'Łzy Mai' Martyna Raduchowska


"- Uważasz zatem, że rozwój technologiczny jest zagrożeniem?
- Uważam, że jeśli nie zwolnimy i nie zaczniemy uważniej patrzeć pod nogi, to wygrzmocimy się na pierwszym zakręcie tak spektakularnie, że nie będzie czego zbierać."

Lubię czarny humor i doceniam umiejętne dobrane do okazji sarkastyczne żarciki. Nic tak nie dopełnia poważnej sceny, jak trochę śmiechu nad jednym czy drugim trupem. W końcu inaczej można się zanudzić na śmierć (ba dum tssss). Gdy dodamy do tego nieco nowoczesnej technologii, delikatnie zgorzkniałego śledczego z policji, który najchętniej w ogóle nie korzystałby z tych nowinek.. Tak, dostaniemy bardzo ciekawy obrazek.

"Technologia uzależnia. I upośledza."

Jared Quinn ceni swoją prace. Jako porucznik w wydziale zabójstw, wraz z replikantką Maią zajmuje się licznymi spawami morderstw, mogąc w pełni wykorzystać doświadczenie, inteligencje i spryt. W dobie przejmowania każdego możliwego zadania przez androidy, lubi udowadniać, że stara dobra szkoła to podstawa i nie da się jej zastąpić. Dochodzi jednak do Buntu, w czasie którego androidy sieją zniszczenie w New Horizon. Załoga Quinna wpada w zasadzkę, on zostaje ciężko ranny, a jego replikantka zdradza go i ucieka za Mur. Gdy wraca do policji przyjmuje jedną zasadę: żadnych cyborgów czy androidów w jego zespole. Krótko po tym, w mieście zaczyna dochodzić do bezwzględnych morderstw, a ich sprawca pozostaje nieuchwytny dla nowoczesnej technologi. 

"Jeśli udajesz kogoś, kim nie jesteś, to znaczy, że masz coś do ukrycia i nie kierują tobą uczciwe zamiary."


Martyna Raduchowska w zaskakujący sposób wrzuca nas w sam środek miasta, które przechodzi maksymalny rozwój technologiczny. Drukarki 3D, sztuczne organy, wszczepy domózgowe.. Ulice patronują drony, a po ulicach się lata, a nie jeździ. Drzewa nie mają w sobie życia, a reklamy zaczepiają ludzi z witryn. Słowem, wszystko stanęło na głowie. Takie przynajmniej widzimy nastawienie głównego bohatera, którego chyba nie sposób nie polubić. Trochę dr. House, trochę Tony Stark. Nie brakuje mu charyzmy, nie boi się zrugać podwładnych, o których jednocześnie dba, jak najlepiej potrafi. Tę delikatność i troskę przejawia najbardziej w stosunku do swoich córek, co dodatkowo pozwala lepiej go poznać. Jak już podkreślałam, mnie kupił swoim poczuciem humoru, któremu nie ustępują pozostałe występujące tu postaci tak drugo- jak i trzecioplanowe. Na łopatki rozłożył mnie patolog, który badając ciało cieszył się jak dziecko, że jego maszyny przy spotkaniu z ciałem kompletnie wariują, więc wszystkie badania musi przeprowadzać sam. Można powiedzieć, że dla kogoś była to gwiazdka w czerwcu :) 

"- Pomoc humanitarna? - zdziwił się Jared. - Straż zawiesiła wyprawy zwiadowcze, a cywile dalej wożą wygnańcom leki i żywność?
- Wariaci są wszędzie."

Cały świat zbudowany i wymyślony przez Raduchowską jest tak obrazowo przedstawiony, tak naukowo wytłumaczony, że nie ma żadnego problemu w tym, żeby zamknąć oczy i z łatwością go sobie wyobrazić. Nie wiem na ile dla kogoś będzie to marzenie, a na ile koszmar, ale inwencji nie można autorce odmówić. Żeby nie było tak kolorowo, bo w końcu wszystko ma swoje ciemne, to między stronami książki przemyka cień, pewna zagadka, może i antagonista dla naszego głównego bohatera. Ukazane zostają wszystkie te rządowe tajemnice, o których zwykli obywatele nie mają pojęcia, bo nie mogą mieć. Trzeba oddać, że jak na science fiction okrutnie dużo dostajemy wizji, które już gdzieś na świecie mogą się dziać. 

"- Chcesz przez to powiedzieć, że mam niedorozwój osobowości - skwitowała spokojnie Maya. - I wynikający z niego niedorozwój duszy."

Dla mnie dziewięć na dziesięć i to tylko dlatego, że jako fanka choć szczątkowego romansu w książkach, jestem niepocieszona, iż tu takiego nie uświadczyłam. Nie przestaję być jednak optymistką i czekając na drugi tom, który już w październiku, będę trzymała kciuki, żeby moje małe pragnienia się ziściły. Bo o tym, że jestem szalenie ciekawa dalszych przygód porucznika Quinn'a, nie muszę nawet mówić, prawda? :) Oby więcej tak fajnych tytułów w tym gatunku, wychodzących spod ręki polskich autorów. 



Bastuba

'Lick' & 'Play' & 'Lead' Kylie Scott


"- To nigdy nie miało sensu, Lauren. Od samego początku.
- (...) To nie musi mieć sensu. Po prostu musicie chcieć być razem i robić wszystko. by tak właśnie się stało. To jest tak niezwykle proste. To miłość, Ev."

Jednym z motywów w książkach do których mam ogromna słabość, mimo oklepania, jest muzyka, szczególnie rockowa. Mówcie co chcecie, ale każda dziewczynka kochała się albo w Michale Wiśniewskim albo w Maćku Zakościelnym. Oczywiście było to jeszcze przed erą Justina Biebera i Roberta Pattinsona. Mi w udziale przypadło śpiewanie "Zawsze z Tobą chciałabym być", ale nie miałam przecież dużego wyboru. W końcu tę piosenkę napisał dla mnie, prawda? :) Pozdrawiam, Kaśka! 

"Miłość i złamane serce to mieszanka, która czyni nas potwornie głupimi."

Seria Stage Dive opowiadająca o członkach zespołu rockowego, w każdej z (jak dotąd) trzech części przedstawia nam romantyczne losy innego z chłopaków. Pierwsza część - "Lick", czyli historia Davida, to właśnie typowa robota Amora. Jedno spotkanie i już ślub, choć później wcale nie było tak łatwo i kolorowo. Mal, czyli bohater drugiego tomu - "Play" to amator szalonej miłości i złych decyzji. Pytanie czy uczucie, które rodzi się w cieniu umowy biznesowej da radę zakwitnąć? Najtrudniejszy ze wszystkich jest jednak Jimmy w "Lead". Poważnie uzależniony od używek, nie liczy się dla niego nic po za zespołem i ich rodzinami. Gdy u jego boku pojawia się dziewczyna, z zadaniem pilnowania go w trwaniu w czystości, coś w planie 'stop miłości' może nie wypalić. Mężczyzna prezentuje sobą też typowy przykład wyparcia, przy okazji dając nam najlepszą cześć z całej serii.  

"Faktem jest, że chcemy złagodzić ból innego człowieka między innymi po to, by samemu poczuć się przydatnym."

Są schematy, jest typowa erotyka. Przystojni chłopcy, nieciekawi rodzice, szał imprez i tylko ta jedna jedyna, która zdoła okiełznać niegrzecznego rockmana. Ale to tylko jedna strona medalu. Z drugiej mamy zróżnicowanych bohaterów, a co najważniejsze bohaterki. Ev jest dziewczyną, u której co w sercu to na języku. Dotąd nigdy jeszcze nie była w poważnym związku i to, z czym musi się zmierzyć po jednej szalonej nocy w Vegas, mocno ją przerasta. Anne jest kimś, kto wszystko dusi w sobie, bo dobrze wie, że może liczyć tylko na siebie. A ma pod opieką młodszą siostrę, co spędza jej sen z powiek. Jednocześnie zawsze stara się być dla wszystkich, przez co często daje się wykorzystywać. To co z jej życiem zrobi Mal, można nazwać niezłą próbą silnej woli. W końcu od nienawiści do miłości jeden krok. A Lena? Dla mnie ideał współczesnej silnej osobowości. Ileż trzeba mieć ikry, aby nie dać się stłamsić komuś o tak ciężkim charakterze, jaki ma Jimmy. A jeśli dodać do tego, że dziewczyna kocha się w nim z dnia na dzień mocniej.. Historia warta uwagi. 

"Mogliśmy poradzić sobie z tym wszystkim w pojedynkę. Oczywiście, że tak. Ale razem było to dużo łatwiejsze."

Podoba mi się, że Scott daje nam wgląd w powstawanie tekstów, muzyki, a także prace w studiu i zabawy po koncertach. Cała akcja mimo poświęcenia maksimum uwagi na romans, pozwała nam także na głębsze poznanie bohaterów. Co sprawiło, że ukrywają się za maskami? Co dzieje się z dzieckiem, któremu rodzic powtarzał, że nikt go nigdy nie pokocha? A z takim, które miało tę miłość i nagle chcą mu to odebrać? Gdzie jest linia, co można bratu wybaczyć, a czego nie? Gdzie kończy się altruizm, a zaczyna głupota? Dla mnie każda z tych książek mogłaby być o połowę dłuższa, bo dialogi czyta się szybko i płynnie, a fabuła wciąga do tego stopnia, że przeczytanie każdej z części nie trwa nawet jednego dnia. Doświadczamy wzruszeń, ale jest też dużo śmiechu. Trzeci tom jest moim faworytem, ale mogę polecić całą serię jako godną uwagi. Zaczynając od ślicznych okładek, przez przyjemne tłumaczenia, aż do samych historii, które choć delikatnie oklepane, mogą cieszyć serca. 

"Życie było za krótkie, żeby dać się gnoić jakimś idiotom w pracy. Nie można dać sobie wejść na głowę."

Bastuba

"Nie trzeba być idealnym by zrealizować zadanie - wystarczy być odpowiednio zmotywowanym."

'Lawless' T.M. Frazier


'Cisza. Straszniejsza niż jakikolwiek wystrzał z broni czy armaty. Głośniejsza niż grzmot i dziesięć razy bardziej przerażająca.'

 Uwielbiam wracać do ulubionych fragmentów historii miłosnych. Gdy mam zastój czytelniczy, albo naprawdę zły humor, to sytuacje ratują właśnie książki, a nie lody czy joga. Taki jest mój czytelniczy sekret. A mimo, że "Lawless" miało swoją premierę już jakiś czas temu, to przebieg fabuły i wszystkie dialogi znam jak własną kieszeń, a ze stron od dwieście dziewięćdziesiątej pierwszej obudzona w środku nocy możecie mnie przepytywać na wyrywki. Dlaczego? Bo zakochałam się w tych bohaterach! Jeśli "Tyran" był mocnym 5/6, to Bear ze swoją pokręconą duszą rozwalił skalę. 

'Po śmierci mojego brata tata zawsze mówił, że za ciężarem wielkiej tragedii idzie wielka odpowiedzialność. Wzięłam sobie te słowa do serca(...)'

Thia będąc małą dziewczynką spotyka na swojej drodze chłopaka, który w zamian za przysługę obiecuje pomoc, jeśli kiedykolwiek będzie go potrzebować. W dowód tego daje jej swój sygnet. Owym chłopakiem okazuje się Bear, potężnie zbudowany, wytatuowany syn przywódcy motocyklistów, który, gdy tylko dziewczynka znika mu z oczy, zapomina o jej istnieniu. A tym bardziej o danym słowie. Los jednak zmusza go, by wszystko sobie przypomniał i to w chwili, gdy zmęczony otaczającym go światem mężczyzna, ponad wszystko będzie starał się nie pamiętać. A kim sam jest, ani o złożonych przyrzeczeniach.

'I tak pójdę do piekła. Równie dobrze mogłem się cieszyć drogą.'

W budowaniu zniszczonych postaci Frazier ma dużą wprawę. Cała seria "the King" opiera się na bohaterach, których los nie oszczędza, choć Ci jedynie pragną być szczęśliwi, czy choćby bezpieczni. Thia różni się jednak od bohaterek, które do tej pory widzieliśmy na łamach tych historii. Jest niezłomna, uparta, do bólu lojalna i niesamowicie wręcz odważna. Nie chce być pod niczyją ochroną, nie chce by ktokolwiek decydował za nią. Gdy wszystko w jej życiu się sypie, postanawia postawić wszystko na jedną kartę i odnaleźć chłopaka, który przed kilku laty coś jej obiecał. Ten jeden raz chce spróbować poprosić o pomoc. Czy to będzie dobra decyzja? :)
Bear nie bardzo wie gdzie i z kim jest. Ale czy to ważne? Dawno zapomniał kim jest on sam i dokąd zmierza. Przygodne laski, alkohol i porządna narkotyczna znieczulica. Od miesięcy to jedyne co go interesuje. Gdzie i od kogo to dostanie? Nieistotne. Gdy kilka miesięcy temu stracił przyjaciela, był torturowany i odszedł z klubu, który przestał być dla niego domem, wszystko straciło sens. Sytuacja zmienia się, wraz z telefonem od Kinga. Czy pojawienie się Thii coś zmieni? Równie bezczelny co zagubiony zostanie zmuszony do podjęcia nowych, trudnych decyzji. 

Cała ta książka to w również mierze romans co akcja. Na trzysta stron nie ma ani jednej, by zrobić sobie przerwę na reklamę. Jeśli nie dostajemy palpitacji serce z powodu strzelaniny czy wyścigów motocyklowych, to z powodu dramatycznych przeżyć głównych bohaterów. Ostatnie co można powiedzieć o stylu autorki, to że jest delikatna. Tu wszyscy są brutalni i nieprzewidywalni. Wgląd jaki mamy w nowe życie Kinga i Ray jest idealnym uzupełnieniem nowej historii. A oprócz nich, jak cień pojawia też pewien gość z kolorową muszką i szalonym uśmiechem. Nie ma nudy. Ze strony na stronę oczy robią się coraz większe, aż widzimy napis KONIEC. A wytrzeszcz zostaje, bo kolejny tom już 22 sierpnia! 

'Miłość. To była jedyna tortura, jakiej nie znałem.'

Można pisać jak Mickiewicz, można jak Szymborska. Można robić research jak Bonda, albo umoralniać jak Dostojewski, ale nic to jeśli nie umie się czytelnika przenieść do swojego świata. A Frazier robi to doskonale. Na swojej mrocznej scenie zgarnia wszystkie nagrody, a po krwistoczerwonym dywanie może przechadzać się z dumą. Dla mnie? Mistrzostwo. I jak zawsze..

złamane serce! 


Bastuba


'Kiedy zniknę' & 'Kiedy wrócę' Agnieszka Lingas-Łoniewska

 


'Poczuł strach, ale wiedział, że to jest właśnie ten moment. Czasem nie mówimy tego, co powinniśmy, chwila mija bezpowrotnie i czujemy zawód, bo nie ośmieliliśmy się wyznać tego, co w danym momencie przepełnia naszą duszę.'

W książkach polskich autorów najbardziej lubię oddanie tej naszej specyficznej mentalności. Nie da się ukryć, że sposób myślenia i zachowanie nie jest w większości kraju tak europejskie, jakbyśmy sobie tego życzyli. Bardziej niż otwartość czy życzliwość, cechuje nas zaściankowość, zawiść i chęć oceniania sąsiadów. O pesymizmie i ciężkim wzdychaniu przed odpowiedzią na pytanie "Co u Ciebie?" nie ma nawet co wspominać. Im dalej w Polskę tym ciekawiej. Z podobnego założenia wyszła Agnieszka Lingas-Łoniewska tworząc najnowsze historie, gdzie za miejsce akcji służy małe miasteczko Rokietnica niedaleko Jeleniej Góry.


'To życie. Nie można wszystkiego zaplanować w chirurgiczną precyzją.'

Mateusz, Leon, Kosma, Wojtek, Weronika, Ewelina, Lena i Matylda. Uczniowie jednego liceum. Jedni bardziej zaprzyjaźnieni, inni mniej. Łączy ich jednak pewna tajemnica, która w każdej chwili może wybuchnąć siłą bomby atomowej. Żadne z nich nie jest tego wszakże świadome, więc wiodą spokojne życie nastolatków, starając się okiełznać hormony, relacje z rodzicami, czy też własne pokręcone dusze. W mieście, gdzie 'gdy kichniesz każdy będzie wiedział kto Ci wytarł nos' (kto wie skąd ten cytat, ten zuch :D ) nie łatwo być jednakże szczęśliwym. 

'Rodzina to bliscy nam ludzie, więzy krwi mogą nie znaczyć kompletnie nic.'

Nikt nie wierzy, że chłopak z małej dziury ma szanse spełnić marzenia o własnym zespole i karierze muzycznej, szczególnie przy matce, która zdała się zapomnieć, że ma dzieci, i opinii outsidera. Mateusz nie traci jednak wiary. Tworzy, śpiewa i stara się być najlepszym bratem dla Matyldy. Ta tymczasem z dnia na dzień ma miej sił, by walczyć z losem. Podobnie jak Ewelina marzy o lepszej przyszłości i wyrwaniu się z piekła, jakim jest dla niej Rokietnica. Po jej drugiej stronie królują natomiast miejscowi bogacze. Kosma, syn znanego aktora oraz Wiktor i Weronika, których ojciec zatrudnia w swoich fabrykach połowę mieszkańców tej dżungli. Imprezy, drogie auta, dobra komórka - to sprawia, że ma się poważanie, a miejscowe plotkary mają używanie. Tak toczy się im życie. Między jedną plotką, a drugą. Nie może być tak wiecznie i gdy młodym zacznie się wydawać, że świat zaczął stać dla nich otworem, jedna chwila zdecyduje o ich dalszym losie. 

'Mamy swoje krzyże, które dźwigamy, chociaż upadamy, podnosimy się i idziemy dalej.'

Książka w typowym stylu New Adult, którą pochłania się w jeden wieczór, bo ze strony na stronę fabuła wciąga czytelnika bardziej. Prosty styl, ciekawa historia, atmosfera thrillera i grono bohaterów, tak zróżnicowanych, że łatwo znaleźć tam postać z którą można się utożsamić. Agnieszka Lingas-Łoniewska na swoim terenie nie ma sobie równych i po każdy nowy tytuł sięgam z dużą przyjemnością, ponieważ oczekiwania dorównują rzeczywistości. Sytuacje i problemy, jakie dotykają mieszkańców Rokietnicy są takie jak nasze, a dialogi spokojnie można usłyszeć na ulicy bez względu na to czy mieszka się w Gdyni, Warszawie czy Szczytnie.  

'Czasem jest tak, że coś spada na nas nieoczekiwanie. Nie potrzebujemy miesięcy czy lat, aby to zrozumieć, wystarczy jedna chwila, moment. Czasami ludzie są sobie pisani, jeśli w to wierzysz.'

Nie sposób nie wspomnieć o wyjątkowej oprawie jaka towarzyszy książce, czyli muzyce wykonywanej przez zespół All The Wrong Ways. Gdy włączy się ją podczas czytania, dodaje to tak wyjątkowego klimatu, że wszystkie szczeliny w fabule zasklepiają się, a postać Mateusza jest o wiele wyraźniejsza. Okładki również wyszły najpiękniej z całego dorobku autorki i mnie kupiły na wejściu. Delikatne, ale oddające nastrój towarzyszący Rokietnicy i jej mieszkańcom. Niesamowite, że mimo tylu napisanych książek Lingas-Łoniewska nadal potrafi zaskakiwać i rozkochać czytelnika w swoich opowieściach. A przy tym nie zamyka się w jednym gatunku. 

'Nie mam serca!
Zabiliście dobrego człowieka.
Nie mam duszy!
Nic już na mnie nie czeka.
Nie mam celu!
Mógłbym zniknąć w tej chwili.
Nie mam jutra!
Bo jutro też mi zabili.'

Dla mnie jest to jedna z ciekawszych propozycji i dla młodszego i dla starszego odbiorcy. Mamy tu tajemnice rodowe, problemy dorosłych i nastolatków, wielką miłość i szaloną nienawiść. Zwroty akcji zaskakują, a zakończenie... Zdecydowanie warte przeczytania!

'Wyrządzone zło wraca.'

Bastuba

'Pocałunek cesarza' Sylwia Bachleda


'Wierzę, że nie ma takiego serca, którego nie da się wyleczyć.'

Nie lubię haremów. Nie lubię pojedynczych, prostych zdań. Nie lubię bohaterek, które wydają się cierpieć na nieleczone rozdwojenie jaźni. A już w szczególności nie lubię, gdy autor wybierając ramy czasowe dla opowiadanej przez siebie historii, nie umie się w nich obracać. Nie chcę być jednak okrutna, więc będzie to wyjątkowo krótka recenzja.

'Każdy walczy o to, czego pragnie.'

Dziewiętnastowieczna Francja. Młoda, piękna Charlotte ma złamane serce. Jej ukochany, Victor, postanowił poświęcić się służbie cesarzowi i w tym celu musi na stałe zamieszkać w Paryżu. Choć początkowo chciał zabrać ze sobą dziewczynę, ostatecznie postanawia się z nią rozstać, ponieważ nie wierzy, że ta będzie szczęśliwa z dala od domu. Coś jednak zdaje się ukrywać, lecz Charlotte nie dostrzega tego. Jest bowiem zbyt skupiona na swych zranionych uczuciach. Czas mija, serce zaczyna się leczyć, nie bez męskiej pociechy, gdy przychodzi list, w których Victor zaprasza byłą miłość do stolicy na wielki bal. Tak rozpoczyna się pierwsza z wielu rozterek dręczących młode serce piękności. Zostać z nowo poznanym, acz jak interesującym Franciszkiem, czy ruszyć do Victora, by poznać Paryż i cesarza Aleksandra? 

'Nie ma nic gorszego od oszukiwania samego siebie.'

Muszę przyznać, że mnie dość ciężko zniechęcić do jakiejś lektury, ponieważ z łatwością przychodzi mi znalezienia plusów w nawet największej szmirze. Przy tej książce wyjątkowo mocno się jednak męczyłam. Denerwowały mnie CIĄGŁE rozterki głównej bohaterki względem oddania komuś swojego serca. Gdy połączy się to z formą jaką wybrała sobie autorka, która musi wyjątkowo nie lubić używania przecinków, gdyż proste zdania królują w "Pocałunku cesarza", małe pozostaje pole do popisu, by jakoś uratować tę historię. A jednak jest światełko w tunelu. Bo sam pomysł na fabułę jest bardzo ciekawy! Szczerze, gdyby zrobić z tej opowieści thriller, moglibyśmy dostać kawał dobrego dreszczowca. Postać Aleksandra idealnie wpasowała by się w sylwetkę psychopaty, klimat zamku i okalającego go labiryntu byłby świetnym miejscem akcji, a jeśli chodzi o zwroty w fabule czy trzymanie w napięciu, to przyznam, że z tym autorka już teraz świetnie daje sobie radę. Jest to nadal trochę przewidywalne, ale praktyka czyni mistrza. Dostaliśmy natomiast romans, z próbą wplecenia wątków historycznych, i to niestety nie był dobry pomysł. Nawet jeśli przymknąć oko na wszystkie duże niedociągnięcia co do etykiety, czy tego jak w rzeczywistości wyglądały bale czy inne "imprezy" to przedstawienie cesarza jako człowieka, do którego byle kto zwraca się po imieniu, i uchodzi mu to na sucho.. Zbliża nas to do wizji science fiction. 

'Jeśli pewnego dnia zaufasz komuś za bardzo, razem ze wspomnieniami możesz stracić część siebie.'

Sięgałam po tę książkę z nadzieją na coś naprawdę, naprawdę dobrego, więc tym bardziej jestem zawiedziona, że moje oczekiwania tak różnią się od rzeczywistości. Myślę, że problem tkwi jednak w braku doświadczenia, a nie talentu, więc nie skreślam Pani Bachledy definitywnie. Kto wie, może za kilka lat będzie pisać naprawdę dobre opowieści grozy? ;)

Bastuba

'Wszystko czego pragnęliśmy' Emily Giffin


"Niestety na uczucia nie ma rady - a moje były prawdziwe."

Znacie to uczucie, gdy trafiacie na książkę, która Was wciąga do tego stopnia, że chcecie tylko czytać i czytać, a ona nagle się kończy? Przecież dopiero co do niej usiedliście, a tu już trzysta stron minęło, i historia się skończyła. Autor okazuje się sadystą, bo przecież Wy chcecie więcej. Z radością czytalibyście nawet o tym, jak bohaterowie chodzą co rano po bułki, bo aż tak dobry i przyjemny styl pisania ma Giffin. "Wszystko czego pragnęliśmy" to opowieść, która mogłaby trwać i trwać. 

"Komu jesteś w stanie zaufać na tyle, by w dobrych i złych chwilach być przy nim w pełni sobą?"

Nina jest kobietą, o której można powiedzieć, że ma wszystko. Kochającego męża, syna, który odnosi sukcesy w sporcie i właśnie dostał się na wymarzoną uczelnię, życie na wysokiej stopie, dobre zdrowie i urodę, której można jej tylko zazdrościć. Czuje jednak, że to fasada, a w ich życie powoli wkradła się jakaś rutyna i oziębłość. To co kiedyś było dla niej spełnieniem marzeń, teraz wydaje się tylko przytłaczać. Nie czuje już więzi ani z mężem Kirkiem, ani z synem Finchem, który otoczony luksusem i mając za wzór ojca, nie przekazującego mu żadnych wartości, przestał być słodkim dzieckiem, a stał się rozpuszczonym nastolatkiem. Ciągłe bankiety, przesłodzone i fałszywe koleżanki, także ciążyły z dnia na dzień bardziej. Czy tego właśnie pragnęła?
Tom nie mógł o sobie powiedzieć, że wiódł wymarzone życie. Miał jednak wszystko czego potrzebował, lub tak właśnie chciał myśleć. Dom mały, ale własny oraz pracę, którą lubił, ponieważ pozwalała mu oderwać myśli od codziennych spraw. Choć stolarka wśród bogatej społeczności miasta nie przysporzyła mu szacunku. A to właśnie z nią miał się zmierzyć ten dumny człowiek już niedługo. Z jakiego powodu? Jego oczko w głowie, największa radość i miłość, czyli Lyla, ukochana córka, postanawia wyjść na imprezę bez wiedzy i zgody ojca. Galimatias, który rozpocznie się od tej jednej głupiej decyzji, zmieni życie wielu osób. Tom będzie musiał zawalczyć o honor i sprawiedliwość, jednocześnie analizując swoje życie i pragnienia, od zawsze głęboko skrywane w zakamarkach serca. 

"Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że straciłam syna. Bardzo chciałam cofnąć czas. Zrobić wszystko inaczej. Dać Finchowi mniej dóbr materialnych, a w zamian poświęcić mu więcej uwagi. Więcej z nim rozmawiać, nawet w momencie, kiedy stracił na to ochotę."


Gdy Finch wysyła znajomym nieprzyzwoite zdjęcie Lyli z imprezy, podpisując je rasistowskim tekstem, wszystkich czekają tego niemiłe konsekwencje. Tylko czy to na pewno był on? Jakie jeszcze sekrety skrywa elita i do czego jest w stanie posunąć się rodzic w obronie dziecka?

"Sprawiedliwość to nie tylko coś, na co można zasłużyć. Sprawiedliwość jest człowiekowi potrzebna."

Największym wyzwaniem dla człowieka, który zdecyduje się, mniej lub bardziej świadomie, mieć dziecko, jest późniejsze wychowanie go. Najlepiej na dobrego człowieka. Czy ktoś daje gwarancję, że to się zawsze udaje? Kto decyduje co jest dobre, a co nie? Trudne pytania, często odpowiedz jest niemożliwa. Giffin w swojej książce przybliża nam problemy jakie dotyczą tak rodziców jak dzieci. Poznajemy różne perspektywy, odmienne narracje. Na tych ledwie trzystu sześćdziesięciu stronach porusza takie tematy jak snobizm, samotność w towarzystwie, a nawet rozważa definicję gwałtu. Poznając tę historię lepiej, możemy dojść do wniosku, że nic nie jest takie jakie się z pozoru wydaje, i czasem zostać jest ciężej niż odejść. 

"Materializm sprowadza nas czasem na złą drogę, ale wszyscy potrzebujemy w życiu piękna. Azylu. Domu i ludzi, którzy zawsze będą gotowi nieść nam pomoc."

Dla kogo jest najnowszy tytuł Wydawnictwa Otwartego? Jeśli lubisz, gdy książka skłania do refleksji, a przez całą lekturę nie masz pewności co spotka Cię na końcu, to jesteś tym odbiorcą, któremu polecę "Wszystko czego pragnęliśmy". Nie jest to romans. Obyczajówka to za małe słowo. Jest akcja, są emocje, a wszystko pięknie napisane i zaplanowane. Jeśli wszystkie książki Giffin są takie, to już jestem w drodze do księgarni internetowej, by zrobić nowe zamówienie. PO-LE-CAM! :)

Bastuba
Copyright © CZYTADO