolwiek romans ma szanse się rozwinąć, można się ubawić jak na porządnym kabarecie. Małe miasteczko bowiem, w którym ponoć znajduje się tajemnicza blogerka, ma swój charakter. To również nadaje całej historii wyjątkowego klimatu. Nie zabraknie dzięki temu momentów, gdy łezka się w oku zakręci, i trzeba będzie sięgnąć po chusteczki. Co tu więcej mówić. Evansa w Evansie sto procent.

"Taka dziewczyna. Piękna wewnętrznie i zewnętrznie. Jedna z tych niewielu kobiet, które nie wiedzą, że są piękne. (...) Chyba takie są Polki. I cala Polska."


Choć to ostatni tom "jemiołowej" trylogii, to po za sentymentem, czuję też radość. Jestem bardzo ciekawa co autor zaproponuje nam za rok, bo w to, że w okresie świątecznym zostaniemy bez żadnej jego książki, nie jestem skłonna uwierzyć. Wyjątkowy styl pisania, tworzenia bohaterów i sprawienie, że człowiek czuje, że miłość nie jest produktem deficytowym, to szczególny dar, więc jeśli jest coś, co powinno się zalecać pacjentom cierpiącym na spadek energii, gdy słońca na niebie coraz mniej, to oto trochę ciepła na papierze. Nic tylko zażywać w dużych ilościach. 

"Na świecie jest mnóstwo nieodkrytych skarbów. Większość z nich to ludzie."


Bastuba

"A jeśli najlepiej strzeżoną tajemnicą świata było to, że wszyscy ludzie są samotni?"


'Uleczone dusze' Tillie Cole



"Na tym polega cały urok wolnej woli, Lilah. Postępujemy zgodnie z własnym wyborem. W przeciwieństwie do tego, jak żyłyśmy w społeczności, tutaj jesteśmy paniami własnego losu."


Często jest tak, że gdy poznajemy daną historię w pierwszym części serii, i od razu widać, że zanosi się na wielotomową przygodę, z niektórymi bohaterami zaprzyjaźniamy się bardziej, z innymi mniej. Gdy przeczytałam "To nie ja, kochanie", szczególną sympatią zapałałam do Flame'a i Maddie, bo wydawali się najciekawsi z całej tej Kaciej familii. Czekałam więc na książkę poświęconą tym konkretnym bohaterom, głęboko wierząc, że musi mi się spodobać. MUSI! To mniej więcej całkiem dokładnie pokazuje jak duże miałam względem tego tytułu oczekiwania. Czy Tillie Cole sprostała oczekiwaniom? Odpowiem niczym rasowy psycholog. To zależy.

"Słowa mogą zranić. Milczenie może uleczyć."


Flame zabił proroka, który od lat znęcał się nad Maddie psychicznie i fizycznie. Wmawiał jej, że jest grzeszna, a jej piękno sprowadza mężczyzn na złą drogę. Mimo, że zawsze miała wsparcie swoich sióstr, dopiero spotkanie groźnego motocyklisty pozwoliło dziewczynie uwolnić się od męczących wspomnień i uwierzyć, że życie ma do zaoferowania więcej, niż cierpienie i strach o każdy kolejny oddech. Szybko okazuje się, że i dla Flame'a to wydarzenie będzie miało przełomowy charakter. Od tej chwili centrum jego wszechświata stanie się drobna brunetka, o zielonych oczach, w których do tej pory zbyt często pojawiało się przerażenie. Mężczyzna poprzysięga, że będzie jej bronił, aż do ostatniej kropli krwi. Te słowa mogą okazać się bardziej prorocze, niż ktokolwiek mógł przewidzieć. 

" - Nazywał mnie debilem. Bo... bo nie patrzyłem na rzeczywistość tak jak inni. (...) Wiem, że jestem inny. Wiem, że nie rozumiem świata tak jak inni. Ale chcę zrozumieć twój świat Maddie. Nawet jeśli to będzie jedyny świat, jaki kiedykolwiek zrozumiem."


Moją największą romansową słabością, jest przyciąganie się przeciwieństw. Skoro więc Flame jest uosobieniem agresji, siły i nieprzewidywalności, a Maddie to strachliwa, delikatna i spokojna dziewczyna, to wcale się nie zdziwiłam, że właśnie oni najbardziej przyciągnęli moją uwagę. Do tej pory pojawiali się na kartkach opowieści sporadycznie, więc przebierałam nogami na myśl, że już za chwilę dostaną własną książkę. Bo ileż ten Flame mógł sterczeć pod oknem pokoju, który Maddie dzieliła z siostrami? Ile raz jeszcze miał narazić dla niej życie, żeby zamienili ze sobą więcej niż trzy słowa? I to inne niż te w stylu "Ty Jane, ja Tarzan. Tarzan chronić Jane"? W końcu się jednak doczekałam, a to w jakich zdarzyło się to okolicznościach, dodało sytuacji dreszczyku. Mężczyzna bowiem wylądował w szpitalu, i to przez Lilah! Kobieta w totalnym amoku strzeliła w kierunku Maddie, a że Tarzan... to jest Flame, był w pobliżu, to przyjął kulkę na siebie. Na ostatnich stronach "Uleczę twe serce" dowiadujemy się, że wypisał się ze szpitala, i odkrywszy, że najmłodsza z przeklętych sióstr przebywa w kościele, wpadł w szał. Co było dalej? Ha! Tego dowiadujemy się w "Uleczonych duszach". Po tej podnoszącej ciśnienie końcówce drugiego tomu, spodziewałam się, że trójka będzie tak naszpikowana akcją, że nikt nie wyjdzie z tego żywy. Nie mogąc doczekać się polskiej premiery, sięgnęłam po oryginał... i przeżyłam głębokie rozczarowanie. Autorka do tego stopnia skupiła się na wiarygodnym przedstawieniu nam przeszłości tej dwójki, że teraźniejszości poświęciła naprawdę mało uwagi. Dodatkowo, ponieważ Flame do rozmownych nie należy, a Maddie nie cierpi na schizofrenię, żeby rozmawiać sama ze sobą, to za wiele dialogów tu nie znajdziemy. Jest za to dużo retrospekcji, wewnętrznych monologów, opisów uczuć i tak dalej. Wbrew pozorom, co niemiara tu psychologicznych odniesień. Wiąże się to zapewne z traumatycznymi doświadczeniami naszych bohaterów, bo i Maddie w Społeczności nie miała łatwo, w końcu po ucieczce Mae była karana poprzez grupowe "zbliżenia" z członkami tej chorej sekty, a Flame był nękany przez ojca. Ten właśnie, nie potrafił zrozumieć, że to iż jego syn jest małomówny, nie oznacza od razu upośledzenia. Karał go za brak kolegów, czy słabe stopnie w szkole. To wszystko przełożyło się na traumy, o których możemy tu wiele poczytać. Pod tym względem dostaliśmy bardzo smutną opowieść. Na szczęście wydźwięk całej opowieści jest pozytywny. Nawet jeśli wydaje się, że cała nadzieja zniknęła, czasem wystarczy zaufać losowi, i odpowiedni ludzie sami do nas trafią. Niekiedy człowiek ma w sobie tyle siły, by po upadku podnieść się samemu, a chwilami okazuje się, że czas załatwia sprawę. Albo dobre serce obok. Takie które zrozumie i wysłucha, zamiast oceniać. Takie które się nie podda, gdy wszyscy inni się odwrócą. Takie, które nie ucieknie na widok blizn, i krzyk bólu. 


"Być może jest tak, że jeśli ktoś wmawia ci coś wystarczająco często, to w końcu zaczynasz w to wierzyć. A potem w twoim życiu pojawia się ktoś, kto sprawia, że to wszystko kwestionujesz. Dzięki niemu zaczynasz wierzyć, że jesteś coś warta."

Trzeba przyznać, że Cole "lubi" w swoich książkach poruszać ważne, ale ciężkie tematy. To też sprawia, że ta część ma w sobie o wiele mniej romansu, niż poprzednie historie. I choć nadal Katom po piętach depcze Zakon, z Kainem na czele, to akcji mamy tu nie wiele. Owszem, jak zawsze zdarzają się skoki napięcia, oraz bezpośrednie starcia, ale nie jest to dla czytelnika park rozrywki. Raczej piaskownica pod blokiem, w której brat bratu zabiera zabawki. A skoro o rodzeństwie mowa, to znowu właśnie epilog dostarcza nam największych emocji. Czwarty tom serii poświęcony zostanie pewnemu prorokowi, i choć Maddie i Flame dostają w mojej tabelce zaledwie 5/10 punktów, to zbliżająca się wielkimi krokami premiera "Odkupienia", została przeze mnie wpisana do kalendarza czerwonymi literami. Czuję, że tam to dopiero będzie się działo!

"Nigdy nie uważałam się za silną kobietę. Ale to niesamowite, ile człowiek potrafi znaleźć w sobie siły, kiedy ktoś, kogo kochamy, w chwili słabości potrzebuje naszego wsparcia. Na jaką odwagę człowiek potrafi się zdobyć, by nie pozwolić kochanej osobie upaść. I jak bardzo człowiek może być szczęśliwy, gdy wpuści do swojego serca drugą osobę."


Bastuba

'Zakochane zakopane' Agnieszka Krawczyk, Krystyna Mirek, Anna H. Niemczynow, Magda Stachula, Anna Szczypczyńska, Karolina Wilczyńska, Magdalena Witkiewicz



" - Wszyscy chcemy się dowartościować. - Kasia kiwnęła głową. - Nie ma w tym nic złego, to chyba dobrze, że dziewczyna jest ambitna? 
- Ambitna, bo kłamie? Nie, no Kaśka, jakby ciebie w tym twoim sądzie usłyszeli, toby umarli ze śmiechu: "Panie sędzio, podejrzany nie kłamie dlatego, że winny, tylko dlatego, że jest ambitny"."


Ciężko stworzyć Bożonarodzeniową opowieść, która nie będzie kiczowata, niewiarygodna, albo przesłodzona do granic możliwości. Mimo to Wydawnictwo Filia pokusiło się na zebranie siedmiu historii miłosnych, opartych na świąteczno-sylwestrowym klimacie, napisanych przez siedem różnych autorek. Każda przedstawia perypetie innych bohaterów, po za jedną parą, zupełnie nam nieznanych. Tylko Magda Stachula wykorzystała przy tej okazji swoje postaci z książki "Idealna". Cała reszta, choć dostała po sześćdziesiąt stron na opowiedzenie o swoich przygodach, spokojnie również mogłaby dostać swój pełnowymiarowy czas na antenie. Bo zdecydowanie jestem fanką tych opowiadań. 


"Przyjaźń to taki układ, w którym jedna osoba wspiera drugą. Na zasadzie wzajemności."


Miasto Zakopane zorganizowało świąteczny konkurs radiowy dla par. Jego celem ma być promocja miłości, miasta i luksusowego hotelu. Zwycięzca, a właściwie zwycięzcy, wraz z drugimi połówkami, będą mogli od świąt, aż po Sylwestra korzystać z wszelkich wygód, a przy okazji na nowo się w sobie zakochać. W końcu jakie inne miasto nada się do tego tak dobrze jak Zakopane?

"Kłopoty nigdy się nie skończą. Są taką samą nieodłączną częścią życia jak dobre chwile. Zawsze się jakieś pojawią."


Wygranych, jak można się łatwo domyślić, jest siedmioro. Nie wszyscy to jednak zakochani. Znajdziemy tu bowiem opowieść o koleżankach, które przyjechały razem, by jedna z nich nauczyła się jeździć na nartach, zanim jej chłopak odkryje, że okłamała go, mówiąc, że jest mistrzynią desek, a ten zorganizował dla nich z tego porodu romantyczny wypad w góry. Nie wszystko pójdzie po myśli dziewczyn, ale hej! W tej historii też znajdzie się jakiś happy end. Mamy też małżeństwo, które przyjeżdżają do luksusowego hotelu z małej mieścinki, gdzie na co dzień zajmują się gospodarstwem, a tam ich syn zakochuje się w córce bogatego biznesmena. Obu rodzinom przyjdzie się przekonać, że łączy ich więcej niż się spodziewali, oraz że mogą się wiele od siebie nawzajem nauczyć. Dalej będzie samotna fryzjerka, samotny ojciec uroczych dziewczynek, korporacyjna szczurzyca i małżeństwa, dla których 'grać na dwa fronty' można nie tylko na froncie. Bywa śmiesznie, bywa wzruszająco, ale czytelnik nie może się nudzić. Powiedziałabym nawet, że niektóre historie chętnie by się wydłużyło. Moją nową ulubienicą w tych klimatach zostanie Karolina Wilczyńska, bo mam słabość do męskich bohaterów, którzy wiedzą czego chcą, potrafią być wsparciem i mają w sobie coś z rycerza ma białym koniu. Albo w terenowym wozie. 

"Sportowcy tak mają, że uwielbiają się ścigać przy każdej nadążającej się okazji. Czasem prowadzi ich to na szczyt, ale bywa, że spala od środka."



Bałam się, czy takie częste skakanie między fabułami nie będzie męczące. Okazało się, że nie tylko było to bardzo pobudzające mózg do skupienia, ale również dało możliwość poznania nowych, świetnych autorów. Choć tak jak przyznałam wyżej, udało mi się wybrać ulubioną opowieść, to swoim poczuciem humoru w całości kupiła mnie Agnieszka Krawczyk, oraz Krystyna Mirek. Z twórczością obu tych pan jeszcze nie byłam zaznajomiona i już wiem, że muszę to szybko zmienić. Bo brakowało mi oryginalnych postaci, ciekawych pomysłów, dynamicznej akcji, a wszystkie autorki, które przyczyniły się do powstania "Zakochanego Zakopanego" te właśnie elementy dobrej książki wykorzystały. Moje wewnętrzne przekonanie, o braku fajnych polskich opowieści w romantyczno-świątecznym stylu i obawa przed próbowaniem nowych i kolejnym zawodem, po beznadziejnej "Zakochaj się Julio!", właśnie została przełamana. Takie niespodzianki to ja lubię, bo ta miłość w Zakopanem dostaje ode mnie 8/10. 

"Czasem lepiej się zaprzyjaźnić, niż pokonać, a główna sztuka polega na odróżnieniu jednej sytuacji od drugiej."

Bastuba

"To, że ktoś ma piątki w szkole, jeszcze nie oznacza, że będzie miał piątki w życiu."

'Bez złudzeń' Mia Sheridan



"Czasem nosimy krzywdzące, ograniczające etykietki, nieważne, czy przypisali je nam inni, czy uczyniliśmy to sami."


Bywa, że okładka książki nam się nie podoba. Bywa, że przedstawieni na niej bohaterowie w naszej głowie wyglądali inaczej. Co innego jednak różnić się w wyobrażeniu czegoś, a co innego źle przedstawić wizję autora, którą ten dał nam jak na tacy. Niektórych drażni, inni nie mogą przez to spać w nocy. Ja postanowiłam od tego zacząć. Taka ot, uwaga książkowego geeka.

"Człowiek nie żałuje tego, co uczynił wiedziony miłością i dobrymi intencjami. Bądź uczciwy co to własnych intencji, Gabrielu, a potem idź za głosem serca. Niezależnie od wyniku, nie pożałujesz."


Cristal jest striptizerką, która wiele w życiu przeszła. Przy zdrowych zmysłach utrzymuje ją tylko gruby mur obojętności, za którym chowa obrzydzenie do pracy, klientów oraz własnego strachu przed zmianą stylu życia. Już jako mała dziewczynka nauczyła się wyłączać emocje, by nic nie mogło jej skrzywdzić. Ani odejście matki, ani agresywny ojciec. Problem pojawi się, gdy pojawi się ktoś, przed kim chciałaby się odsłonić, ale to może okazać się trudniejsze, niż ukrywanie się. Gabriel coś o tym wie. Jako sześciolatek został porwany, by przez lata ukrywano go w piwnicy, gdzie jego największym przyjacielem była samotność. Nie stracił jednak wiary, że kiedyś wróci do rodziny, znowu ujrzy słońce i będzie szczęśliwy. Nie wyszedł jednak z tego bez szwanku. Choć koszmar uwięzienia się kończy, przychodzi mu zmierzyć się z nadopiekuńczością brata, wbytnim zainteresowaniem mediów oraz strachem przed bliskością. Ma w sobie tyle siły, by z tym wszystkim chcieć sobie poradzić. Choć nie sam. O pomoc zwraca się do najmniej oczywistej osoby, którą okazuje się Cristal. Tylko czy dziewczyna zdoła go wesprzeć, skoro sama znajduje się na zakręcie? I czy to w ogóle jest możliwe? 


"Nikt z nas nie jest w stanie uleczyć innego człowieka. Reformować możemy wyłączyć samych siebie."


Jak zawsze, sięgnęłam po książkę Mi Sheridan oczekując wybuchowej mieszanki romansu, życiowych dramatów, wciągającej akcji i bohaterów, za których dam się pochlastać. Dostałam może z połowę tych standardowych składników powieści autorki. Choć motyw porwania łapał za serce, a postać Gabriela i Cristal została dopracowana w najdrobniejszych szczegółach, i wyraźnie czuć między nimi chemię, to czegoś mi tu brakowało. Możliwe, że nie przywykłam do wolno rozwijającej się fabuły, i wielu wewnętrznych monologów bohaterów. Jestem jednak fanką dialogów, które dynamizują opowieść, dzięki czemu szybko się czyta. Tu oczywiście styl Sheridan również jest wyczuwalny, wiec te trzysta czterdzieści stron starcza na dwa wieczory, a jednak miejscami historia jakby się dłuży. Dostajemy dużą dawkę mądrych słów, inspirujących cytatów i wzruszających scen. Każdy, kto miał wcześniej do czynienia z autorką - wie, czym to się je.

"Czyż nie mówi się, że wystarczy snuć plany, by Bóg zaczął się z nas śmiać?"


Gabriel jest postacią, którą ma nam udowodnić, że cała siła jakiej potrzebujemy do pokonania przeciwności losu, jest w nas samych. Obojętnie jak wiele złego nas spotka, a sam jest przykładem najobrzydliwszych z krzywd, człowiek może podnieść się ze wszystkiego. Tego brakuje Cristal. Wiary, że można samemu decydować o swoim losie. A powiedzmy sobie szczerze, że dwudziesty pierwszy wiek daje duże możliwości, wiec wiele zależy od nastawienia. Ta bohaterka na przestrzeni całej książki będzie musiała przejść najwięcej, więci jej metamorfoza będzie najbardziej zauważalna. A na ile wiarygodna? To pozostawię indywidualnej ocenie. Nie są to jedyne postacie, które poznamy w "Bez złudzeń", które będą musiały nad sobą popracować. Mamy tu bowiem jeszcze Dominika, nadopiekuńczego brata, który lubi oceniać po pozorach, oraz całe miasteczko, które niczym flaga, zmienia zdanie z każdym podmuchem wiatru. Niestety po za obrazem tego, że można nad sobą pracować, Sheridan pozwoli nam też odczuć gamę wielu negatywnych uczuć. Bo są ludzie tak głęboko ukryci za skorupą nienawiści, agresji i ego, że pozostaną plamą na honorze świata.



"Ellie jest moja. Należy do mnie nie po to, bym ją posiadł, ale żebym ją kochał."


A o co mi właściwie chodzi z tą okładką? Ah drobnostka. Cristal ma miodowe włosy - nie blond, a na głowie Gaba można zobaczyć jedynie czapkę z daszkiem. Kapelusz na niej nie gości. Nie do końca łapię też ideę przedstawienia na tym obrazku sielankowej atmosfery, skoro przez większość czasu bohaterowie zmagają się ze swoją, lub cudzą, traumatyczną przeszłością. Fakt faktem, że znajdziemy w fabule jedna scenę na festynie, co autor tego projektu chyba miał na myśli, ale jak dla mnie, to to trochę mało. Ta moja mała niechęć może jednak wynikać z sympatii do oryginalnego wyglądu. Gdy się natomiast nie może tego co się lubi...

"Dano ci ból, bo jesteś dość silny, by go znieść."


W ogólnym rozrachunku, na świeżo od razu po lekturze, postanowiłam wystawić ocenę 6/10, czy też słownie / szkolne uznałam, że jest dobra. Bo taka też jest. Spokojna, mądra, całkiem romantyczna, pouczająca, ale też pozwalająca się odprężyć. Dobra. Są lepsze, ale też znacznie gorsze.

"Życie potrafiło być niezwykłe, pełne zadziwiającego piękna i zarazem łamiącej serce rozpaczy, często przemieszanych ze sobą, tak że trudno było je oddzielić."


Bastuba 

'Płonący lód. Nieczyste zagranie' Monika Rępalska, Patrycja Kuczyńska


' Jednak gdy coś przyciąga do siebie dwoje ludzi, za żadne skarby nie da się przed tym uciec.'

Ile książek powinno wydawać wydawnictwo, aby mieć czas na porządną korektę tego, co nam serwują? Co trzeba zrobić, żeby nie dostawać białej gorączki za każdym razem, gdy zaczynam czytać nową opowieść? Bo to nie tylko Wydawnictwo Novae Res, ostatnio cały czas rzucają mi w oczy błędy gramatyczne, zjadane słowa, litery... Czy korekta śpi? Jest na urlopie? Halo! Pobudka!

Wiele razy mogła się już złamać, ale za każdym razem podnosiła się jak Feniks z popiołów.'


Lexi wraz z przyjaciółką przyjeżdża do nowej, elitarnej szkoły w Londynie, w której uczą się dzieci najważniejszych osób nie tylko w mieście, ale i w kraju. Dziewczyny są tam tylko dzięki stypendium, co szybko pozwalają im odczuć rówieśnicy. Szczególnie jeden z nich - Knox. Chłopak jest powiązany z rodziną królewską i w szkole traktują go jak króla. Gdy  wpadają na siebie pierwszego dnia, od razu rodzi się między nimi konflikt, który choć bezpodstawny, z każdym kolejnym spotkaniem będzie się tylko nasilał. Ile z tego to gra, a co jest prawdą? Lexi postanowi odkryć, w jakie ciemne interesy są zaangażowani szkolni sportowcy.

Podobno, gdy rodzimy się, nasza dusza zostaje podzielona na dwie cząstki. Jedna zostaje z tobą, a druga trafia do twojej drugiej połówki. Obie czekają, aż odnajdą się, z daleka wyczuwają się, przyciągając jak magnes. Czy tym moim magnesem jest Lexi? Czy to ona trzyma część mojej duszy?'

Jaki problem mam z tą książką? Lepsze pytanie to jakiego nie mam... Bohaterowie opisani w taki sposób, że wydają się niewiarygodni, trochę papierowi, a przez ciągłe zmienianie zdania, czytelnik ma ochotę wyrzucić swój egzemplarz przez okno. Narracja opiera się na tym, że widzimy świat oczami dwójki głównych bohaterów, opisanych pierwszoosobowo, przez co akcja miejscami stoi w miejscu, ponieważ jedno zdarzenie opisywane jest z dwóch perspektyw, co według mnie jest zbędne. Całkiem oryginalne, ale jednak nie potrzebne. Co jeszcze? A tak! Dalej mamy oklepaną fabułę. Oczywiście najlepsza przyjaciółka Lexi - Lizz, zakochuje się w najlepszym przyjacielu Knox'a - Artemie. 
To jednak nie jest najgorsze. Najbardziej bolą tu błędy w tekście. Cała masa powtórzeń, zdania złożone jakby nie po polsku, i dziwne podejście do odmian niektórych angielskich słów. No bo jeśli tłumaczymy "Big Ben'a", to inne opcje nazwy też powinniśmy. A może ja się nie znam. Who knows.
Dość ciekawe są jednak dwie rzeczy. Po pierwsze, najbardziej popularnym sportem w tej elitarnej szkole jest hokej, w którym oczywiście Knox jest najlepszy. Jako kapitan drużyny na lodzie bywa agresywny i przeciwstawianie mu się, może skończyć się nie tylko siniakami. Drugi aspekt, który w założeniu mógł być mocną stroną tej opowieści, to element gry o dziewczyny, jaką uprawiają hokeiści. Niby nic nowego, a jednak tu całkiem nieźle autorki to obmyśliły. A przynajmniej tak mi się wydaje, ponieważ właściwie wszystko co o tym napisano, jest dość mgliste. Zamiast opisać przebieg gry, znajdujemy tylko informację, że 'grają', i urywki z takowej przebiegu. Cóż, a mogło być tak pięknie. Ostatecznie dostajemy źle napisaną, nie zredagowaną historyjkę rodem z wattpada. Muszę mieć w sobie jednak coś z masochistki, bo jeśli drugi tom wpadnie mi w ręce, to chyba przeczytam... W końcu jeśli "Płonący lód. Nieczyste zagranie" to debiut, można mieć nadzieję, że w przyszłości warsztat autorek się polepszy. Ponieważ z wyobraźnią nie jest tu wbrew pozorom najgorzej, a nadzieja umiera ostatnia, to nie skreślam jeszcze tych dwóch pań. Zobaczymy co będzie dalej. Na razie 3/10.

Ten chłopak wkradł się do mojego serca... Pomimo tego, jaki dla mnie był, ale może właśnie tym roztopił moje serce. Dostał się dzięki temu do niego.'

Bastuba

'Korona Przeznaczenia' Monika Magoska-Suchar, Sylwia Dubielecka


'- Kurwa, nawet umrzeć nie potrafią jak należy! - klnie oficer(...)
- Chyba trzeba donieść o tym Arcymistrzowi?
- Najpierw trzeba przeżyć...'

Klątwa drugiego tomu może być prawdziwą zmorą dla autora. Gdy dodatkowo pierwszy tom był debiutem, który przyjął się bardzo dobrze, jak na brak porządnej promocji ze strony wydawnictwa, to można pomyśleć, że premierze będzie towarzyszył strach o reakcję czytelników na kolejne publikacje. Albo o jej brak. Gdy jednak od początku pod nogi lecą tylko kłody, a nie kwiaty, to gdy wreszcie nowa książka ujrzy światło dzienne, można czuć jedynie radość. Monika Magoska - Suchar i Sylwia Dubielecka przeszły długą drogę, byśmy mogli trzymać "Koronę przeznaczenia" w swoich rękach, w tym zmianę wydawcy, ale w końcu możemy poznać dalszy ciąg przygód Ariadny i Severa. I kochani, co tu się dzieje...

'Rozbiegane, pełne nieuzasadnionego gniewu myśli Anturyjczyka momentalnie ulatują. Znika złość na całe otoczenie. Nic się już nie liczy. Prócz niej. Maleńkiej istoty, tak kruchej w jego potężnych ramionach. Niech tak już zostanie na zawsze, niech ta chwila trwa wiecznie. Radość z przebywania z umiłowana osobą, która jest ukojeniem dla każdej bolączki!'

Ariadna umarła. To nie iluzja, żart, ani 'clickbait'. Severo zamiast wzruszyć ramionami i powiedzieć "No cóż, bywa", jak zapewne jeszcze rok wcześniej by zrobił, decyduje się na szalony ruch i rusza za ukochaną. Czy miał przy tym jakiś plan? Marzenie, że w krainie Białej Damy odnajdzie dziewczynę i razem będą trwać w szczęściu i spokoju? Jeśli tak było, to szybko przyszło mu się przekonać, że przeznaczenie ma skrzywione poczucie humoru, bowiem w momencie, gdy postanowił zostawić życie w przemocy za sobą, przyjdzie mu zawrzeć układ, przez który zginą setki, jeśli nie tysiące ludzi. Czy jest to warte jednego żywota? Szczęścia dwojga kochanków? Widać, nie bez przyczyny mówi się, że miłość jest ślepa. Były Mistrz Walk jedną obietnicą rozpocznie czas mroku na Kontynencie i wszędzie, gdzie tylko postawi swą stopę. 

'Ach, te kobiety... Zawsze będzie dla mnie nieodgadnioną zagadką, jak one to robią, że nawet sam Cesarz staje się przez nie kornym sługą, a niezwyciężony wojownik pada na klęczki w geście poddaństwa, by jeść im z ręki!'

Pytanie, które przy poprzedniej części nie miało racji bytu, a tu dość szybko nam się nasuwa, to - do jakiego gatunku należy zaliczyć "Koronę..."? Po za oczywistą fantastyką, czy jest to romans? Przygodówka? Może podręcznik dla przyszłych przywódców w skali globalnej, albo thriller psychologiczny? Niech mnie, jeśli czasem nie czułam się jak w horrorze! Autorki na blisko ośmiuset stronach ujęły tak wiele wątków, tyle tematów, że poruszyć choć połowę w wyczerpujący sposób, musiałabym wykorzystać materiał na pracę licencjacką, czego przez najbliższy rok nie zamierzam robić. Skupię się zatem na wątkach wedle dwóch kategorii: to co najbardziej mnie zaskoczyło, i to przy czym miałam ochotę rwać sobie włosy z głowy. Bo jeśli myślicie, że jak człowiek rok czeka na książkę, to jego zapał do czytania opada, to takie rzeczy nie w tej opowieści. Tu już od pierwszych stron podnosi nam się ciśnienie, i z każdą stroną ma się ochotę wcisnąć "stop" w życiu, żeby mieć czas na lekturę, najlepiej jednym ciągiem. 

'Wszyscy władcy, bez wyjątku, to mordercy i kaci. Operują słowem, rozkazem i żądaniem. by zrealizować swe pragnienia. Nie baczą przy tym na ewentualne koszty i Los innych (...).'

Polityka. Strategia. Wojna. Ileż tego w tej książce! Po typowo romansowej "Klątwie przeznaczenia" spodziewałam się, że ta część również skupi się na relacji między naszą dwójką kochanków, więc gdy praktycznie od początku do końca autorki postawiły na przybliżeniu nam sytuacji politycznej między krajami, kto kogo chce pobić, kto ma jakie siły, jakie zaplecze, to szczerze pomyślałam, że chyba dałam się pokonać stereotypom. Niczym Severo, nie mogłam uwierzyć, że nasze Ariadny, czyli Sylwia i Monika, mogą pokusić się o snucie tak skomplikowanych i dalekosiężnych planów, w tym fabularnym Tronie Południa. W tej rozgrywce mamy jednak więcej niż dwóch graczy. Jest Mitylena, która pragnie zdobyć dla siebie cały świat, i to bynajmniej nie na drodze pokoju, jest Merretti, pragnący trony dla Gerharda, co również wiąże się z rozlewem krwi, a na północy wciąż tkwią uwięzione cienie, pragnące wolności, i własnego miejsca w którym rządziłby władca Mroku przez nich wybrany. W całym tym galimatiasie swoje trzy grosze dołoży też sama Biała Dama, a także Ravillon. To tam zresztą akcja po raz pierwszy łamie nam serca. Dlaczego? Pierwszy tom skończył się w momencie wyboru nowego Arcymistrza, i to w dość nieprzyjemnych okolicznościach. Zwolennicy wyboru uszanowania woli poprzednika, kontra poplecznicy Eminencji starli się w walce, a jej wynik... Mimo, że już ponad miesiąc minął, gdy czytałam o tym, to moje serce nadal jest niepocieszone. Gdyby podsumować jaką roszadę w spisie bohaterów autorki zrobiły, to starej gwardii już się tam nie uświadczy. Ha! Niech mi ktoś powie, że to książka typowo dla bab! Toż tam morze krwi się leje. Nadal narracja podzielona jest na trzecioosobową dla wszystkich postaci, po za Ariadną, która wypowiada się w pierwszej osobie. Wielowątkowość sprawia, że rozdziały są krótkie, i często skaczą między różnymi lokalizacjami. Tu trzeba być czujnym, żeby nadążyć za tym co się dzieje. Bo cała fabuła jest jak labirynt, pełen krętych korytarzy. Bo choć przez cały czas główną motywacją dla naszego Severa jest jego ukochana, to powody dla których wciąż i wciąż musi walczyć o ich wspólną, szczęśliwą przyszłość, co chwila się zmieniają. Tu jakiś układ, tu jakiś zakład i nagle jesteśmy czujemy się jak zamknięci w białym pokoju bez klamek. Za to Ariadna... Ta zachowuje się adekwatnie do swojego młodego wieku. Co rusz zmienia zdanie. Raz kocha, raz nienawidzi. Raz ufa i wspiera, raz ucieka i płacze. Przez większość czasu są z Arwernem rozdzieleni, co też nadaje innej dynamiki, bo chemia między tą dwójką jest czymś czego tu najbardziej wypatrywałam, więc rozdziały pomiędzy ich spotkaniami szybciej się czytało, wypatrując kolejnych iskier, między kochankami. 

'Bo miłość miłością, ale ważniejsze od westchnień, zachwytów i porywów uczuć jest pamiętanie o godności drugiej osoby...'

Niesamowicie podoba mi się wydźwięk tej książki. Mamy tu pięknie wyłożone, jak bardzo człowiek może być zaślepiony rządzą władzy i jak wiele jest w stanie poświęcić, by takową zdobyć. Cała postać Mityleny jest w tym tak tragiczna, że gdyby nie ostatnie z nią rozdziały, może i bym jej współczuła. Podobnym w sile uczuciem, jest nieodwzajemniona miłość. Ileż zła można wyrządzić, chcąc zaimponować komuś, kto nas wyłącznie wykorzystuje! Za to wartość przyjaźni, to jak potrzebna jest każdemu z nas, cudownie uosabia wątek Vena. Bywa jednak, że i ona nie wystarcza, bo człowiek ma ograniczoną wytrzymałość, i czasem kropla wystarcza, by przelać czarę goryczy i całkowicie stracić nadzieję na lepsze jutro. A śmiertelnik pozbawiony nadziei, jest gotów na wiele, bo strach się go nie ima. Co najważniejsze jednak, a fajnie podkreślone już w opisie książki, to to, czy miłość może usprawiedliwić zbrodnię, i czy każdą krzywdę można wybaczyć. Ile ludzi, tyle opinii, a wybory bohaterów "Korony przeznaczenia", spokojnie można by wziąć pod lupę, przy dyskusji na forum, bo wiele z nich ociera się o kodeks etyki i kompas moralny. Tak jak już wcześniej wspominałam, przed lekturą polecam zaopatrzyć się w: ciepłą herbatę, bo będzie wiało chłodem; paczkę chusteczek, bo autorki za chyba przedawkowały "Grę o Tron" i w swojej książce również co i rusz uśmiercają nasze ukochane postacie; chipsy/paluszki/żelki/ cokolwiek, co zastąpi Wam własne paznokcie, bo zaświadczam, że nie raz i nie dwa akcja doprowadza na skraj nerwicy, gdzie nie wiadomo, czy wyrzucić tę cegiełkę za okno, oszaleć czy czytać dalej. Co prawda polecam to ostatnie, ale byłam bliska również pozostałych dwóch opcji. Jeśli chodzi o inspirację serialami, widzę tu też "Modę na sukces", bądź bardziej polskie "M jak Miłość", bo mamy tu nowe miłosne rozdania kart, które potrafią zaskoczyć. Aż prosi się o uchylenie rąbka tajemnicy i zdradzenie Wam kulis tych roszad, ale gdzie w tym zabawa? 

'Tylko przez chaos można dojść do porządku.'

Najważniejsze jednak jest to, że tę książkę naprawdę niewiarygodnie szybko się czyta. Mi zajęło to dwa dni i ogromnie żałuję, że nie udało mi się tego czasu wydłużyć ponieważ teraz znów przyszło mi czekać na kontynuację z zapartym tchem. Choć oficjalnie historia miłości Tahitańskiej Księżniczki i Ravillońskiego Mistrza Walk kończy się na tym tomie, to Uniwersum Przeznaczenia jeszcze nie powiedziało ostatniego słowa. Mam nadzieję, że oznacza to dużo nowych, cudownie charyzmatycznych postaci, więcej magii i odkrycia przez czytelnikami kolejnych tajemnic tego świata. Na szczęście Wydawnictwo Niezwykłe zaopatrzyło nas w spis postaci na końcu książki, oraz mapkę na początku. Mi do szczęścia brakuje jeszcze drzewa genealogicznego i miałabym full pakiet. 

'Wracaj do matki czym prędzej!
Nie patrz na niego już więcej,
Bo choć mu serce oddałaś,
W zamian nic nie otrzymałaś

Wracaj do matki czym prędzej!
I już nie kochaj go więcej,
Bo on się bawi do woli,
Wciągnął cię w świat swój swawoli.'

Jestem przekonana, że mogłabym dalej rozwodzić nad tym, jak dobrze wyszło autorkom wykreowanie wiarygodnych bohaterów, dużego, złożonego świata, oraz dobrego rozpisania wątków, gdzie rozmyślnie zdecydowały, które należy domknąć, a które pozostawić w sferze naszych domysłów, a do tego chętnie podyskutowałabym wykorzystując spoilery, ale mam poczucie, że dość dobrze oddałam już, że "Korona Przeznaczenia" jest dla mnie w TOP TOP tego roku. Dlatego też, bez najmniejszego wahania objęłam ją patronatem medialnym. Bo jeśli miałabym wskazać polskie autorki, które tworzą na światowym poziomie, to Monika i Sylwia zdecydowanie byłyby moim pierwszym wyborem. A mówią, że u nam fantastyka śpi i chrapie... 10/10!

'Lepiej siedź cicho, bo wypowiadane na głos marzenia mają to do siebie, że się spełniają.'


Bastuba


Copyright © CZYTADO