'Niekrólewska wyprawa' Krzysztof Pławecki


'(...) Twa trasa, czasem żmudna, w pewnych miejscach bardzo trudna, dała wiedzę najwspanialszą. Z nią wyruszysz w drogę dalszą!'

Od małego jestem wierna jeden książce, i nie jest to Biblia, a "Baśnie" Christiana Andersena. Mocny wstęp jak na recenzję bajki dla dzieci, no nie? Cóż poradzić, kiedy to prawda. Biblię poznałam dużo później, a czytanki są ze mną odkąd sięgam pamięciom. Wychowałam się na różnych książkach, ale to te pierwsze historyjki mają w moim sercu szczególne miejsce. Dlatego, kiedy teraz kupuję bajki dla dzieci koleżanek, czy kuzynki, zwracam uwagę, żeby coś sobą reprezentowały. Podprogowo bowiem, młodziaki zapamiętują więcej niż się dorosłym wydaje.  

Pewien król żyje sobie wygodnie na zamku, śpiąc w wielkim, wygodnym łóżku, dostając pod nos ulubione przysmaki, wydając rozkazy i nieinteresując się losem swoich poddanych. Nie jest okrutny, tylko wygodny. Pewnego dnia, w jego progach pojawia się mędrzec, zapewniający króla, iż wie o istnieniu księgi, tak mądrej, że zapewni szczęśliwe życie jego poddanym, wojsko się rozrośnie, a kraina będzie mlekiem i miodem płynąca. Jest tylko jeden warunek. Władca musi udać się po nią samotnie. I to incognito. Tylko w ten sposób posiądzie ukrytą na jej kartach wiedzę. Jan, bo tak też na imię miał monarcha, decyduje się podjąć wyzwanie i rusza w całkiem Niekrólewską wyprawę. 

Jan na swojej drodze napotyka wiele problemów, dzięki którym ma możliwość lepiej poznać nie tylko swój kraj, który dotąd oglądał tylko zza zamkowych okien, ale również swoich poddanych. Co ważniejsze jednak, okazuje się, że do tej pory mało znał także siebie samego. Podróż w jaką z takim zapałem wyruszył, może okazać się kompletnie inna, niż początkowo oczekiwał. Ma się rozumieć, pojawia się również pytanie, czy w ostatecznym rozrachunku, ważniejszy będzie cel, czy sama droga? 

Krzysztof Pławecki postawił w swojej bajce na rymowanki. Dzięki temu, dzieciakom z pewnością łatwiej będzie poznawać losy pewnego delikatnie ciapowatego króla. Doda to także humoru przeżywanym przez niego przygodom. Styl jest prosty, rymy śmieszne, przekaz jasny. Postacie na tyle charakterystyczne, że łatwo je polubić i zapamiętać, a ukryta między wierszami wiedza, nie przytłoczy młodego odbiorcy. Widać, że treść została dobrze przemyślana, więc efekt zadowoli tak samo dzieci, jak i ich rodziców. A dzięki temu, że sama historia jest króciutka, bo mamy tu zaledwie pięćdziesiąt cztery strony, będzie to idealna lektura przed snem. 

Trzeba przyznać, że autor dołożył wszelkich starań, żeby cała publikacja była przyjazna czytelnikowi. To jak staranie jest wydana, z dbałością o każdy detal, robi wrażenie. Nie tylko twarda oprawa, ale i okładka przyciąga wzrok, dzięki "śliskim" / mieniącym się elementom. Środek książki wita nas po królewsku, bo każdy skrawek zajmują korony, a dalej zaczynają się przepiękne ilustracje. Widać, że tworzone z pasją i pomysłem. Nawet takie drobiazgi jak numeracja stron, nie zostały pominięte, i idealnie wkomponowują się w kolejne, kolorowe kartki. Gdyby więc treść nie zachwycała, to dla oka i tak byłaby to wielka gratka. Na szczęście historia króla, który powinien trochę popracować nad masą swojego ciała, została bardzo dobrze nam podana. Z humorem, ciekawie i mądrze. Bo nie sztuka wymyślić oryginalną fabułę, kiedy nie umie się jej z pomysłem przedstawić. Tu można się i trochę pośmiać i czegoś nauczyć. Yin i yang w pigułce. Albo raczej w syropie. Bo to w końcu idealna wyrób dla dzieci. 


Bastuba


Komentarze

Copyright © CZYTADO