'Stokrotki w śniegu' Richard Paul Evans
Czy można słowami wyrazić czysty zachwyt? Oddać to z siłą godną tysiąca słońc? Czy można reklamować miłość, wybaczenie? Mimo, że często polecam różne książki, więcej mam tych, które mi się podobały, niż tych skrytykowanych, to mało pamiętam tytułów, przy których szczerze się wzruszyłam. A Evans sprawił, że jadąc o wschodzie słońca komunikacją miejską, z przestrzenią ograniczoną tak, że ledwo mogłam mieć otwartą książkę, chlipałam w rękaw jak niepoważna. I nie obchodziło mnie nic, tak bardzo wciągnęła mnie historia Jamesa i Sary. Mimo, że od momentu, gdy przeczytałam 'Stokrotki z śniegu' po raz pierwszy, minęło pięć lat, to nadal wracam do niej z otwartym sercem. Nowe wydanie, prezentowane nam przez Wydawnictwo Znak, oraz zbliżające się Święta, są idealną okazją, by nieco przybliżyć Wam tę magiczną, i wartościową opowieść.
'Może na tym właśnie polega piekło. Kiedy stajesz twarzą w twarz z prawdą. Widzisz cały ten ból, zło wyrządzone innym i wiesz, że nie możesz im pomóc.'
James Kier myśli tylko o sobie. Chora żona, czy dorosły syn nie są na liście jego zainteresowań, za to weekendowy wypad w góry z kochanką już tak. Gdy jednak w dziwny sposób po internecie zaczyna krążyć informacja, że zmarł, a ludzie o których myślał, że są mu bliscy, zaczynają pokazywać co naprawdę o nim myśleli, nagle mężczyzna dostrzega, że życie jakie wiódł wcale nie jest tak idealne, jak do tej pory sądził. Bo czy pieniądze zastąpią nam ciepło kochającego domu? Rodzinę? Czy można kupić spokój ducha? Kier postanowi krok po kroku zmienić swoje życie na lepsze, ale szybko okaże się, że nie jest to tak proste, jak początkowo zakładał.
'Ludzie często szukają uzasadnienia dla swoich decyzji, nieważne, czy dobrych, czy złych, zmuszając innych do zrobienia tego, do czego musieli zmusić siebie.'
Bardzo szybko przyszło ludziom zapomnieć, że diabeł był kiedyś aniołem. Że został strącony do piekła, bo przeciwstawił się Bogu. Że zanim stał się postrachem, niósł radość, szczęście i miłość. Evans w tej historii przybliża nam postać człowieka, który również nie urodził się zły. Postawiony pod ścianą, z ofiary stał się katem, myśliwym. "Stokrotki w śniegu" to w dużej mierze opowieść o tym, jak ten niby zły do szpiku kości drań, postanawia przypomnieć sobie, jak żył, zanim zaczął budować swoje imperium na cudzym nieszczęściu. W swojej podróży będzie musiał zmierzyć się nie tylko z dawnymi demonami, ale także przyjdzie mu spojrzeć w oczy ludziom, których skrzywdził, a z czego nie zdawał sobie sprawy. Bo czasem sama chęć naprawienia szkód to za mało. Czasem "przepraszam" to sól na rany.
'Jest na tym świecie wielu dobrych ludzi. Ludzi takich jak ty, którzy nie mają łatwego życia, a jednak wciąż starają się postępować tak, jak należy. Bohaterowie dnia codziennego.'
Evans ma niesamowitą zdolność przedstawiania nam rzeczywistości w sposób, dzięki któremu jesteśmy skłonni uwierzyć, że wszystko się może zdarzyć. Że jeśli jesteśmy mocno zmotywowani i pewni w swoich działaniach, to możemy wszystko. Że nie ma zamkniętych drzwi, a jeśli tylko będziemy dobrymi ludźmi, to karma do nas wróci. Bo dobro wraca. Może dlatego po każdą kolejną książkę spod ręki tego autora tak chętnie sięgam. Historie są krótkie, nie ma w nich niepotrzebnych scen, szybko poznajemy naszych bohaterów, a i akcja toczy się płynnie. Są punkty kulminacyjne, jest morał. Za każdą książką stoi inna historia. Mimo, że ma na swoim koncie dużo wydanych powieści, to żadna nie przypomina kalki poprzedniej. "Stokrotki w śniegu" była pierwszą, jaką przeczytałam, ale i najlepszą. Czy później styl się pogorszył? Fabuła była mniej wciągająca? Nie. Ta opowieść trafiła do mnie w odpowiednim momencie, również w okolicy świąt, i uderzyła prosto w serce. Bo to jak współczesny Grinch, albo Scroog. Choć byśmy nie wiadomo jak źli byli, to jeśli tylko będziemy chcieli naprawić nasze błędy, to zawsze znajdzie się ta jedna osoba, której miłość na nas czeka.
'Wszyscy, a na pewno niektórzy z nas, mamy poważną wadę. To co jest dla nas najważniejsze, potrzebne do życia, bierzemy za oczywiste, za dane. Powietrze. Wodę. Miłość.
Jeśli jest obok was ktoś, kogo kochacie, jesteście szczęściarzami. A jeśli ta osoba i was darzy miłością - możecie mówić o prawdziwym błogosławieństwie. Jeśli zaś marnujecie czas dany wam na tę miłość, jesteście głupcami!'
Możecie mnie nazwać naiwną. Możecie mnie nazwać dziecinną. Ale jeśli to jest cena za wiarę w dobro i tę odrobinę magii, którą Evans jak co roku dla nas przyszykował, to jestem na to gotowa. Ustawię przy kominku ulubiony fotel, ciepłą herbatę z cytryną i gruby koc, by tak przygotowana, móc odświeżyć w pamięci tę historię. Dobrze, że tym razem chusteczki będą pod ręką. Tylko nie myślcie, że przy tej książce leją się tylko łzy smutku, bo Evans potrafi dobrze wyważyć atmosferę. Tu można się tak samo pośmiać, jak i wzruszyć. Jeśli jest jakiś idealny przepis na świąteczne powieści, to dla mnie? Ten facet ma na nie monopol! 10/10
'- Ja już ci wybaczyłam - powiedziała.
- Jak to możliwe? Przecież na to nie zasługuję.- Na tym właśnie polega miłość.'
Bastuba
'Co jest istotą świąt Bożego Narodzenia? To proste pytanie: łaska Boża. Oraz zrozumienie tego, że nie możemy na nią zapracować, tak samo jak nie możemy zasłużyć na to, by w naszym życiu pojawiła się miłość. Ze swojej natury łaska jest darem, czymś, co otrzymujemy bezwarunkowo, nieobwarowane żadnymi nakazami, nie w zamian za coś. Najlepsze, co możemy zrobić, to otworzyć na nią nasze serca, by przyjąć ją w pełni, z całych sił, z całą mocą i przekonaniem, że dzięki niej możemy stać się lepszymi ludźmi. To moim zdaniem prawdziwy cud Bożego Narodzenia.'
Komentarze
Prześlij komentarz