'Pocałunek cesarza' Sylwia Bachleda


'Wierzę, że nie ma takiego serca, którego nie da się wyleczyć.'

Nie lubię haremów. Nie lubię pojedynczych, prostych zdań. Nie lubię bohaterek, które wydają się cierpieć na nieleczone rozdwojenie jaźni. A już w szczególności nie lubię, gdy autor wybierając ramy czasowe dla opowiadanej przez siebie historii, nie umie się w nich obracać. Nie chcę być jednak okrutna, więc będzie to wyjątkowo krótka recenzja.

'Każdy walczy o to, czego pragnie.'

Dziewiętnastowieczna Francja. Młoda, piękna Charlotte ma złamane serce. Jej ukochany, Victor, postanowił poświęcić się służbie cesarzowi i w tym celu musi na stałe zamieszkać w Paryżu. Choć początkowo chciał zabrać ze sobą dziewczynę, ostatecznie postanawia się z nią rozstać, ponieważ nie wierzy, że ta będzie szczęśliwa z dala od domu. Coś jednak zdaje się ukrywać, lecz Charlotte nie dostrzega tego. Jest bowiem zbyt skupiona na swych zranionych uczuciach. Czas mija, serce zaczyna się leczyć, nie bez męskiej pociechy, gdy przychodzi list, w których Victor zaprasza byłą miłość do stolicy na wielki bal. Tak rozpoczyna się pierwsza z wielu rozterek dręczących młode serce piękności. Zostać z nowo poznanym, acz jak interesującym Franciszkiem, czy ruszyć do Victora, by poznać Paryż i cesarza Aleksandra? 

'Nie ma nic gorszego od oszukiwania samego siebie.'

Muszę przyznać, że mnie dość ciężko zniechęcić do jakiejś lektury, ponieważ z łatwością przychodzi mi znalezienia plusów w nawet największej szmirze. Przy tej książce wyjątkowo mocno się jednak męczyłam. Denerwowały mnie CIĄGŁE rozterki głównej bohaterki względem oddania komuś swojego serca. Gdy połączy się to z formą jaką wybrała sobie autorka, która musi wyjątkowo nie lubić używania przecinków, gdyż proste zdania królują w "Pocałunku cesarza", małe pozostaje pole do popisu, by jakoś uratować tę historię. A jednak jest światełko w tunelu. Bo sam pomysł na fabułę jest bardzo ciekawy! Szczerze, gdyby zrobić z tej opowieści thriller, moglibyśmy dostać kawał dobrego dreszczowca. Postać Aleksandra idealnie wpasowała by się w sylwetkę psychopaty, klimat zamku i okalającego go labiryntu byłby świetnym miejscem akcji, a jeśli chodzi o zwroty w fabule czy trzymanie w napięciu, to przyznam, że z tym autorka już teraz świetnie daje sobie radę. Jest to nadal trochę przewidywalne, ale praktyka czyni mistrza. Dostaliśmy natomiast romans, z próbą wplecenia wątków historycznych, i to niestety nie był dobry pomysł. Nawet jeśli przymknąć oko na wszystkie duże niedociągnięcia co do etykiety, czy tego jak w rzeczywistości wyglądały bale czy inne "imprezy" to przedstawienie cesarza jako człowieka, do którego byle kto zwraca się po imieniu, i uchodzi mu to na sucho.. Zbliża nas to do wizji science fiction. 

'Jeśli pewnego dnia zaufasz komuś za bardzo, razem ze wspomnieniami możesz stracić część siebie.'

Sięgałam po tę książkę z nadzieją na coś naprawdę, naprawdę dobrego, więc tym bardziej jestem zawiedziona, że moje oczekiwania tak różnią się od rzeczywistości. Myślę, że problem tkwi jednak w braku doświadczenia, a nie talentu, więc nie skreślam Pani Bachledy definitywnie. Kto wie, może za kilka lat będzie pisać naprawdę dobre opowieści grozy? ;)

Bastuba

Komentarze

Copyright © CZYTADO