'Metalowa Dolna' Bruno Kadyna
'Chyba nikt nie zastanawia się, co będzie, jak zdobędzie wymarzoną miłość, a potem ją straci. Samo zdobycie wydaje się czymś niemożliwym do osiągnięcia'
Zanim
jakaś książka trafi na naszą listę tytułów ulubionych, przeważnie musi chwilę
odleżeć. Zrozumienie, czy podoba nam się tylko na chwilę, czy jest to ważna,
życiowa historia, musi trochę potrwać. Często zrozumienie danej opowieści
przychodzi do nas dopiero, gdy przeżyjemy coś zbliżonego do niej, coś co
otworzy nam oczy. ‘Metalową Dolną’ pochłonęłam jednak w kilka godzin. Nie mam
męża, a sport uprawiam kiedy biegnę na autobus, a i tak wiem, że zagwarantowała
sobie miejsce na mojej liście TOP. Sprzeczność? Nie, wyjątkowa książka.
Tomek
jest mężczyzną prawie w wieku średnim, który prowadzi włas
ną działalność, więc można
uznać, że jest w pracy 24/7, co niespecjalnie mu się podoba. Sytuacja w której
się znalazł, chora na raka żona, nie pozwala mu jednak na zmianę pracy.
Sposobem na pozostanie przy zdrowych zmysłach są częste wizyty na siłowni. Pozwala
mu to na wyrzucenie negatywnej energii zgromadzonej w organizmie w ciągu całego
dnia, oraz znalezienie równowagi pomiędzy swoimi marzeniami, a rzeczywistością.
Forma pierwszoosobowa narracji i obsadzenie całej akcji w piwnicy, pozwala nam
lepiej odczuć upływ czasu pomiędzy wydarzeniami. Ważnym elementem opowiadania
jest samotność z którą w pewnym momencie musi zmagać się główny bohater. To, że
nad jego mieszkaniem znajduje się lokum matki, a w telefonie ma dwa numery do
kumpli, nie załatwia sprawy, bo czuje, że nie znajdzie w nich zrozumienia. Ten
element uderza w nas bardzo mocno, szczególnie, że język i spostrzeżenia postaci
są bardzo naturalistyczne. To, jak i cały męski punkt widzenia bardzo wpasowało
się w moje gusta. Jestem też zaintrygowana wątkiem psychologiczno-fantastycznym
(w zależności od interpretacji). Bo co byśmy zrobili gdybyśmy mogli poczuć reakcje
kogoś na nasze słowa? Albo gdyby nasze emocje fizycznie wpływały na kogoś nam
bliskiego? Złość czy smutek, który pozwalamy sobie czuć, który czasem
traktujemy jak środek masochistyczny, nabrałby innego znaczenia. Jest to dla
nas ważna lekcja do nadrobienia, warta dłuższego zastanowienia.
'Zastanawiam się, co się dzieje, jak się traci zmysły. Czy widzi się wtedy jakieś pierdoły, czy też każdy wariat przechodzi to inaczej?'
Nie
mogę wyjść z szoku, że debiut może być tak udany. Zawsze do nowych autorów
podchodzę z rezerwą, dając im czas na rozwój. Nie można przesadzać, bo nie bez
powodu, mówi się, że najbardziej motywuje krytyka. Moim jedynym zarzutem jest jednak
długość. Dziewięćdziesiąt sześć stron to malutko, choć trzeba oddać, że swego
rodzaju otwarte zakończenie pasuje tu bardzo dobrze. Żałuje, że nie mam siły
przekazania wam werbalnie jak podobała mi się ta książka i jak zła jestem, że
nie widzę, by dostała odpowiedniego zaangażowania marketingowego. Pozwala to
dojść do wniosku, jak mało wartościowych lektur nas otacza, skoro kiedy trafimy
na cacuszko to uderza to w nas tak mocno. Chciałabym, żeby więc Ci, którzy
ratują czytelniczy honor naszego pięknego kraju sięgnęli i po tę historię, bo,
daję słowo, jest tego warta.
Bastuba
Komentarze
Prześlij komentarz